Może jednak warto coś objaśnić na spokojnie i jak najprościej.
I najlepiej od początku: tak brzmiała moja wypowiedź na DA:
SEVEN THINGS I CAN'T (OR WON'T) DO:
[...]
4. (1) start playing WoW, (2) liking WoW, (3) understand the people that live it
Na początek opowiem, co ja właściwie mam przeciwko tej grze.
1.
Dawno, dawno temu dostałem propozycję przyłączenia się do grupy graczy za pomocą Mousse'owego guestpassa. Odmówiłem wtedy z czystej ostrożności, bo naczytałem się o tym, jak silnie MMORPG-i uzależniają i jak fatalne przynosi to niekiedy skutki. Fazy na gry już mi co prawda zasadniczo przeszły, ale wolałem nie ryzykować. Ostatecznie niegranie w WoW-a uczyniłem swoim postulatem programowym.
2.
WoW jest pierwszą grą Blizzarda, która dała mi po oczach socjotechniką. Bo przyjrzałem mu się bliżej, w odróżnieniu od FF(n+1), RO czy Lineage'a. Z prostej przyczyny - nikt mi nigdy nie proponował grania w żadnego innego MMORPG-a. O pozostałych tego typu grach nie wiem prawie nic. O WoW-ie całkiem sporo. Chociażby z lektury niektórych livejournali i własnej próbnej sesji, artykułow, recenzji i komentarzy na sieci, w gazetach i diabli wiedzą, gdzie jeszcze. Kiedy poczytałem u Ami o kolejnym patchu, zazgrzytałem zębami. Niestety, od czasu, gdy pracowałem jako telemarketer, został mi nawyk patrzenia na różne rzeczy z punktu widzenia socjotechniki. I stwierdziłem, że Blizzard ma u mnie krechę jak cholera, żadnej kolejnej ich gry nie kupię a WoW mnie wkurwia.
3.
Jak już wspominałem, naczytałem się o skutkach braku umiaru w pasjonowaniu się MMORPG-ami. Co jakiś czas głośne stają się przypadki całkowitej rezygnacji z normalnego życia na rzecz wirtualnej rozrywki, która przestaje być rozrywką.
A przecież jest tyle innych fajnych rzeczy do robienia? Przecież kontakt bezpośredni jest o tyle bogatszy i przyjemniejszy od wirtualnego?
Mogę to rozumieć, bo ze mną było nielepiej (ryż a'la Seiya, 30-godzinny maraton H3, granie w Adoma zamiast pisania CV), ale poznając historię człowieka, który zaniedbał żonę i dzieci dla WoW-a, robię teraz wielkie oczy.
Z takim podkładem przeczytałem notkę Ami, w której stwierdziła, że łatwiej teraz się z nią spotkać w sieci niż na piwie. Zacząłem się martwić. A potem był Minakowy opis standardowego dnia i notki w stylu "przez caly niemal dzien usilowalam sie dostac na jakis raid". I poczułem się jak żabka u lekarza. Panie doktorze, nie kumam, czemu ona prawie cały dzień grała w WoW-a? Nie miała alternatyw?
Bo sam siadam do grania, gdy nie mam innych opcji albo brak mi na nie siły.
Czyli: punkt dla oskarżenia.
Kiedy przechodzi mi jakaś faza, od razu wymagam od innych, żeby im też przeszła i to najlepiej dokładniej niż mnie, co jest złe i głupie.
Mea culpa.
Tyle objaśnień do własnej wypowiedzi.
A skoro poziom adrenaliny już mi trochę opadł, ustosunkuję się do tego, co napisała Ami.
Najpierw z DA:
"co dziwi cie w tym, ze ludzie lubia WIV ?"
Nic. Rozumiem to całkiem dobrze. Boję się, że jest to gra, na którą mógłbym ciężko zachorować i stracić wszystko, co w ostatnich latach zesłał mi ślepy los.
OK. Inne świetne gry, z którymi miałem styczność (np. WC3 czy KOTOR), krzywdy mi nie zrobiły - nie odbiło mi tak, jak kiedyś na punkcie np. Adoma. Nie przestałem chodzić do pracy, nie grałem po 8 czy 30 godzin cięgiem.
