W jakimś sensie epilog do mojej magowej kampanii.
AQUILA
Aquila urodziła się… nie, obudziła się wśród gwiazd.
Pamiętała otwieranie oczu: pierwsze połączenia w mózgu powstały właśnie wtedy. Pierwsze obrazy wnikające w nieukształtowany jeszcze umysł to wielka, czarna pustka usiana drobinami światła. Pierwsza myśl w jej umyśle nie należała do niej, ale zrozumienie tego zajęło Aquili nieco czasu. Rozumienie to coś, co z trudem kształtuje się w umyśle nagle powołanym do istnienia.
Pierwsza myśl w umyśle Aquili należała do kobiety, która właśnie stawała się wszechświatem.
***
Aquila siedziała w ogrodzie, nogi zanurzyła w chłodnej wodzie sadzawki. Pomarańczowo-złocisty karp krążył wokół jej kostek, łuska ryby śmiesznie łaskotała skórę dziewczynki. Aquila lubiła ten dotyk, lubiła trawę smyrającą przedramiona. Lubiła chmury przesuwające się ponad swoją głową. Czasem między nimi dostrzegała zarys wzniesionego między chmurami pałacu. Czasem nieboskłon przeciął terkocący sterowiec: łopatki mieszały chmury, zmieniając je w wir. Lubiła ten widok, łagodny i spokojny, jak cały ogród, jej świat, zamknięty granicami płotu i ścian domu. Świat zawsze był zawieszony między granicami a brakiem granic. Coś zamykało, a na zewnątrz była bezkresna przestrzeń. Świat był serią baniek i przestrzenią między nimi, wszystkie zamknięte w bańce z przestrzenią i innymi bańkami wokoło - i tak w nieskończoność.
Dziewczynka odgięła plecy w tył, położyła się na miękkiej trawie. Kawałek nieba, kawałek chmur, zamku, sterowców, ujmowały w ramy gałęzie wisterii. Kiście kwiatów zwieszały się nad trawnikiem, stawem i kamienną latarnią.
Wiatr powiał nagle, mocniejszy, gwałtowny. Ciemny kształt wpłynął na niebo - długi, niewiarygodnie długi. Wielki łeb, wysmukły tułów, zwinny ogon i para olbrzymich skrzydeł, które załopotały, a potem rozpostarły się i znieruchomiały, pozwalając się unosić prądom powietrza.
Oczy Aquili zrobiły się wielkie, potem dziewczynka poderwała się nagle i pobiegła w stronę ganku, boso, zostawiając tabi na brzegu sadzawki.
- Shin, Shin, widziałam smoka! - krzyczała podniecona.
Jeden z jej ojców wychylił głowę z wnętrza domu. Przypadła do niego, wczepiła paluszki w jukatę. Jej zielone oczy błyszczały z ekscytacji.
- Shin, widziałam smoka! - powtórzyła.
Mężczyzna przykucnął, by jego twarz znalazła się na poziomie twarzy córki.
- Shivaq przyleciał ze swojej Dziedziny - powiedział spokojnie.
- Shivaq? - spytała dziewczynka.
- Tak ma na imię smok. Największy z trzech, które mieszkają na Horyzoncie.
- To są aż trzy? - wyszeptała z niedowierzaniem.
Shin usiadł na brzegu ganku, wziął Aquilę na kolana. Lubiła to - lubiła siadać na jego skrzyżowanych nogach i nawijać na palce długie, białe kosmyki. Drugi z jej ojców też to lubił.
- Shivaq tu nie mieszka, ale przylatuje. Ma własną Dziedzinę w Umbrze, połączoną z Horyzontem. Poza tym jest Tai Wei. On strzeże zamku na morskiej skale. To wielki, piękny zamek, pełen pułapek. W dawnych, dawnych czasach, gdy Horyzont dopiero był kształtowany, wzniósł go dla siebie pewien chiński mag…
- Chiński… - powtórzyła Aquila z namysłem. - Co to znaczy „chiński”?
Świat był pełen słów i zjawisk, i nazw. Świat był pełen nowych rzeczy do poznania.
- Chiny to kraj na Ziemi. Bardzo duży kraj, stamtąd wywodzi się część mojej filozofii.
- Mhm - Dziewczynka kiwnęła głową. - Zabierzecie mnie kiedyś na ziemię?
- Może… jeśli będzie się dało…
Świat był wielki, niewiarygodnie wielki. Miał formę wielkiego drzewa, obejmującego wszystkie te bańki, o których myślała siedząc nad sadzawką. Zwieszały się z gałęzi drzewa i…
…i chciała zobaczyć je wszystkie, wszystkie, wszystkie!
- A trzeci smok? - spytała.
- Trzeci smok należał… - Shin zamilkł nagle, Aquila widziała, że się namyśla. - Do pewnej magini. Teraz strzeże jej dzieci. Jest niewielki, ale urośnie.
- A co się stało z maginią?
Palce Shina przebiegły po brunatnych kosmykach dziewczynki.
- Stała się wszechświatem.
