Ha, I intend to keep the unsaid promise and post this story as soon as I can. So, here is the fifth chapter, tomorrow (hopefully) will be the sixth, and then the last one, the Epilogue.
Enjoy.
P.S. My writing luck is back. Elizabeth Bathory, here I come! :D
Rozdział V
Patrzyła się na niego w ciszy. Lekki rumieniec pojawił się na jego zapadniętych policzkach. Nie chciał na nią spojrzeć, dlatego skrzyżował ramiona, odchylił się do tyłu w swoim krześle i zaczął wpatrywać w podłogę.
- Zawsze jest jakiś wybór. - Udało jej się w końcu powiedzieć. Jego twarz wykrzywiła się, zdradzając gniew i pogardę.
- Nie, panno Granger - powiedział z mocą. - Nie zawsze ma się wybór. Nie jesteś dorosła dostatecznie długo, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Twój stosunek do świata jest zaskakująco naiwny, jak na osobę tak inteligentną. - Cień uśmiechu wyrażającego wyższość przebiegł po jego twarzy, gdy ją upomniał. W krótkim czasie tak bardzo rozwścieczył Hermionę, że zamilkła.
- Więc wyjaśnij - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Powiedz mi, dlaczego nie miałeś wyboru.
Snape pochylił głowę jeszcze bardziej, a jego wzrok był skupiony na podłodze.
- Wieczysta Przysięga - odrzekł cicho. - Bezmyślnie wypowiedziana Przysięga, którą złożyłem w desperackiej próbie zyskania zaufania innych śmierciożerców.
- Złożona komu?
- Narcyzie Malfoy. - Spojrzał na nią przelotnie, gdy wydała z siebie dźwięk niedowierzania. Kontynuował jednak, ponieważ o nic nie wypytywała. - Przyszła do mnie na krótko przed rozpoczęciem twojego szóstego roku szkolnego. Rozpaczliwe prosiła, bym… pomógł. Jej syn, Draco, otrzymał zadanie od samego Czarnego Pana, a ona bardzo martwiła się konsekwencjami, gdyby mu się nie powiodło.
- Zadaniem był… Dumbledore? - Hermiona zmarszczyła brwi.
- Tak - wymamrotał Snape. -Musisz zrozumieć, panno Granger, że znajdowałem się wówczas w bardzo niebezpiecznym położeniu w Kręgu Czarnego Pana. Bardzo niewielu w ogóle mi ufało, a wielu szukało sposobu, żeby zdemaskować mnie jako szpiega, za którego mnie uważali. Złożenie Przysięgi stanowiło dla mnie znakomitą okazją, żeby poprawić ich opinię o mnie, a jednocześnie pozwalało mi uzyskać wiedzę o tym, co planował Czarny Pan. To nie była propozycja, którą mogłem odrzucić. Złożyłem Przysięgę.
- Czy wiedziałeś, co będziesz musiał ostatecznie zrobić? - Choć światło w małym pokoju szybko bladło, Hermiona widziała, że wyblakły błysk w oczach Snape’a stawał się tym widoczniejszy, im więcej jej mówił. Powoli pokręcił głową.
- Nie. Ale nie mogłem się do tego przyznać.
- Zachowałeś się naprawdę lekkomyślnie - zauważyła Hermiona.
- To było jedyne wyjście! Gdybym nie złożył przysięgi, straciłbym pozycję w Kręgu Czarnego Pana i stałbym się nieprzydatny! Nigdy nie znajdowałaś się w takim położeniu, więc uprzejmie nie osądzaj mnie! - Snape ze złością kręcił się na swoim krześle, pochylając się w jej stronę. Hermiona nie ruszyła się z miejsca; tym razem postanowiła nie odpowiadać.
- Wiem również, że jak dotąd nigdy nikogo nie skazałam na śmierć, Severusie! Nie masz podstaw, by prawić mi morały! Twoje działania były naganne. Dumbledore zginął przez ciebie!
