Całkiem dosłownie. Sporą część dnia, czyli czas, gdy jestem w pracy, Bestia spędza w wersalce.
Najbardziej upodobała sobie moje granatowe prześcieradło z satyny, złożone tuż przy przedniej ściance. Czasami znajduję ją na nierozpakowanej jeszcze poszewce na kołdrę. Śpiworem, złożonym na dwa, żeby 'księżniczce' było i nie za twardo i nie za ciasno, raczej gardzi. Jak dotąd przykrych konsekwencji nie było i łudzę się chwilowo, że nie będzie. Tak, wiem, naiwny jestem.
Żeby właściciel nie narzekał na nadmiar spokoju, panienka raczyła się przeziębić i w zeszłym tygodniu przeszła leczenie zastrzykami wzmacniajacymi odporność. I znowu wkroczyła filozofia - co powinien zrobić kot, żeby właściciel mniej cierpiał z powodu kociego entuzjazmu (polowanie na stół, ręce, nos, kable, pościel, fotele, wersalkę, monterów itd) - zmniejszyć tenże entuzjazm. A żeby zapewnić sobie u właściciela bladość oblicza, nerwowe ruchy i skoczne ciśnienie, można też pokichać i pokaszleć. Biliw mi, osowiały kociak to widok ekstremalnie niepokojący. Żeby nie było, na stole w lecznicy 'księżniczka' zachowywała się nienagannie i nawet w trakcie zastrzyków nie usiłowała uciekać czy walczyć. Raz tylko przypomniała mi, że sawłar wiwyr sawłar wiwrem, a kot kotem.
Siedzę z Bestią w poczekalni, potwór rozgląda się ciekawie. Otwierają się drzwi do jednego z gabinetów, zza drzwi wybiega archetypowy pies - duży, bardzo kudłaty i bardzo sympatyczny, dysząc z wystawionym ozorem. Niestety, Bestia psiego uroku absolutnie nie docenia - pazury w udzie, syk, prych, sierść na wygiętym grzbiecie sztorcem stoi. Przed wyjściem drugiego kościogryza zakryłem potworowi oczy, dla naszego wspólnego dobra. Inna sprawa, że pies kurdupla zignorował kompletnie.
Kicha po dziś dzień, ale przestała kaszleć i znowu szaleje. Do tego stopnia, że w końcu na przednich łapkach obciąłem jej pazurki. Profanacja, fakt, ale moje ręce zaczynały wyglądać co najmniej dziwnie, a i na nosie pojawiły się pierwsze kreski. Wspina się trochę gorzej - gdy poluje na moją rękę leżącą na oparciu fotela, zdarza jej się powrót na ogon, ale też gdy od razu zaplanuje desant na siedzenie, problemu nie ma. Co ciekawe, nawet gdy wystawi pazury łap tylnych, to nimi nie drapie, przynajmniej tak, żeby zostawić jakieś ślady.
Budząc się z rana wstaję ostrożnie, bo Bestia zwykle śpi ze mną, ale oczywiście wszędzie, tylko nie tam, gdzie spała, gdy ja zasypiałem. Odkryłem przy okazji terapeutyczne działanie kota - drapanie 'księżniczki' za uszkiem w ramach usypiania znakomicie usypia mnie, bardzo szybko nadchodzi moment, gdy ręka mi zamiera, bo odpływam. Zwykle nawet zanim ucichnie traktor. Przy okazji zacząłem też tworzyć własną teorię na temat jednego ze standardowych sposobów spania u kotów, czyli na twarzy właściciela. One chyba lubią czuć oddech na sierści. Taki jest przynajmniej wynik piątkowego doświadczenia z udziałem Bestii, kiedy to zwinęła mi się w kłębek z łebkiem pod moim nosem. Przesunąłem nos. Bestia przesunęła głowę. Odsunąłem sierściuchowy łebek. Po sekundzie był z powrotem na miejscu. Przesunąłem nos do góry, tak żeby dmuchać panience między uszka. I spokój, żadnych korekt, wciskania się, czy protestów. Wniosek nasunął się sam.