***
Aquila na początku oddychała płynem. Płyn był ciepły i wilgotny, ale z tego zdała sobie sprawę później, bo póki tkwiła zamknięta w kapsule, nie wiedziała, jaka jest różnica między „ciepłym” i „zimnym”, „mokrym” i „suchym”. Długo, bardzo długo po prostu kontemplowała wszechświat za oknami, kiedy sztuczna macica, w której ją stworzono, obiegała dookoła jeden ze niezliczonej ilości światów w Kosmosie. Ten świat był kolejnym, co Aquila ujrzała. Wielki, o wiele większy, niż niewielka przestrzeń, w której unosiło się ciało dziewczynki. Gapiła się na jego ogrom, potem na inną kapsułę, zbliżającą się ku niej. Gapiła się na nie, gdy chwyciła ją grawitacyjna wiązka statku. Tak Aquila poznała przyciąganie.
Kiedy wyjęto ją z kapsuły, musiała nauczyć się oddychać powietrzem. Pierwszy haust zabolał i dziewczynka wydała z siebie krzyk, taki sam, jaki wydają z siebie noworodki. Była mokra, a na zewnątrz było zimno. Kobieta, która wydobyła ją z kapsuły miała jedną rękę z metalu: maszyna łączyła się z tkanką przy barku. Metal był zimny i twardy, a ciało ciepłe i miękkie. Aquila stwierdziła, że woli ciało.
Potem trafiła na świat, który obserwowała z jego orbity. On też był z metalu i szkła, ale ludzie byli na nim cieleśni. No, większość ludzi przynajmniej. Kobieta z metalową ręką zaprowadziła dziewczynkę do swojego ojca, on zbadał ją, obejrzał dokładnie, przykładał różne metalowe i szklane rzeczy do jej skóry, oglądał różne wykresy na szklanych ekranach, potem posadził na dywanie z białych włosów (miękkie, przyjemne, ale poznane dopiero potem włosy Shina były lepsze) i dał do zabawy różnokształtne klocki. Obserwował, robił notatki.
Ciekawe, że kobieta z metalową ręką miała tylko ojca, a nie matkę. Aquila miała potem dostać dwóch ojców. W świecie Aquili nie było matek. Matką była kobieta, która przemówiła do Aquili gdy dziewczynka otwarła oczy: w pierwszym momencie jej życia, w swoim ostatnim.
***
Dom, który został domem Aquili był wąski i miał jedno piętro. Nie miał osobnego pokoju dla dziewczynki, bo obaj ojcowie nawet się nie spodziewali, że mała zjawi się w ich życiu. Co prawda chcieli mieć dziecko, ale to po prostu pojawiło się znikąd. Dziecko-niespodzianka. „Jak przyjdziesz do domu, znajdziesz w nim coś, czego się nie spodziewałeś.”
Dom na parterze miał kuchnię i wielką salę do ćwiczeń z gładką, czystą podłogą. Miał przestronny salon z otwieraną przeszkloną ścianą: w lecie salon stawał się werandą. Miał łazienkę z wielką wanną, w której Aquila uwielbiała się unosić. Czasem zanurzała się razem z głową, wyobrażając sobie, że woda jest tym płynem, którym oddychała w kapsule. Niestety, woda była za rzadka, za słona i za nic nie chciała utrzymać właściwej temperatury.
Na piętrze był pokój „do rytuałów” i sypialnia ojców. Miała okno z widokiem na ogród - i na wzniesienie porośnięte drzewami, które stało pośrodku miasta. Też ogród zresztą. Shin uwielbiał ogrody i dlatego wybrał to miejsce żeby w nim zamieszkać. Ten wielki ogród zresztą też dziewczynce pokazali: na samym początku wzięli ją na długi spacer po mieście. Chłonęła z zapartym tchem każdy drobiazg: nie zdawała sobie sprawy z takiej różnorodności wszystkiego, co istnieje.
Na piętrze znajdowało się też parę niezagospodarowanych pomieszczeń, które przystosowali na pokój dla dziewczynki. Nagle, nie wiadomo skąd, zjawiła się cała masa znajomych ojców: ten mężczyzna z dziwnym znakiem pod okiem, który zabrał Aquilę od doktora Morgana na Horyzont, jego żona, dwójka dzieci, mniejszych niż Aquila (zwłaszcza chłopiec - jego matka nosiła go w chuście przy piersi). Ruda, chuda kobieta z córeczką mniej-więcej w wieku Aquili (a jednak starszej, bo Aquila obudziła się przed kilkoma dniami, a Kielo urodziła się normalnie parę lat temu) - niesamowite, że można mieć matkę i nie mieć ojca! Uczeń tego ze znakiem pod okiem i uczeń Shina, którzy „byli razem” tak jak Shin z Ravenem/Estebanem (Aquila dużo czasu potrzebowała, żeby zrozumieć, czemu każdy nazywa tego jej ojca inaczej). I wszyscy patrzyli na nią, zachwycali się nią, a chuda, ruda kobieta (Hjordis) powiedziała:
- Ależ ona wygląda zupełnie jak Alex!
