This is the second chapter of my translation of "The Only Way" by
kelpy22. I hope you'll like it.
Rozdział II
Gapiła się.
Mężczyzna był chudy i blady. Wyglądał na kogoś, kto przez długi czas nie widział światła słonecznego. Miał ciemne przetłuszczone włosy. Szaty, które nosił, były podarte i rozprute. Cudem trzymały się w jednym kawałku, gdy leżał skulony na kamiennej podłodze pod oknem. Blade ramiona obejmowały tak samo białe kolana, na których spoczywała jego twarz. Wydawało się, że śpi. Smród z pomieszczenia rozniósł się na korytarz.
Aurorka nie potrafiła ukryć swojego obrzydzenia. Odwróciła się i spojrzała na strażnika.
- Czy jest jakieś pomieszczenie, w którym mogłabym z nim porozmawiać? - zapytała ostrym tonem.
Cerber wyglądał na lekko zaskoczonego, ale wskazał drzwi na końcu korytarza. Kobieta spokojnie do nich podeszła, otworzyła na oścież i obejrzała pokój. Chociaż był tak samo pusty jak pozostałe pomieszczenia, które tu zobaczyła, przynajmniej było w nim sucho, a na jednym końcu znajdował się kominek z nierozpalonym ogniem. Drewniany stół i dwa krzesła były jedynymi meblami.
- Może być. Proszę, rozpal ogień.
Strażnik wyglądał tak, jakby chciał się z nią kłócić, ale ostatecznie tego nie zrobił. Wyciągając różdżkę z rękawa, wycelował nią w kominek i wymamrotał zaklęcie. Ogień zatrzeszczał w palenisku.
- Dobrze. Proszę, przynieś mi herbatę.
Słysząc to, mężczyzna wyraźnie się najeżył i otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Aurorka uciszyła go ruchem ręki, który, pomimo że nie magiczny, był wystarczająco groźny, by strażnik zmienił swoją decyzję. Jego wzrok przemknął po sylwetce postaci śpiącej na podłodze celi, po czym spojrzał na stół i ponownie wycelował różdżką. Pojawiła się na nim porcelanowa zastawa do herbaty. Kobieta kiwnęła głową.
- Możesz zaczekać na końcu tego korytarza.
- Proszę pani! - oburzył się strażnik. - Musi pani wiedzieć o przepisach! Nie mogę pani z nim zostawić! Pani nie wie, do czego on jest zdolny!
Odwróciła się. Kaptur jej peleryny lekko się zakołysał.
- Doskonale wiem, do czego jest zdolny. Jak pan myśli, dlaczego tu jestem?
Odpowiedziała jej cisza.
- Na tym korytarzu nie ma innych więźniów. Jestem Aurorem Pierwszej Klasy. Nie skrzywdzi mnie. - Gdy to mówiła, jej głos złagodniał. - Nie skrzywdzi.
Strażnik pokręcił głową i odwrócił się.
- Rób, co chcesz. To nie ja nadstawiam karku…
Wpatrywała się w ścianę obok celi, dopóki strażnik nie zniknął za rogiem korytarza. Dopiero wtedy poruszyła się, żeby ponownie zajrzeć do środka. Zebrała odwagę i po cichu weszła do małego pomieszczenia.
Mężczyzna nie poruszał się, ani nie okazywał żadnych oznak świadomości jej obecności. Przykucnęła kilka centymetrów przed nim i znalazła się wystarczająco blisko, by zauważyć, że znajdował się w gorszym stanie, niż początkowo myślała. Oddychając powoli przez nos, wyciągnęła dłoń, położyła ją na kościstym ramieniu i lekko nim potrząsnęła. Jego skóra była zimna pod jej ciepłymi palcami. Mężczyzna poruszył się ospale. Aurorka miała się właśnie podnieść, gdy więzień w kilka sekund ocknął się ze snu i całkowicie oprzytomniał.
Zanim zdołała temu zapobiec, jego ręka zaskakująco mocno zacisnęła się na jej nadgarstku. Uniosła głowę i zobaczyła, że on również podniósł wzrok. Z wychudzonej twarzy z wyjątkową intensywnością patrzyły się na nią zimne, czarne oczy. Instynktownie cofnęła się, wykręcając swój nadgarstek z jego uścisku i szybko wstała.
Mężczyzna nie poruszył się ze swojego miejsca na podłodze. Patrzył się jednak z rezerwą, gdy masowała swój nadgarstek i próbowała uspokoić swój oddech.