Rumieniec zniknął z twarzy Snape’a. Jego twarz przybrała kredowobiały odcień i trząsł się, jak podejrzewała aurorka, ze złości.
- Myślisz, że tego nie wiem? - Wyraźnie starał się opanować swój głos. - Myślisz, że nie żyję z moją decyzją i jej konsekwencjami każdego dnia, odkąd ją podjąłem? - Gestykulował. - Nie chciałem, żeby Dumbledore zginął z mojej ręki, nie chciałem, żeby zginął z ręki Dracona, w ogóle nie chciałem, żeby umarł!
Oddychali ciężko w ciszy, niezdolni na siebie spojrzeć.
- Czy wiesz, panno Granger, czego wymaga Wieczysta Przysięga? - zapytał Snape. Nagle kawałek drewna głośno przekręcił się w kominku, a Hermiona podskoczyła na krześle.
- Oczywiście, że wiem - wyszeptała.
- Więc wiesz również, jakie poniósłbym konsekwencje, gdybym nie mógł wypełnić wymagań Przysięgi.
- Tak - odparła stłumionym głosem.
- Jakie?
- Umarłbyś. - Uniosła wzrok, a ich spojrzenia się spotkały. Jego oczy migotały ze złością.
- Nie ja jeden. Czarny Pan powiedział Draconowi, że jeśli jego misja się nie powiedzie, wówczas za to odpowie. On również by umarł, panno Granger, prawdopodobnie razem z matką i ojcem.
- Więc po prostu wymieniłeś jedno życie za życia, czyż nie? - Głos Hermiony był ostry. - Malfoyowie nie stanowiliby wielkiej straty, jakby na to nie patrzeć. Czy rozważałeś własną śmierć? A może byłeś zbyt tchórz...
- Nalegałbym, byś nie kończyła zdania, aurorko! - powiedział Snape lodowatym tonem. - Gdybyś choć przez chwilę posłuchała, zamiast obstawać przy wymyślaniu żałosnych komentarzy, może byś się czegoś dowiedziała!
Wpatrywała się w niego; palce swędziały ją, by chwycić po różdżkę, której ze sobą nie miała, ale nic nie powiedziała.
- Nie chciałem powiedzieć Dumbledore’owi o tym, co się stało. Wiedziałem, że będzie myślał o mnie to samo, co ty teraz, panno Granger. Jednak taka informacja nie mogła być długo ukrywać. Dumbledore rozumiał konsekwencje dużo lepiej niż ja lub ty. On był… - Snape mocno zacisnął powieki, jak gdyby szukał bolesnego wspomnienia. - Wstrząśnięty. Wydarzenia postawiły się przeciwko nam, tak powiedział. Nie winił mnie za to, co zrobiłem, choć inni na pewno by to zrobili. Powiedział mi, że nie bał się śmierci, a ja… - wzdrygnął się. - Ja nazwałem go kłamcą. Powiedział „Są gorsze rzeczy od śmierci, Severusie” i spojrzał na swoją prawą dłoń.
- Tę martwą.
- Tak. To oczywiście była robota Czarnego Pana. Albus powiedział, że nie dało się tego uniknąć, ale… - Ponownie zamknął oczy, ale tym razem nie otworzył ich z powrotem. - Klątwa powoli go zabijała, panno Granger. W najgorszy sposób, jaki możesz sobie wyobrazić. Pochłaniała go od środka, znajdował się ciągle w bólu, już przed rozpoczęciem tamtego roku szkolnego. W bólu, którego żaden eliksir ani zaklęcie nie mogły uśmierzyć. Stawał się również coraz słabszy, więc, gdy zrzucanie za to winy na incydent w Ministerstwie stało się zbyt niewiarygodne, musiał przyznać, że on… on…
- Umierał. - Hermiona przerażona zakryła usta dłonią.
