Biorąc na warsztat fantasy, i to takie klasyczne, trzeba przepracować stereotypowe rasy. Czasem jest to łatwe, czasem trudne. Jeśli chodzi o stosunek An-krasnoludy - trudne niezmiernie.
Elfy i orków miałam w "Jeńcach" na starcie i choć w kwestii elfów zaszły po drodze spore zmiany, to jednak pewna jasna idea została od początku ta sama. Elfy i orków czuję i rozumiem, lubię pisać. Wdzięczne rasy. Elfy z korzeniami u Tolkiena, bagażem Sapkowskiego i RPG, i tych papierowych i tych komputerowych w sumie też (choć Dragon Age poznałam po rozpoczęciu pisania, myślę, że to, że grałam dalijską łuczniczką miało wpływ na zmodyfikowanie postaci Saliyi... poza tym pisząc sceny w obozie dla uchodźców mam przed oczyma obcowisko), elfy przepracowałam pierwszy raz już w liceum, kiedy, pod mocnym wpływem choćby "Record of Lodoss War" pisałam moją pierwszą powieść fantasy. Elfia duma i elfia arogancja, elfie poczucie wyższości przechodzące miejscami w rasizm, stara, stara teoria Wielkiej Elfiej Migracji (mocno inspirowana Sapkowskim, przyznaję) - to wszystko jest bazą dla mojej elfiej arystkoracji. Elfi lud to poczucie wyobcowania, izolacja, poczucie krzywdy - Sapkowski i Dragon Age, echa Williamsa, parę grafik z internetu i parę rzeczy nieoczywistych, jak porównywalna z ludzką długość życia czy "zwyczajne" kolory włosów i... zarys ciekawej kultury, zarys ciekawego języka, to wszystko tworzy się samo. Przyznaję, początek pracy nad powieścią to elfy płaskie jak papierowa sylwetka, jednak z czasem nabierają życia, nie tylko rasa, ale i postaci. Saliya nadal jest idiotką, ale stać ją na dużo ciepła. Faolien nie jest klonem brata. Tehei jest... nową postacią, która sama przyszła. Nawet Varien, Jearell i Elaria zaczynają mieć osobowości.
No i moje czarne elfy, zaprzeczenie drowów. Po prostu: czarne elfy, elfy- murzyni, elfy afrykańskie, z kulturą opartą na rozwiniętych kulturach Afryki. Na ile ukochana moja rasa w tej historii? Nie jestem pewna, ale jestem z nich dumna.
Orkowie to wpływ Warcrafta. W WoWa nie gram i grać nie zamierzam, ale strategie lubiłam. Lubiłam tamtejszych orków, typową "proud warrior race". Echa Klingonów. Kultury stepowe, zwłaszcza Mongolia, szamanizm, odpowiednie poczucie więzi plemiennej i honoru. Klasyka, ale wdzięczna, jeśli odrzuci się, a przecież o to w tej historii chodzi, zasadę "always chaotic evil". Orkowie są okrutnymi barbarzyńcami, bo takimi ukształtowały ich warunki, ale nie są bezmyślni i nie są źli. Arthan, pół-ork, pół-człowiek nie należy do nich w całości, jest na pograniczu światów, tak, jak i jego mieszany oddział, ale pełnej krwi orków w historii mnóstwo i każdego staram się zrobić dość charakterystycznym. Orkowie byli prości.
Prości byli smokowcy, może dlatego, że to rasa nie tak strasznie oklepana. Jasne, coś o tej nazwie znalazłam w Dragonlance (jakiś miesiąc po rozpoczęciu pisania...), ale smokowcy z Dragonlance to coś zupełnie innego... Moich dopracowuję teraz jeszcze, choćby zamierzając zrobić z nich rasę bez podziałów płciowych (Przyznaję, przy powtórce z B5 zauważyłam, że G'Kar i Na'Toth ubierają się tak samo i mają bardzo zbliżony sposób poruszania się i gestykulacji, jakby u Narnów różnice między płciami nawet na poziomie biologicznym były minimalne. To mocno mnie zainspirowało). Do tego trochę pokręconej filozofio-religii inspirowanej buddyzmem, dżinizmem i hinduizmem...