I wszyscy wtedy zamilkli, skonsternowani. Tylko Aquila wypaliła:
- A kto to jest Alex?
Potem mężczyzna ze znakiem pod okiem tłumaczył cierpliwie, o co chodzi.
- Ona ma takie samo DNA jak Alex, Hjordis.
Aquila wiedziała, co to znaczy mieć takie samo DNA. Już jej to wytłumaczyli.
- Jestem klonem! - oznajmiła z dumą.
- Daniel, na Boginię, po co klonowałeś Alex?!
- Bo mnie poprosiła. Na wszelki wypadek. Kopia zapasowa, rozumiesz? Ale przestała być potrzebna i zacząłem nawet myśleć, że przerobię ją na części zapasowe… szkoda marnować dobrą tkankę…
Jego śliczna, jasnowłosa żona szturchnęła go mocno w bok.
- Daniel - syknęła. - Zapominasz się!
Daniel spojrzał na Aquilę. Dziewczynka słuchała zafascynowana.
- Nie boisz się mnie, prawda? - spytał.
- A czemu bym miała się bać?
Pokręcił głową.
- Widzisz, królewno? - zwrócił się do żony. - Ona inaczej rozumuje. Jej mózg działa inaczej. Alex musiała stworzyć jej parę gotowych połączeń nerwowych.
- Gotowe schematy poznawcze - zgodziła się blondynka. - Matryca kognitywna nałożona na czysty mózg, potem wsadzona w to dusza. Rzadko kiedy robi się coś takiego na organicznej strukturze, ale to wcale sprytny pomysł… być może… - zamyśliła się, przycisnąwszy palec do górnej wargi.
Hjordis machnęła ręką.
- Bełkot i technomancja. No grunt, że mała ma dom, a ty masz dziecko, co, Raven?
***
Ten ojciec, którego nazywali Raven, a Shin nazywał go Esteban chciał mieć dziecko od dawna. Wcześniej miał żonę, ale to było dawno temu. Potem nie miał nikogo. Teraz miał Shina. I miał Aquilę. Aquilę dostał w prezencie od Daniela.
Daniel przyszedł do doktora Morgana, zobaczyć dziewczynkę wyciągniętą z kapsuły. Aquila gapiła się na niego z otwartą buzią, bo wydawał jej się inny, niż wszyscy ludzie, których spotkała. I nie chodziło nawet o ten znak pod okiem, ale o fakt, że Daniel jaśniał - inaczej tego nazwać nie mogła. Ale wtedy też nie umiała jeszcze opisać tego, co widzi, więc nie powiedziała nic.
Daniel i doktor Morgan rozmawiali długo, Doktor Morgan mówił, że jedną córkę już wychował, może wychować i drugą, a potem Daniel przypomniał sobie, że ma przyjaciół, którzy chcieliby mieć dziecko, więc Aquila mogłaby trafić do nich. I zabrał ją do świata zwanego Horyzontem, do domu z wielkim ogrodem, przeszklonym salonem i pomarańczowymi karpiami w sadzawce. Do dwóch mężczyzn, którzy nie wiedzieli na początku, co z nią zrobić, bo nie umieli być ojcami - ale to nic, ona też nie umiała być córką. Raven powiedział, że się nauczą, wszyscy troje. A Aquila miała wiele do nauczenia się: musiała się nauczyć całego wielkiego świata.
Tamta kobieta, która miała na imię Alex, znała już cały świat. Była całym światem. Aquila siedząc czasem w ogrodzie, z nogami w wodzie, z wisterią nad głową, patrzyła przez siebie, w bezkresną przestrzeń pełną baniek i mówiła do niej. A Alex słuchała cierpliwie.
24-25 czerwca 2012
Alex Wstąpiła w przesilenie wiosenne 2010 roku. Zostawiła po sobie trójkę dzieci: dwójka wychowuje się z ojcem, córka-klon została adoptowana.
Daniel osiągnął jedność ze swoim avatarem. Ma status Wyroczni. Ciągle opiekuje się swoją rodziną. Twilight rozważa, czy w tym lub następnym życiu nie pójść w jego ślady.
Grzesiek Dąbrowski poświęcił się, tworząc własny świat. Jest jego bogiem opiekuńczym. Nigdy nie poznał swojej córki, Kielo.
Michael Lancaster opiekuje się nową dziedziną Zakonu Hermesa, która zastąpiła zniszczony Doissetep.
Marek Sokolski zginął z rąk Technokracji w chwili wybuchu kolejnej wojny.
Zac Rice należy do domu Criamon i prowadzi badania w nowej dziedzinie.
Sophia i Tivadar Drugeth przebywają w twierdzy domu Tzildaris, pod okiem obudzonego z letargu przedpotopowca klanu Tzimizce. Sytuacja Twierdzy jest patowa: wewnątrz krwiożerczy stwórca Klanu, na zewnątrz celowniki Technokracji.
Szymon Kubiak doprowadził do nowej Konwokacji. Chce odzyskać wspomnienia Akritesa. Yoshi niekoniecznie to popiera.
Minie sto lat i… Świat się zmieni.