...zostałem studentem.
Po raz trzeci.
Do trzech razy sztuka, jak mówi przysłowie.
Trawiony, niczym gorączką, kompleksem braku prefiksu przed nazwiskiem, zapisałem się wreszcie na zaoczne studia i w piątek (piątek??!!) pod wieczór wyruszyłem na pierwsze od 5 lat wykłady. 5 lat licząc liberalnie, czyli razem z tymi, na które chodziłem ze swoją lubą nie będąc studentem UW. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że tylko zadowolona z siebie komórka powinna się dzielić, a skoro interesuje mnie psychologia, to powinienem ją studiować, zaś zainteresowania wielotorowe nie każdemu mieszczą się w głowie.
Z wykładów pamiętam spokój, skupienie, czasem chóralny chichot przy co lepszych wicach wykładowcy, cichnący natychmiast i zastępowany cichym szumem wielkiego notowania.
Z pierwszego wykładu na nowej uczelni pamiętam głównie dużo śmiechu. Miszcz od podstaw przedsiębiorczości prezentował typy działalności na podstawie własnej kariery w biznesie, bo jakoby przewinął się przez prawie wszystkie warianty. Snuł człowiek opowieści wiele. Pomimo pychy i samouwielbienia większego chyba ze dwa razy niż moje, dawało się go słuchać.
"Jako dyrektor polskiej szkoły byłem tam ciekawostką, więc ci wszyscy młodzi nauczyciele otoczyli mnie kołem i zadawali mnóstwo pytań. Wreszcie padło to nieuniknione - jak mi się podoba w Anglii, co na ten temat myślę. I powiedziałem im wprost - jesteście strasznie oschli i aspołeczni, poza sprawami zawodowymi właściwie ze sobą nie rozmawiacie. Po tym przesłuchaniu z kółka została jedna młoda, ładna nauczycielka i zaczęła mi wyjaśniać - ty w sumie masz rację, ale tylko w odniesieniu do Anglików. Ja jestem Walijką i jestem miła dla ludzi, rozmawiam z nimi i nie jestem oschła, tylko gorąca, możesz to sprawdzić".
I tak dalej, i tym podobne, opowieści o podróżach biznesowych i objaśnienia, po czym poznać byznesmena. Jakby ktoś nie wiedział, po dopasowanym kolorze paska, butów i paska od zegarka. Oczywiście wszystko miał akurat w jednym kolorze i nie omieszkał zwrócić na to uwagi.
Jedna z opowieści mogłaby być znakomitym narzędziem do zrobienia przekroju społecznego studentów, tylko musieliby móc w dowolny sposób ją komentować. Otóż nasz byznesmen dorabiał w szkółce niedzielnej, konkretnie polskiej. Dzieci uczyły się mówić po polsku i tańczyć kujawiaka. Na uroczystości zakończenia roku szkolnego bohater został uprzedzony przez koleżankę. "Uważaj. Teraz nastąpi coś strasznego. Nie przejmuj się, zachowaj dystans.". Po chwili na 'estradzie' pojawiło się czarne jak smoła Murzyniątko i zadeklamowało z wzruszającą poprawnością: "Kto ty jesteś? Polak mały [...]".
80% studentów musiało solidnie przytrzymać się ramy, żeby nie powturliwać się ze śmiechu pod stoły. Ale zaraz. Olisadebe, czy jak mu tam, to przecież Polak. To taki Franek nie? Gorzej z tym mieszkaniem 'między swemi'. Jakoś średnio widzę akceptację Franka na przeciętnym polskim blokowisku.
Wiców było wiele, pod koniec pan doktor tak się zapamiętał w tokowaniu, że umknął mu zabójczy dla każdego kabareciarza szczegół - po pointach dowcipów najlepiej słyszalny był śmiech jego własny.
Ale materiał przerobił. Od Mańka, co w garażu koszyki z wikliny plecie, po spółkę akcyjną. Taaak. Nawet w spółce akcyjnej się udzielał, aczkolwiek z winy Wałęsy, co się pogniewał na Rosję, spółka upadła, jako że sporo kapitału ulokowała na Wschodzie.
W przerwie moją uwagę zwróciły dwie 'rozkoszne' blondyneczki.
- O, powiem twojemu, żeby cię pilnował, bo nie uważasz.
- Nie było na co. O, ho ho ho!
Aby tak dalej, będzie mniejszy tłok na zajęciach ;-PPP
Pozostałe dwa dni byłyby całkiem znośne, gdyby nie fakt, że na uczelni spędziłem po bite dwanaście godzin. Nawet bez przeciążania czy choćby obciążania mózgu jest to diabelnie męczące.
W sobotę nauczono mnie włączać i wyłączać komputer. Do tej pory jestem lekko roztrzęsiony po takim zastrzyku wiedzy. Ach, nauczyłem się też zmieniać rozdzielczość i częstotliwość odświeżania. Nauczyłem się błyskawicznie, bo w sali ćwiczeń do pracy w 1024x768 zmuszono minitory jedenastochybacalowe. Po pięciu sekundach zabolały mnie oczy, po pięciu następnych monitor pracował w 85 hercach. Po pięciu minutach w tenże sam sposób pracowała znakomita większość monitorów w sali.