I tak to mniej więcej wygląda. A co z krasnoludami? Ano na krasnoludy miejsca w historii nie było. bo krasnoludów nie rozumiem ani w ząb, nie czuję, nie mam ochoty pisać.
Bo co jest ciekawego w krasnoludzie? Krasnolud jest niski i masywny, składa się z brody i mięśnia piwnego. Żłopie piwo, a jak ma ochotę na coś mocniejszego, spirytus o stężeniu alkoholu niemożliwym do osiągnięcia poza światem fantasy. Używa topora, mieszka pod ziemią. Jeśli nie wydobywa czegoś spod tej ziemi, to najpewniej idzie się upić, a potem coś zatłuc. Poza alkoholem i rozpierduchą kocha tylko złoto. Poza tym niby istnieją krasnoludzkie kobiety, ale krasnolud generalnie jest aseksualny, a krasnoludka nosi brodę. W jego seksualność nikt poza drugim krasnoludem nie chce wnikać.
Jednym słowem,
Our dwarves are all the same.
Szczerze mówiąc? Bullshit.
To są, proszę państwa, krasnoludy z "Hobbita". Wersja filmowa. Kiedy zobaczyłam pierwszych, miałam sporego WTFa. Zwłaszcza Kili i Fili wyglądają... no cóż, niestereotypowo. Fili jak niski, brodaty elf, szczerze mówiąc. Zgrzytało mi to. Zgrzytało.
A teraz patrzę na całą trzynastkę i myślę sobie, że te krasnoludy nie są aż takie złe w końcu. Że to fajne, jak bardzo ich zróżnicowano. I że, cholewa, przecież tolkienowski krasnolud to nie chodzący stereotyp. Baza dla tego, co było potem, ale nie, nie stereotyp!
Tolkienowskie krasnoludy, wojownicy-rzemieślnicy, miłośnicy złota i klejnotów nie dla ich wartości, a dla piękna, które można z nich wydobyć... Lubię ich, cholera, lubię ich.
A inne? Krasnoludy u Pratchetta ze skomplikowaną kulturą, inną w miastach, inną pod ziemią, z mistrzowską sierżant Tyłeczek - pierwszym na świecie krasnoludem na obcasach. Krasnoludy u Kay'a, których kobiety są filigranowe i piękne... Krasnoludy w Dragon Age, stereotypowe, ale z bardzo ciekawie skonstruowanym społeczeństwem... Są te drobiazgi, ale może, może krasnoludy mają jakiś potencjał...?
Mój świat, jak się okazało, potrzebował krasnoludów i upomniał się o nich w czasie stosownym. To znaczy, dziś w nocy, kiedy przyśniła mi się jedna historia, nie związana z fabułą, ale pasująca do świata. I okazało się, że krasnoludy są (lub były) podstępnymi dwulicowymi sukinsynami, parającymi się złośliwą magią - generalnie ludem najbardziej chyba magię wykorzystującym. Mocne wpływy mitologii skandynawskiej (historia ze snu była początkiem sagi, zakładającym wyrolowanie bohatera, skradzenie mu własności i uprowadzenie kobiety... ciąg dalszy zakładał bohatera wrabiającego się w kontrakt z bogiem inspirowanym Lokim... takie rzeczy nie kończą się dobrze :P). I... ludzka niechęć, która doprowadziła do długotrwałych wojen i potencjalnej eksterminacji? Wiem, wiem, wg zalinkowanego artykułu na TvTropes krasnoludy są często uważane za "odpowiednik" Żydów, czego nie rozumiem i czego bynajmniej nie chce poruszać. Choć potencjalna eksterminacja to tylko ciąg dalszy rasizmu (gatunkizmu) powszechnego w tym moim świecie. Ludzie uważali, że krasnoludom się należało. Ludzie są... cóż, wredni. W tym świecie poniekąd każda rasa jest wredna.