Comment this post and I'll give you 5 topics that remind me of you.
Then, post those subjects in your own journal and elaborate on them
Od jean-iris
Queer as Folk - generalnie wszystko chyba zaczęło się od tego. Zawsze byłam trochę gejem i jak dowiedziałam się że istnieje brytyjski gejowski serial to, cóż... nie mogło się inaczej skończyć:D Oglądałam namiętnie na tv-links, po czym bardzo kochany kolega ściągnął dla mnie obie serie. Uwielbiam QAF, uważam, że nie ma lepiej zrobionego serialu o gejach(nie żeby znów było ich mnóstwo). Niektórzy zarzucają mu, że jest zbyt naturalistyczny, że aktorzy są brzydcy, że sytuacje są nieprawdopodobne, że źle się przedstawia środowisko gejowskie. Ja odpowiadam: nie ma czegoś takiego jak "zbyt naturalistyczny", aktorzy nie muszą być ładni, sytuacje są w jakiś sposób prawdopodobne(tak na serialowo), a środowisko gejowskie jest przedstawione zupełnie nieźle. Kocham Stuarta, kocham Vince'a, kocham Mamę Vince'a. Są absolutną trójcą.
nestea - jedyny trunek jaki pijam. Jako niepijąca, mam swoje problemy społeczne, które rozwiązało... nestea. Moi znajomi niemal wierzą w to, że nestea można się upić. Udowodniłam to wielokrotnie. Gdy idziemy do baru zawsze mówią, że idziemy na nestea. Także poza barem nestea jest moim drink of choice. Po prostu uwielbiam!
hiszpański - od początku miał być dla mnie sprawdzianem - czy jestem dobra w językach czy w angielskim? No i wpadłam po uszy. Po pół roku zajęć nie wyobrażałam sobie życia bez hiszpańskiego. Po dwóch latach nauki doszłam do wniosku, że warto zdać go na rozszerzeniu na maturze i tak tez wpisałam do deklaracji. Od tego momentu rozpoczął się wyścig z czasem. W ciągu dziewieciu miesięcy(i mnóstwa wydanej kasy) przeskoczyłam samą siebie i zdałam wystarczająco dobrze, żeby dostać się na studia. Do dziś uważam, że to był moment próby chrakteru, siły woli, wszystkiego. I że naprawdę, moża zrobić wszystko i przeskoczyć samego siebie. Teaz chodzę na lektorat z hiszpańskiego, bo niestety nie mam go na studiach, ale męczy mnie ta sytuacja i za rok zmieniam wymiar godzin... albo całe studia.
Dziewiąty Doctor - jest lepszy niż Dziesiąty i mogłabym na tym zakończyć:D Dziewiąty jest uroczy, taki ludzki, z odstającymi uszami i wielkim nosem i pokochałam go od pierwszego momentu kiedy Jean mi go pokazała, ale w Doctor Dances kiedy wszystko się dobrze kończy i on się tak cieszy... nie jak dziecko, to jest jakieś głupie porównanie. On się cieszy, jakby już nic na świecie nie mogło być złe. Jego radość jest tak wszechogarniająca, tak przeogromna, tak bardzo... nie ma określenia na tą radość. I ja go właśnie takiego kocham. Uwielbiam to, że kiedy nad czymś się zastanawia to nie mówi tego nikomu na początku. Uwielbiam jego głos. Uwielbiam każdą małą ceszkę, którą obdarzył ją Eccleston. I tyle.
Ianto Jones - szipuję go z Jackiem, choć uważam, że Jack kocha Doctora. Ale Doctor nie kocha Jacka. Dlatego Jack będzie z Ianto. Ianto ma w sobie coś z emo:D Coś ze smutnego clowna. Ma nadzwyczajne poczucie humoru, które ujawnia się jakby przypadkowo. On zawsze mówi swoje najlepsze teksty tonem sugerujacym, że wcale nie chciał tego powiedzieć. Lubię go w Cyberwoman. Jest wtedy przerażający. Uwielbiam moment kiedy Tosh słyszy jego myśli i kiedy pyta ją o herbatę. To najsmutniejszy, najbardziej angstowy fragment ever. Między nim a Jackiem jest niesamowita chemia, są razem świetni. Choć z reguły nie lubię w fikach tego pairingu, ludzie jakoś dziwnie to ujmują.
Poza tym jest Walijczykiem, mówi ŚLICZNIE(I believe the estate agents pronounce it SPLOE). I tyle:P