- Więc widzisz, że on był nieugięty, uważając, że nie mogę złamać Przysięgi, żeby wydarzenia mogły dobiec do nieuniknionego końca. Powiedział, że nie można wymienić czterech żyć za jego. Nie zezwoliłby na to.
- Gdy Malfoy stanął przed nim, na szczycie Wieży Astronomicznej… - Pytanie formowało się w głowie Hermiony, a Snape odpowiedział na nie bez wysiłku. Jego oczy otworzyły się i skupiły na jej spojrzeniu.
- Obaj, Dumbledore i ja, wiedzieliśmy, że nie będzie miał siły, żeby zabić - powiedział ciężkim głosem. - Jego poprzednie próby nas w tym utwierdziły. Obaj podejrzewaliśmy, że gdy nadejdzie czas, to ja będę musiał rzucić Avadę. Nie spodziewałem się, że to się stanie w taki sposób… Nie byłem gotowy…
- Więc się na to zgodziłeś?
Snape wyglądał na zranionego.
- Na początku odmówiłem… to wydawało się niewyobrażalne. Dumbledore był moim mentorem, zawsze okazywał mi więcej szacunku, niż jakikolwiek inny czarodziej, którego kiedykolwiek poznałem. Wydaje mi się, że traktował mnie jak własne… - Hermiona patrzyła, jak wsadził swoje brudne knykcie do ust i ugryzł je, próbując się uspokoić, a jego twarz miała śmiertelnie blady odcień, gdy je wyjął. - Na szczycie tamtej wieży moja dłoń została zmuszona… Nigdy się nie zgodziłem na jego plan, wciąż mu odmawiałem… Nie wyobrażasz sobie, jak to było. Nie wiem, gdzie się podziewał ani co robił z Potterem do tamtego momentu, ale błagał mnie, żebym to zrobił… - Złożył twarz w dłoniach. Jego słowa stały się przytłumione, ale wystarczająco wyraźne. - On błagał, żebym go zabił. Byłem przerażony, pełen strachu i nienawiści do samego siebie… to było jedyne wyjście, panno Granger. Chętnie bym za niego umarł, ale to… - Jego głos się załamał, a on wydał z siebie suchy szloch. - W chwili, w której wypowiedziałem kląt-klątwę, da-dałbym wszystko, by móc ją cofnął. Ale było za-a-a późno. On nie żył!
Hermiona siedziała oniemiała i zmieszana, gdy Severus Snape załamał się przed nią.
Łkał tylko przez chwilę, świadomie odwracając się od niej. Zaczekał, aż znowu udało mu się opanować oddech i wówczas odwrócił się w jej stronę. Opuścił swoje ręce, odsłaniając zaczerwienione oczy i najbardziej zmęczone spojrzenie, jakie Hermiona kiedykolwiek widziała. Długo patrzyła na jego twarz, niepewna i przestraszona tym, co przed nią odsłonił.
Gdy próbowała uporządkować swoje myśli, czuła się, jakby jej mózg wypełniała wilgotna wełna, ciężka i nieprzenikalna. Do tej pory całkowicie lekceważyła wszystko, co jej powiedział. Oprócz drobnych detali, które Harry przekazywał jej przez lata, nigdy nie słyszała opowieści o tym, co się stało na szczycie Wieży Astronomicznej, a wersja Snape’a była niezaprzeczalnie niezwykła, ale czy prawdziwa?
To, że zdecydował nie mówić nikomu o przyczynie popełnienia zbrodni, było jeszcze bardziej niezwykłe. A jednak miała na to swoją własną odpowiedź, przynajmniej w teorii. Postanowił wymierzyć sobie własną karę - siedem lat spędzonych w Azkabanie. Decyzja o jego egzekucji oznaczała jej koniec. Już jej powiedział, że nie chciał umrzeć za zbrodnię, która przez innych była uważana za tak złą… zresztą Hermiona ze wstrząsem zrozumiała, że nie zasługiwał na tę karę.