- Snape… - wyszeptała jego nazwisko, ale była pewna, że ją usłyszał. - Severus Snape…
- Kim jesteś? - warknął, a jego głos był zdarty i łamiący się od nieużywania, ale nadal podobny do tego, jakim był kiedyś.
- Jestem aurorką. Z Ministerstwa - odpowiedziała i odczuła ulgę, słysząc, że pomimo strachu, jej głos brzmiał zupełnie normalnie.
- Spytałem, KIM jesteś - powiedział z irytacją. - Widzę, CZYM jesteś. - Patrzyła na niego z obojętnością i nie zaoferowała pomocy, gdy się skrzywił, usiłując wstać z podłogi.
- Nie ma potrzeby, byś znał moje imię - poinformowała go wyjątkowo zimnym głosem. Była zupełnie zaskoczona, gdy mężczyzna kiwnął głową.
- Co ty…?
- Koniec pytań. - Z torby, którą wciąż niosła, wyjęła komplet ubrań i rzuciła w jego stronę. Wylądowały mu w ramionach, a on kurczowo je do siebie przycisnął.
- Załóż je. Wtedy porozmawiamy. Zaczekam na zewnątrz.
Stanie przed celą i oczekiwanie, aż mężczyzna ubierze się w nowe szaty, trwało wieki. W tym czasie aurorka próbowała opanować uczucia gniewu i smutku, które nagle ją ogarnęły. Pomimo całego treningu i przygotowań nie była pewna, czy wie, jak poradzić sobie z sytuacją, w której się obecnie znalazła.
Wiedziała, co Snape zrobił. Wiedziała dlaczego wysłano ją do Azkabanu…
- Co teraz?
Więzień pojawił się w drzwiach celi i ostrożnie z niej wyjrzał, jak gdyby nie do końca wierząc, że były otwarte. Miał na sobie ubrania, które mu dała, ale niemal zwisały z jego szczupłej sylwetki. Aurorka podniosła rękę i wskazała pokój na końcu korytarza.
- Do środka.
Szedł sztywno w stronę pomieszczenia, zatrzymując się dopiero w środku.
- Siadaj. - Wskazała mu jedno z krzeseł. Spojrzał się na nią z wahaniem.
- Siadaj natychmiast, albo możesz wracać do swojej celi. - Jej lodowaty głos odbił się echem od ścian. Mężczyzna usiadł, a ona zamknęła za sobą drzwi i spoczęła na drugim krześle.
Wyjęła chleb i butelkę zupy ze swojej torby i ustawiła je na stole. - Jedz.
Tym razem nie było wahania. Snape rzucił się na jedzenie, jakby od dawna umierał z głodu. Jadł szybko i bez finezji, rozrywając chleb i siorbiąc zupę. Aurorka zaczekała, aż więzień znajdował się w połowie posiłku, by ponownie się odezwać.
- Skąd wiesz, że to nie zostało zatrute? - spytała go cicho. Snape kontynuował jedzenie ze spojrzeniem zimniejszym i bardziej zabójczym, niż widziała kiedykolwiek.
- Nie robi mi różnicy, co z tym zrobiłaś - powiedział pomiędzy kęsami. - Jeśli to zatrułaś i umrę, to wyświadczasz mi przysługę. Jeśli nie i jest to tylko jedzenie, nadal mi ją wyświadczasz.
Nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć, więc czekała aż skończy jeść. Herbata stała z boku stołu zupełnie nietknięta. Gdy jedzenie znikło z talerza, Snape rozsiadł się w swoim krześle i zaczął wpatrywać w ogień. Ostrożnie położył obie dłonie na stole. Aurorka wzięła głęboki oddech.
- Severusie Tobiaszu Snape - zaczęła mocnym głosem, a jego twarz zwróciła się w jej stronę. - Jest moim obowiązkiem poinformować cię, że w zeszłym miesiącu, dwudziestego grudnia, Ministerstwo Magii jednogłośnie zniosło ustawę anty-egzekucyjną wobec wszystkich znanych śmierciożerców. Data twojej egzekucji zostanie ustalona. Zostaniesz stosownie do tego poinformowany.
Siedzący w swoim krześle Snape był niesamowicie blady.
- Zostaniesz stracony bez procesu i uroczystości. Nie ma możliwości odwołania. - Przyjrzała mu się dokładnie. Pocił się. - Masz cokolwiek do dodania do oficjalnego raportu?
- Co… - próbował złapać oddech. - Za jaką zbrodnię zostanę skazany?
Aurorka nie mogła powstrzymać złości w swoim głosie.
- Za zamordowanie Albusa Dumbledore’a, byłego dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
CDN.