Zabijać procesy też już umiem, choć jakoś dziwnie, bo bez kill -9.
Nie dorównałem bratu dyplomacją. Gdy dziekan na wykładzie z platform komputerowych twierdził, że Cobol odchodzi do lamusa, zaprotestowałem. Bo że odchodzi, mówi się od jakichś 20 lat. Coś mu nie wychodzi to wychodzenie, a dobrych paru miejscach dopiero co wszedł (BRE Bank, GSM-y) albo dopiero wchodzi. Zaprotestowałem, gdy stwierdził, że chłodzenie cieczą podkręcanych PC-tów to rzecz nowa, najwyżej dwa lata w obiegu. Cztery lata temu instalował to sobie znajomy, więc przełknąć nie mogłem. Bratu zaś zmilczał ze stoickim spokojem stwierdzenie dziekana, że co nowsze samochody, np. Toyoty TV-coś-tam, mają silniki bez wałków rozrządu. Ciężki musiał to być cios dla śledzącego rozwój techniki mechanika samochodowego, ale przyjął go bez mrugnięcia. Wyparskał się na zewnątrz.
Konsekwencji swojego mądrzenia bardzo się nie boję, bo dzięki temu mądrzeniu dziekan mógł mieć wrażenie, że ktoś na tej sali go słucha. Po kwadransie wykładu co zdanie patrzył na mnie, ni to pytająco, ni żądając feedbacku. A ja kiwałem pokornie głową, i kontakt wzrokowy żem trzymał, w przeciwieństwie do reszty sali, co poczucia przyzwoitości za grosz nie wykazała.
Ćwiczenia z matematyki (oczywiście dzień przed wykładem) też okazały się całkiem zabawne. Dotarłem spóźniony, prowadzący mnie przytrzymał przed tablicą.
Napisał tam tajemniczy wzór 2 ≥ 1 i zadał mi podchwytliwe pytanie - Niech mi pan powie: czy to jest prawda?
- Prawda.
I w tym momencie na sali zapadła głucha cisza, tylko jakiś dowcipniś z tyłu sali skomentował - on jest mózgiem naszej grupy.
Okazało się, że prawidłowej odpowiedzi udzieliłem jako jedyny.
Znaczy się, na wiosnę zostanie nas dziesięciu?
Dalszy ciąg ćwiczeń z rachunku zdań utwierdził mnie w tym. Rozumiem, że można mieć problem z prawami de Morgana, gdy się je widzi pierwszy raz w życiu. Ale przychodząc na informatykę jakąś kulturę matematyczną mieć się ewidentnie powinno.
Ogólnie mam wrażenie, że przypływ gotówki od studentów pierwszego semestru musi być dla uczelni głównym źródłem dochodu, bo przecież we łbie się nie mieści, żeby mikromózga blondyneczka czy kozakujący ziomal, co to o 10 minut uniknął ćwiary, dali sobie tu radę. A takich jest dużo. W mniej-więcej trzydziestoosobowej grupie trzy osoby wydają się podchodzić do sprawy naprawdę poważnie. Reszta uporczywie przywodzi mi na myśl przedszkole.
Lektorka angielskiego poddała dzieci ciężkiej próbie, zadając pytanie "Why did you choose this school?". Dominowała odpowiedź "I don't know". Potem ktoś się wycwanił i powiedział "because it's cheap". Ponieważ każdy następny delikwent mówił to samo, lektorka większy nacisk położyła na "so, what are your plans for the future?". "I don't know". "I have no plans". "I don't know what will happen tomorrow" (ambitniejsze).
Nie chciała mi za to powiedzieć, jaki jest angielski odpowiednik zapuszczania korzeni, w sensie zbyt długiego czekania czy tkwienia w miejscu. Za karę pierwsze wypracowanie (z założenia miało chyba być króciutkie) wysypałem jej na dwie strony. Niech się męczy. >_<;
Bestia moją szkołę (pusty dom przez cały dzień, pan zasypiający niemal natychmiast po powrocie) zniosła dzielnie, a na pocieszenie dostała Friskiesa.
Eksperyment z mlekiem krowim nie powiódł się zupełnie, nie mogę wymieniać ażuhrowego, silikonowego żwirku co tydzień. Wolę już kupować drogie kocie mleko.
Ponowne leczenie za to się udało, Bestia wreszcie miauczy po ludzku. Po kociemu znaczy się. I zaczyna już domagać się tą metodą np. jedzenia. Albo po prostu zwracać na siebie uwagę. Oj, oj.
Brat ma do Bestii wielki żal. Za nocny tryb życia. Ciężkie jest życie człowieka śpiącego na materacu w mieszkaniu, gdzie rezyduje dwuipółmiesięczny kot. Bardzo ciężkie. Sen za to bardzo, bardzo lekki. I często przerywany. Nawet przechwyt potwora w locie, uwięzienie i pacyfikacja działają tylko czasowo. Poza tym czas chyba zacząć stworka oduczać gryzienia po rękach, bo wyczucia nie ma za grosz, a siły w szczękach nabiera.