Ajryś #30 - Piraci #3 - That was not nice, daddy!

Feb 24, 2009 19:20

Szczególne inscenizacje powodują szczególne problemy.
Przykładowo, krańcowo popularne, amerykańskie pirackie produkcje "HMS Pinafore" z dziecięcą obsadą poruszyły z czasem wyobraźnię Londyńczyków, którzy jednak zapomnieli o tym, jak daleko sięga wiktoriańska hipokryzja obyczajowa. Z partii chóru żeńskiego nie wycenzurowano fragmentu "He said - damn me! damn me!". Na przedstawieniu obecny był znany wówczas m.in. z amatorskich zdjęć nagich, kilkuletnich dziewczynek pan Chalres Dodgson (OK, bardziej znany z innych powodów pod pseudonimem Lewis Caroll). I oczywiście doznał ciężkiego szoku, widząc jakże potworną, jakże obrzydliwą scenę - oto chór słodkich, niewinnych dziewczynek śpiewał "damn me! damn me!". Pan Dodgson skomentował sprawę krótko - "How Mr. Gilbert could have stooped to write, or Arthur Sullivan could have prostituted his noble art to set to music, such vile trash, it passes my skill to understand". Historia za ten purytanizm i pominięcie faktu, że dziecięca inscenizacja była wymysłem producenta, pana D'Oyly, podziękowała mu interpretowaniem jego fotografii i paru innych charakterystyk jako przejawów pedofilii. Dla złagodzenia złego wrażenia najczęściej określanej jako stłumiona.
Podejrzewam, że opery duetu G&S w ogóle mają jakąś tendencję do kłopotów związanych z mocno niedorośniętymi pannami. I nie tylko nimi.

Wiadomo było od początku, że piraci bezwzględnie muszą być wyposażeni w jakieś atrapy broni białej. Rekwizyty od dwóch miesięcy miały dojść niebawem i zaczął się robić problem, bo ciężko robić choreografię bez nich. Ponieważ sala w St. Bernadette's Special School, którą wynajmowaliśmy na próby, służy zarówno jako stołówka jak i jako sala gimnastyczna, odkryliśmy z boku kosz z różnym wyposażeniem sportowym, w tym kijami do hokeja na trawie. Noel zaś (nasz producent) zakupił w nieocenionym "Euro 2 Everything" kilka Ninja Swords, które przed wyjęciem baterii pozwalały za naciśnięciem guzika wydobyć zez się szermiercze odgłosy prosto z "Nieśmiertelnego" (śtąinnnk! źźźźźź-śtrrrr-ptink-ptoink-ptiąąąąąk!!!!), niezastąpione przy wybijaniu z rytmu sierżant Marysi (choreografka). Po drodze na salce pojawiły się też francuskie bagnety z pierwszej wojny i zabawki dla dzieci pragnących wcielić się w He-Mana. Masakra, zwłaszcza zabawki dla dzieci, od których otrzejsze i bardziej niebezpieczne były wyłącznie bagnety. Giles do roli Króla Piratów zaparł się nosić malutki plastykowy kordelas. Fajnie, ale standardowe nasze wyposażenie miało być znacznie większe i cięższe, zaś sgt. Maria wpadła na pomysł z szermierką - w głównej arii Króla Piratów wyłazi doń dwóch podwładnych - jeden cokolwiek zbyt rozentuzjazmowany i jeden w trzy dupy pijany - zaś Giles, złapawszy drugi mniecz, bezproblemowo szermuje z nami obydwoma. Od razu zacząłem go przekonywać, żeby wziął kije hokejowe, to będzie miał atrapę odpowiedniego rozmiaru i obie sztuki równej wagi. Nie posłuchał, uznał że najchętniej to ja pewnie pomachałbym prawdziwym stalowym szabliskiem i zapędzam się (w sumie miał rację, wolałbym akcesoria normalnej wagi, wytrzymałości i rozmiaru).  Musiał dojść do tego wniosku po tym, jak podczas któregoś "hurray for the Pirate King" wyszarpnąłem kij zza paska tak zamaszyście, że Joe oberwał w czoło.
Scena ułożona przez Marię nawet mi się podobała - wyskakuję pierwszy, robimy cztery złożenia przy których się cofam, po czym Króla chwiejnym krokiem od tyłu zachodzi Paul. Zachodzony się odwraca, znowu cztery złożenia podczas których lezę za nim zbierając się do ataku, wreszcie ostatnia czwórka w układzie dwóch na jednego, którą Giles kończy odpychając nas obu i zwalając z nóg. Oczywiście szło ciężko. Dość szybko zaczęliśmy ćwiczyć ten układ w wolnych chwilach (gdy sgt. Maria maltretowała panie) - i po jakimś czasie zaczęło to nawet mieć ręce i nogi. Już na pierwszej próbie scenicznej owe kończyny odpadły i poturlały się smętnie, bo odległości między naszymi pozycjami wyjściowymi okazały się zupełnie inne a na dobitkę cofając się przed Królem nieodmiennie wpadałem na skałę z papier-mache. No i poszła wersja mocno uproszczona. Giles odetchnął z ulgą. Na party po ostatnim występie przyznał, że 'szermierka' w wersji Marii zdecydowanie go przerastała. Uświadomiłem mu, że nie chciałby zatem wiedzieć, jak tę scenę sam widziałem oczyma wyobraźni, ale może zgadywać w oparciu o fakt, że ma w tej scenie dwa, powtarzam dwa, kordelasy w łapach. Odgadł całkiem poprawnie, choć może nieco przesadził z ekspresją ("some crazy flippin' ninja stuff?") :D
Jego miniaturowy ciapacz na pierwszej próbie w teatrze się podłamał. Na dobitkę dowiedział się, że w scenie dramatycznego odkrycia generalskiej blagi ma go sobie wbić niechcący w stopę i dopiero z pomocą Ruth wyrwać. A do tego 30-centrymetrowa zabawka nadawała się jak pasikonik do jazdy wierzchem. Dopiero wtedy, rad nierad, musiał przerzucić się na pełnowymiarowy rekwizyt drewniano-laminatowy. I doznał olśnienia. Po próbie podszedł do mnie cały zachwycony - ojej, miałeś rację, jak tylko wziąłem to do ręki, poczułem że zupełnie inaczej leży w ręku i w ogóle.
No niemo-kurwa-żebne?! '>______________<;
I tu wracamy do problemów z małymi dziewczynkami.
W muzycznym filmie na podstawie opery, gdy piraci wdzierają się na zamek generała i już prawie go utrupiają, tak naprawdę nie bardzo to widać. U nas jest to dość oczywiste, zwłaszcza gdy generał przyklęka, Król bierze potężny oburęczny zamach za plecy, a jeden z piratów usłużnie podstawia kosz pod mającą właśnie spaść generalską głowę.
Na przedstawieniu czwartkowym na widowni zasiadła rodzina Gilesa. Gdy cały szczęśliwy po skaczącej owacji tato zabierał swoje stadko z powrotem do domu, okazało się, że najmłodsza córeczka nie chce go znać. Z powodu sceny niedoszłej egzekucji właśnie.
- That was not nice, daddy!!!

pirates of penzance

Previous post Next post
Up