Niech będzie pochwalony Lech Prezydent i Jarosław, zawsze dziewica.
Pan Prezydent był bliski skrócenia kadencji sejmu. Lekkomyślność młodych solidarnych tudzież wraże knowania zdegenerowanych liberałów zmartwiły go srodze i kazały pomyśleć - zali nie dosyć już tych swarów gorszących, zali nie masz jak zgody zawrzeć ku pożytkowi powszechnemu? Serduszko jego złote, troską o Rzeczpospolitą Najjaśniejszą naszą solidarną przejęte, wahało się jako u dziewczęcia niewinnego, co to i chciałoby i boi się. Widząc jednak wolę służby wiernej i posłusznej u młodych akolitów swych dzielnych, Romana Mądrego i Ędru Bez Skazy, zawierzył i zaufał. Los najukochańszej Polski raz jeszcze postanowił w rękach niegodnych, acz dobrych chęci pełnych, zostawić. Wybaczył niewczesne wybryki młodzianom pochopnym i rzekł: wyście nadzieją narodu, nie sprawcie mu zawodu. Albo, kurwa, won.
Komedia narodowa trwa, a poziom komizmu z dnia na dzień rośnie. Straszna szkoda, że to akurat w Polsce.
Widząc przejawy niesubordynacji u swoich pajacyków Władca Marionetek potrząsnął niedawno sznurkami po raz pierwszy. I sejm ku niepomiernemu zdziwieniu własnemu i publiczności dowiedział się, że w politycznej klepsydrze piasku zostało jak na lekarstwo, a populistom-amatorom grozi nagły a permanentny niebyt.
Część publiki zaczęła gwizdać, ale że gwizd właściwie zginął wśród nieprzerwanie od września trwającej burzy oklasków, malkontenci mogli Władcy nagwizdać.
Jako pierwszy, z zapałem i werwą zamajtał kończynkami Bliźniak Mniejszy z wielkim tytułem. Na zasadzie rezonansu gwałtownie zamajtały też pomniejsze pajace, przyjmując szybko i sprawnie pożądane konfiguracje. Niestety, w ich konstrukcji zostało kilka niesfornych sprężynek i wkrótce po pierwszym potrząśnięciu raz i drugi machnęły drewnianymi łapkami jakby same z siebie, co gorsza w sposób ewidentnie świadczący o niedostatecznej trosce o to, czyje palce sznurki trzymają.
Potrząsnął więc sznurkami po raz drugi, mocno i stanowczo.
I metafora stała się dwuznaczna w stosunku do Bliźniaka Mniejszego, bo na chwilę obecną trudno ustalić, czy jest jeszcze marionetką, czy już tylko sznurkiem.
Drugie szarpnięcie wstrząsnęło częścią publiczności znacznie mocniej, a przynajmniej tak się mogło wydawać. Sznurki marionetek są nietrwałe, rzekł Wredny Jasio i uśmiechnął się złośliwie, jak to on. Ale Wredny Jasio jest wytrawnym politykiem i jedno myśli, drugie mówi, a trzecie robi, zaś przy tym skomplikowane zagrania Władcy wydaje się przynajmniej częściowo rozumieć.
Z ciekawości, wczorajszym popołudniem zagłosowałem w sondzie Wyborczej pt. "Czy Bliźniak Mniejszy pogoni swołocz?". Zagłosowałem oczywiście na nie, wiedząc, jak powinno się interpretować wyniki sondaży, jaki jest aktualny poziom powagi najwyższego w kraju urzędu i jak pięknym samobójczym golem byłyby dla pisiorków nagłe wybory. Z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, że należę do zdecydowanej mniejszości. Czyżby nie wiedziano o aneksie do ultimatum, który w tym samym czasie był podpisywany?
Pakt stabilizacyjny z aneksem jest oceniany negatywnie. Bo zawarto go w warunkach upokorzenia jednej ze stron, co automatycznie odbiera mu trwałość. Innymi słowy, skoro ktoś został zmuszony do wzięcia do buzi za pomocą przystawionego do głowy pistoletu, zaś po chwili usłyszał trzask odciąganego kurka i stanowcze polecenie "łykaj", należy się spodziewać, że z chwilą usunięcia ze sceny pistoletu rozkoszne fellatio natychmiast się zakończy i to solidnym gryzem. Nic bardziej błędnego. Na ścianie wisi strzelba, a człowiek z wielkim PiSiorem już po nią sięga. Strzelba nazywa się CBA i z chwilą jej ostatecznej materializacji zacznie się, jak sądzę, wielkie annilinctio. Poza tym, czy ssącemu pozostaje cokolwiek innego niż ssać dalej i udawać, że wszystko jest w porządku, nie ma żadnego pistoletu, a łyka, bo lubi?