Poza tym to kocię okazuje się być dla mnie całkiem ciekawą szkołą cierpliwości. Z tytułu spędzania 9-11 godzin dziennie poza domem nie mogę karmić mojego potworka tak, jak powinienem, czyli 5 razy dziennie. Delikwentka 'syndromu ryby' nie ma i nie zjada naraz wszystkiego, co ma w misce. Czasami, co gorsza, dostaje fazy na 'świeże' - zostawia trochę karmy w misce i idzie sobie, a wróciwszy kwadrans później obwąchuje tylko i gardzi. Poinstruowano mnie, że jeśli kotek się nie obżera, a nie ma mnie długo w domu, powinienem zostawiać zapas karmy suchej. Nic z tego. Trick z namaczaniem też nie zadziałał, próba jego użycia skończyła się zmarnowaniem paczki 'ażuhrowej' karmy Eukanuba Kitten. Nie poddaję się tak łatwo i kupiłem torebkę karmy Noł Nejm Dla Kociąt. Sprawiała wrażenie bardziej kruchej. Wsypanie efektu nie przyniosło. Również wsypanie w obecności kota, jednoznacznie wskazującej, że chce jeść. Namoczenie podziałało podobnie. Wreszcie, zdesperowany, postanowiłem, że karma z puszki inaczej niż zmieszana z suchą po namoczeniu wydzielana nie będzie. I dopiero wtedy Bestia raczyła z suchym zrobić cokolwiek więcej niż obwąchać. W poniedziałkowy poranek, parząc sobie kawę, usłyszałem znad miski chrupanie.
W trakcie ostatniej wyprawy do lecznicy spostrzegłem kolejną niedokładność w swoim myśleniu. Wiercenie się kota interpretowałem jako efekt ciekawości i ewentualnie pcheł. Tym razem transportowałem futrzaka pod polarem. Jeszcze na klatce schodowej, na 'moim' piętrze, Bestia podjęła próbę samodzielnej wycieczki. Począwszy od wejścia do windy łebek przez rozsunięty suwak wystawiała najwyżej na chwilę i chowała się z powrotem. W środku za to czuła się znakomicie, wędrując wokół pasa, włażąc w rękawy i ogólnie dbając, żebym się nie nudził. Ciekawość okazała się lękiem w nieznanym miejscu. Cóż, nikt nie jest doskonały.
Kobieta zmienną jest, w weekend panienka nagle przestała lubić czesanie. W jej przypadku jest nieuknione, ale tym razem baardzo się cieszyłem, że jest rozbrojona. Bo ręce chyba bym z podłogi zbierał. Syk, kwik, wykręty, sceny zaiste dantejskie. Bo się potworowi w kilku miejscach włosie pozlepiało i poczuła, że nie zawsze jest super. Ojjj.
Niezależnie od humorów Bestia się wycwania. Niedzielnym porankiem zbudziłem się z lekkim kociokwikiem i kotem na mostku. Futrzak był słodki i miły, dał buzi, otarł się o brodę. Zwykle z rana po mnie skacze i poluje na wystające części ciała, więc uznałem, że potwór czegoś ode mnie chce, a jeśli chce, to najpewniej jeść. Podejrzenia się potwierdziły, przy okazji upewniłem się, że dziki kot uczy się interesownej przymilności równie skutecznie, jak domowy.
W tenże weekend nastąpiło też ostateczne rozwiązanie kwestii kabelskiej. Żadnych leżących luzem pętli ni zwojów, nadmiary długości zostały zamknięte w pudle, linia przesyłowa Szafka-Stół została przylepiona na ścisło do listwy. Na pocieszenie potworek ma dyndające sznurki od polaru i bardzo je kocha. Przybyła też jedna 'kryjówka', z rodzaju rozsądnych - po dodatkowych korektach położenia szafek w kuchni między ścianą z oknem a lewą szafką jama jest całkiem spora, ale za to ślepa - przejścia nie ma. Lodówka okazała się stać na tyle blisko plecami, że bestialski łebek się tam nie mieści (sprawdzone jeszcze w niedzielę).
A przy tym wszystkim obłaskawianie dzikusa postępuje. Lubi bawić się w berka, ale w jakąś zmodyfikowaną wersję, bo przekazanie berka następuje przez kontakt wzrokowy - dopóki jestem odwrócony tyłem, futrzak mnie goni, gdy się odwracam, robi w tył zwrot i ucieka, zwykle pod któryś fotel, gdzie zaczaja się na moje zwisające ręce. Albo i nie zwisające, zależnie od nastroju. Zdarza się też, że potwór wskakuje mi na fotel, myje ręce i rozkłada się na kolanach do miziania. Zwykle, gdy jest senna. Pozycje, jakie wówczas do spania przyjmuje, są wręcz stereotypowe. Nic poza kotem nie ma prawa w takich ułożeniach nie połamać się w 15 miejscach.
Gdy zdjęcia potwora doprowadzę do stanu używalności, wstawię linka. Na razie użyty 'na pałę' skrypt od aniołków się nie spisał, a zdjęcia robione burakiem są jakości pożal-się-bożje. Jeśli chodzi o zdjęcia, komentarzy innych niż 'ojeeeej, jaka śliiiicznaaa! *_*;' do wiadomości nie przyjmę ;-P