Ale tej się po prostu boję.
"Live it ? Who live it ? CO ty wiesz o zyciu moim, Minako, % [...]"
Gdzie ja napisałem, że ludzie żyjący WoW-em to Ty, Minako, czy Spiryt? Jeśli w wiadrze jadu, źle szukasz. Jeśli nie - skąd założenie, że świat składa się z mlechowiska i nieistotnych detali?
"Co jest zlego w posiadaniu pasji ?"
Nic. Największą zaletą mojej obecnej pracy jest fakt, że mogę sobie pozwolić na oddanie się czasem którejś ze swoich pasji, o czym kiedyś mogłem pomarzyć, albo w zastępstwie zatopić się w jednej z pasji tańszych, np. graniu w WC2.
"wspominales jak straszni epodobal ci sie Warcraft ?"
Strasznie - nie. Bardzo - tak. Zwiedziłem wszystkie kampanie z bonusem w FT włącznie. Żeby nie siedzieć po nocach, grałem na cheatach, a i tak zajęło mi to chyba ze trzy miesiące, bo nie miałem czasu - a to jechałem na gościnną próbę, a to miałem wieczorek towarzyski z kumplami czy rodziną, a to dłuższe siedzenie w pracy, a to Bestia tak się za mną stęskniła, że trzeba było nie tylko głaskać, ale i tulić.
"choragiewki wieja jak sie zmienia wiatr"
Czyżby? Jesteś w stanie wskazać moment, w którym nagle zmieniłem priorytety? Weź poprawkę na ciągłe, intensywne kontakty między nami.
A teraz z LJ (warknięcia, szczeknięcia i prychanie - pomijam):
"JAK mozna sie nim pasjonowac (wtf ???)"
Ponownie. Gdzie napisałem, że nie rozumiem pasjonowania się? Jeśli w wiadrze jadu, to źle szukasz.
"nie majac fioletowego pojecia nawet o tym jak ta gra wyglada"
Czyżby? Przypomnę. Przetestowałem organoleptycznie, a wszystkie zamieszczone przez Ciebie filmiki obejrzałem, sporo informacji o tej grze z innych źródeł też do mnie dociera. Nie tylko mlechowisko gra w WoW-a.
"nigdy nie uzywlam w stosunku do ciebie takich okreslen"
Dochodzimy do powodów, dla których nie odpowiedziałem spokojnie od razu.
Nie, wszą ani gównem to mnie wprost nie nazwałaś. Tyle tylko, że właśnie tak nazwałbym człowieka, który oczernia przyjaciół swojej wybranki, chcąc ją do siebie przyciągnąć na zasadzie kontrastu.
Swego czasu określiłaś mnie też jako przyssawkę (lub przyczepkę czy inną pijawkę) na związku Haruki z Isem, twierdząc, że z tego powodu zawsze będę ten związek idealizować. Nie dość, że osąd fałszywy i jakoś nie widzę podstaw, to pomyśl może, w jakim świetle postawiłaś mnie, w jakim Haruś i wreszcie, uwaga, kogo zrobiłaś z Isu?
Na samym wstępie Ami postawiła kilka tez i twardo ich potem broniła:
1) Seiya chce skłócić Ri z Ami, Praderą i resztą towarzystwa
2) robi to, bo są dla niego konkurencją
3) liczy na to, że w efekcie jakiejś kontrowersji Ri zbliży się do niego a oddali od Nas[tm]
4) Ri ma uraz do WoW-a, więc Seiya ustroił się w szatki krytyka WoW-iarzy a nie np. pottermanek
1.
Kiedy dostałem bana z sekty? Bo jakoś nie przypominam sobie. Rozumiem, że fakt, iż się trochę zająłem dbaniem o swoją przyszłość i mam teraz dużo mniej czasu, oznacza, że sam się wypisałem. Co ciekawe, zawsze kiedy mam taką możliwość i okazję, staram się z mlechowiskiem i przyległościami spotkać. Dobrym przykładem są imprezy w Komornicy z ostatnią włącznie, gdzie przede wszystkim śpiewałem i piłem z Adasiem, Puszkinem, czy Bebasami tudzież Brainiakiem (że o Tadziku nie wspomnę :DDD). W drugiej kolejności łaziłem oczywiście za Ri, ale warto popatrzeć na proporcje.