Wszystko, co powiedział Snape, było zupełnie prawdopodobne. Gdyby wypowiadał się na swoim procesie, z pewnością dziś by tutaj nie siedział. Siedem lat to wystarczająco długi czas, by wymyślić taką historię, ale coś w głębi duszy mówiło jej, że w to nie wierzy. Mógł kłamać, ale jaki miałoby to sens? Był skazanym mężczyzną - akt o jego śmierci musiał zostać jeszcze tylko podpisany. Wmawianie jej takiego kłamstwa było szalonym przedsięwzięciem - jej, osobie, która dostarczyła mu wiadomość. To nie ma sensu. Jej umysł pracował i wyciągnęła niespodziewany wniosek. Jeśli istniała choć najmniejsza szansa, żeby oczyścić go z winy, nie mogła skazać go na śmierć.
- Severusie? - Jej głos był lekko zachrypnięty, ale patrzyła się na niego niezachwianym wzrokiem.
- To wszystko, panno Granger. Wszystko, co mogę ci powiedzieć. Zrób z tym, co chcesz… to już nie jest ważne…
- Nie, to jest ważne. Wierzę ci - odpowiedziała szybko. Jej słowa zlały się ze sobą z powodu pragnienia okazania mu swojej żarliwości. Jednak Snape pozostał wyraźnie niewzruszony.
- To nie robi żadnej różnicy, czy mi wierzysz, czy nie, panno Granger. Nie szukałem u ciebie rozgrzeszenia - odrzekł zmęczonym głosem.
Nie szukałeś?, pomyślała Hermiona. Możliwości wypełniały jej umysł. Wstała, a Snape spojrzał na nią z boku, siedząc w poszarzałym świetle.
- Severusie, muszę wrócić do Ministerstwa - powiedziała nalegającym głosem, a on wzruszył ramionami. - Zamierzam zorganizować pomoc.
- Panno Granger… - Jego głos wyrażał ostrzeżenie. - Pomyślą, że jesteś tak samo obłąkana jak ja, jeśli powtórzysz im to, co właśnie powiedziałem.
- Możliwe - odparła szeptem. - Ale muszę spróbować.
Otworzywszy drzwi, zauważyła strażnika, który wprowadził ją do więzienia, stojącego na końcu korytarza. Skinęła głową, a on zaczął iść ku niej. Odwróciła się z powrotem do Snape’a.
- Wrócę po ciebie, Severusie - wyszeptała. Niepewna czy ją usłyszał, była zaskoczona, gdy zobaczyła, że kiwa głową. - Do widzenia - powiedziała miękkim głosem.
- Żegnam, panno Granger. - Jego ciemne oczy na chwilę zapłonęły blaskiem, gdy spoglądał na nią, a następnie odwrócił wzrok w kierunku jasnego żaru kominka.
Hermiona przez chwilę wpatrywała się w tył jego głowy, po czym odwróciła się i pognała korytarzem w stronę nadchodzącego strażnika. Znajdował się nie dalej niż dwadzieścia kroków od niej i wyglądał na zaskoczonego widokiem jej zdjętego kaptura.
- Posłuchaj mnie - wysyczała cicho, gdy znajdował się wystarczająco blisko, żeby ją usłyszeć. - Teraz odchodzę. Ale wrócę za kilka dni. Chcę, żeby przeniesiono go do lepszej celi, z normalnym łóżkiem. Ma również dostać porządny posiłek i mieć ciepło.
Strażnik wyglądał na zaskoczonego, ale potulnie pokiwał głową i oddał jej różdżkę.
Zadowolona Hermiona kiwnęła głową i odwróciła się. Nie przeszła nawet dwóch kroków wzdłuż korytarza, gdy znów się odwróciła.
- I jeszcze jedna rzecz… na litość Merlina, wykąpcie go! - Nie zaczekała, aby usłyszeć odpowiedź niskiego mężczyzny.
CDN.