Gdy szturmowe sztafety naszych narodowych socjalistów ruszą wreszcie do swych zadań, zrobi sie naprawdę nieciekawie. Historia sprzed kilkudziesięciu lat powtarza się w coraz drobniejszych detalach, otworzyła się nawet (paradoksalnie pod wpływem Bliźniaka Mniejszego) brama za ocean dla mniejszości mogących się spodziewać prześladowania czy chociażby bardzo ciężkich czasów. Wolałbym się mylić, ale jeśli program solidarnego państwa jest czymś więcej niż wyborczą kiełbasą, to można się spodziewać fali emigracyjnej.
Przy okazji można było popatrzeć, co prezio miał na myśli, zapowiadając częstsze sięganie po konstytucyjne uprawnienia zaniedbywane przez Różowego Ola, jak chociażby orędzia. Ano, pierwsze swoje orędzie wygłosił. Najważniejszy wniosek z niego płynący, to konstatacja, że Bliźniak Mniejszy showmanem jak nigdy nie był, tak dalej nie jest i już raczej nigdy nie zostanie. Charyzmę zewnętrzną ma z dobrym przybliżeniem zerową, musiałby więc dla zbudowania wizerunku silnego męża stanu wykazać się klasą Napoleona I (też był mały, a mimo że już od prawie dwustu lat prawicowiec jeden nie żyje, bardzo go szanuję). Prezydent jąkliwy i o drżącym głosie może i sprawia wrażenie przejętego i stojącego w obliczu decyzji o kolosalnych konsekwencjach. Ale też emanuje słabością. Zastosował przy tym retorykę o stopniu subtelności dorównującym szynie kolejowej. Ach, to niezrównane budowanie napięcia, przez chwilę zwątpiłem w swoje prognozy. Khe, he. I ze swoim prezydenckim autorytetem stwierdził, że istnienie opozycji jest szkodliwe i z definicji niewskazane. Winę za niedoszłość POPiSu ponosi PO. Bo Niemiec Tusk, od pychy w szwach się rozłażący, nie dość, że łykać niczego podejrzanego nie chciał (hetero* jakiś, czy co?!), to nawet nie chapnął. Jak, kurwa, śmiał?
I jeszcze w drugą stronę. Prace nad strzelbą jeszcze się nie zakończyły, a termin przydatności pistoletu upłynął. Mam wrażenie, że przed Władcą kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, bezsennych nocy. Nie z przepracowania. Nie wyobrażam sobie siebie w sytuacji, w której się postawił. Chociaż nie jestem nim, być może ma powody, by jednak spać spokojnie. W końcu nawet nie każdy pajacyk wie o wszystkich sznurkach, a publika pod tym względem tańczy w ciemnościach.
Na dniach spodziewam się wielkiego śledztwa pt. "Kto wprowadził Pana Prezydenta w błąd, który omal nie zaowocował wcześniejszymi wyborami". Winni znajdą się prędko i coś mi się zdaje, że albo w zgniłoliberalnej PO, albo, i to nawet jeszcze prędzej, w masońskich mediach.
Zupełnym fenomenem jest fakt, że prawicowa PO w miarę swojego męczeństwa z niedoszłymi koalicjantami jest postrzegana coraz mniej prawicowo, a coraz bardziej liberalnie, choć faktyczny charakter partii wydaje się raczej nie zmieniać. To oczywiście woda na młyn pisiornej propagandy, która zresztą to zjawisko właściwie wykreowała i teraz aktywnie wspomaga. Po raz kolejny przypomniało mi się to przy okazji kłótni o nowego Rzecznika Praw Obywatelskich, o ile to określenie ma jeszcze jakiś sens, w końcu równie dobrze można na stanowisku obrońcy lisków obsadzić myśliwego. Krzyk podniosły niezależne organizacje, zaś riposta narodowych socjalistów była dla mnie powalająca. Otóż wszelkiej maści obrońcy praw jednostki mają się od pana K odwalić, bo RPO z namaszczenia PiS został tylko dlatego, że PO z identyczną propozycją telefonowała do niego 5 godzin później. Czyż to nie piękne?
A naród jest ciemny i głupi, więc kupi takie wały bez zastrzeżeń.
Ja zaś, za każdym razem, gdy porównuję władze poprzednie z aktualną, niedomiennie dochodzę do tego samego wniosku - zawsze wolałem złodziei od psychopatów.
*) od greckiego heteros, he, he