2.
Nie rozumiem. W jakim sensie mlechowisko jest dla mnie konkurencją?
Przypomnę też, że starałem się zostać riziakowym facetem, co znaczy, że jest w moim interesie, żeby Ri miała przyjaciół, była z nimi w dobrych układach i żeby ogólnie dobrze jej było na świecie. Że chcę postępować tak, żeby jej było jak najlepiej.
Na ile mi wiadomo, skłócenie z przyjaciółmi wpływa na ludzi źle. Często nawet bardzo. Czasami fatalnie.
3.
Jeśli faktycznie próbowałbym oczerniać Ami czy Praderę, pokazując przy tym, jaki to jestem antyWoWny, co najwyżej zrobiłbym z siebie ostatnią szmatę. Nikt nie stara się zbliżyć do kobiety, stawiając się w opozycji do jej przyjaciół, a raczej stara się znaleźc wśród nich. Przez dłuższy czas te same osoby uważałem za również i swoich przyjaciół/kumpli/etc, co taktyce klina dodaje tylko świńskiego posmaku.
Powiem krótko. Przyjęcie takiej oceny czyjegokolwiek postępowania i jej propagowanie jest po prostu podłe i gorzej świadczy o oceniającym, niż o ocenianym.
Czytając skrócony manual taktyki klina poczułem się, jakby mnie unurzano w gównie.
4.
Czemu właśnie o WoW-ie napisałem na DA, wyjaśniłem powyżej.
A ewentualne pytanie, dlaczego Seiya wykorzystuje akurat WoW-a, jest co najmniej nie na temat, o czym poniżej.
I jeszcze o samej catfight.
Skąd mój komentarz?
Oto w momecie, gdy wiłem się z frustracji po obdarowaniu koszyczkiem, kobieta, którą kawał czasu kochałem na zabój a potem, jeszcze dłużej, bardzo lubiłem, opluła mnie jadem i to w fatalnym kontekście.
Nie wiem, jak normalni ludzie, ale ja w sytuacji tego typu wchodzę w tryb Berserk.
I zrewanżowałem się pięknym za nadobne, stawiając kilka bzdurnych tez w luźnym związku z własnymi obserwacjami czy zasłyszanymi plotkami, zniekształcając źródła i interpretując je w najbrudniejszy możliwy sposób. Co ciekawe, nikt ani przez chwilę nie zastanowił się, o co mi chodzi, choć raczej nieczęsto robię takie rzeczy.
Duet Ami&Prader najwyraźniej czytał w kółko te bryzgi, wyszukując jeden po drugim punkty, które możnaby zakwestionować i obalić.
Włączył się Isu, sugerując Ami, żeby zamiast bawić się w "to ty jesteś gupi", spróbowała zadać fundamentalne pytanie - dlaczego Seiya deklaruje niechęć do WoW-a i czy nie ma to aby związku z jego łażeniem za Riziakiem?
W odpowiedzi Ami spytała... dlaczego Seiya wykorzystał akurat WoW-a, żeby wbić klina między Ri a Nas[tm]?
Wszystkie kosmiczne tezy pozostały nienaruszone, ale jakieś tam pytanie padło. Naprowadzanie było tak proste i jednoznaczne, jak to tylko możliwe, ale co tam. Po co stawiać pytania istotne, skoro można stawiać korzystne.
Czy czegoś po rozróbie żałuję?
Owszem. Tak się rozmachałem toporkiem, że oberwały przynajmniej dwie, właściwie postronne, osoby. Głupio mi i zły jestem sam na siebie. Dość prędko zacząłem przepraszać, ale czy coś z tego wyniknie, czas pokaże.
Podsumowując, dochodzę do wniosku przykrego i brzydkiego.
Właściwe pytanie nie brzmi już nawet "Co chciał osiągnąć Seiya, mówiąc źle o WoW-ie?" ale "Co chciał osiągnąć WoW, mówiąc źle o Seiyi?".
Pytanie wydaje mi się, niestety, być retoryczne, bo przecież
Gdzie mi się z Świętym Duetem
Mierzyć autorytetem?
Amen.