Bad Blood

Mar 16, 2014 22:38


If we're only ever looking back
We will drive ourselves insane
Bastille - Bad Blood
Ponownie wpis z serii - powinnam robić coś zupełnie innego, więc postanowiłam zamiast tego pisać na lj. Mam wrażenie, że im bliżej będzie końca roku tym tych wpisów może być więcej.

Natchnęło mnie, że nic nie napisałam o Oscarach. Właściwie jedyne Oscary o których pisałam, jak tak teraz przeglądam, to te z 2011, być może dlatego, że to jedyne, które oglądałam i oglądałam filmy. Po 2011 moje zainteresowanie Oscarami ograniczyło się do oglądania niektórych filmów przed nimi i reblogowania dużej ilości zdjęć na tumblru. Na temat tegorocznych obawiam się, że nie mam dużo do powiedzenia, albo raczej, że wszystko co chciałam powiedzieć powiedziałam już i to kilka razy różnym osobom niezależnie od tego czy chciały słuchać czy nie.
Ale jakoś je podsumowując - przed Oscarami widziałam 3 filmy z 9 nominowanych w głównej kategorii (teraz już cztery) ale cieszę się, że 12 years a slave wygrało, tak samo jak z tego, że Lupita wygrała Oscara. Nie wiem czy to była najlepsza oscarowa rola drugoplanowa ever, ale Lupita wydaje się sympatyczna, grała bardzo dobrze więc miło dla niej. Jennifer która pewnie dostałaby Oscara gdyby ona nie dostała już jednego ma, więc na razie jej starczy. Poza tym stawiałam, że Cate Blanchett dostanie Oscara, chociaż ponownie trudno mi oceniać, skoro widziałam tylko Sandrę Bullock w Grawitacji z pozostałych nominowanych w jej kategorii. Nie widziałam Witaj w klubie, więc trudno mi oceniać Oscara dla Matthew, ale jeśli był tam w 3/4 tak dobry jak w True Detective, to dobrze, że dostał. Chociaż ponownie szkoda Leo. Chyba na tym kończą się moje refleksje na temat Oscarów. Jak obejrzę więcej filmów może będę miała coś do dodania, chociaż pewnie do tego czasu zapomnę, że miałam coś dodać.

Olśniło mnie też, że nigdy nie opisałam zeszłorocznej nocy horrorów. Ani jakby o tym pomyśleć - poprzedniej, z której wspominałam tylko drugą część Silent Hill. Opisanie ich obu zajęłoby mi chwilę, więc to, skoro i tak już spóźniona z tym jestem o całe wieki, mentalnie przerzucę sobie na następny napad "no serio nie chce mi się tego robić tak bardzo, że raczej wolę popisać po pseudo-polsku na livejournalu gdzie i tak tego nikt nie przeczyta". Jednak refleksja o horrorach będzie. Zaczynam oswajać się z myślą, że właściwie to je lubię, pokątnie i w sposób cokolwiek skomplikowany. Od tych, które skrzywiły mi psychikę i przez które nadal nie śpię po ciemku, przez te, których wcale nie chciałam oglądać, po te, których już po dwie części widziałam w kinie i te z nocy horrorów i po fakt, że obejrzałam trzy sezony American Horror Story. Oczywiście w przypadku niektórych mam bardzo logiczne uzasadnienie - jakaś chęć oglądania klasycznych czy kultowych filmów wymaga oglądania horrorów, jak Dziecko Rosemary. I jak się chce być w miarę na bieżąco z tym, co jest w kinach, to czasami też je trzeba obejrzeć, a w niektórych grają aktorzy których lubię, więc oglądam. Pozostaje jednak ileś filmów których jakoś w sumie nie umiem wsadzić do żadnej z tych przegródek (najśmieszniejszym przykładem pozostaje Rytuał który nie pamiętam dlaczego chciałam obejrzeć, a w którym grał Colin O'Donoghue, którego jakoś nie polubiłam po tym filmie, chociaż był atrakcyjny i fajny, a który teraz jest w OUAT, którego co prawda nie oglądam, ale gra tam pirata, więc chyba polubiłam Colina gdzieś po drodze, co oznacza, że powinnam ten Rytuał jednak obejrzeć jeszcze raz.

Problem z moim lubieniem horrorów polega głównie na tym, że ja się na nich naprawdę stresuję, od podskoczenia na czymś mało istotnym a będącym znienacka, po wbijanie sobie paznokci w ramię, bo to wszystko jest straszne i mogłabym zacząć krzyczeć. Poza tym czasami rzeczy z nich śnią mi się po nocach, albo, co gorsze, przypominają mi się tuż przed snem i jakoś nie mogę ich wygonić. Przez horrory stresują mnie ciemność, lustra, to co może być za oknem jak jest ciemno i nagły powiew chłodu na karku w środku nocy, mimo, że okno jest zamknięte a za mną nic nie ma, bo przecież się obróciłam i sprawdziłam. Więcej niż raz zdarzyło mi się szukać przed albo w trakcie filmu (oczywiście po zatrzymaniu) jego strony na wikipedii żeby zobaczyć, jak to cholerstwo się kończy, bo inaczej chyba dostałabym zawału ze zdenerwowania albo dlatego, że właśnie coś tam wyskoczyło i OMG NIE ZABIERZCIE TO czemu ja to w ogóle oglądam.
Z drugiej strony - jedyny horror jaki widziałam w tym roku to Inni, których hm, mniej więcej zakończenie, czy raczej Super Szokującą Rzecz Która Się Okazuje Późno W Filmie wiedziałam zanim zaczęłam oglądać (tak jak przy Szóstym zmyśle, niestety, spoilery czają się w dziwnych miejscach i ludziom się wydaje, że jak film jest odpowiednio stary, to wszyscy już go przecież widzieli i można zdradzać wszelakie takie rzeczy do woli) co dało mi inną i dość dziwną perspektywę na cały film (tj. między innymi wszystko jest bardziej irytujące i o matko, czemu oni się nie domyślają prawdy no naprawdę już dawno powinni byli). Dążę do przyznania się, że brakuje mi horrorów. A przynajmniej jakiegoś horroru obejrzanego w kinie. Wyższego poziomu adrenaliny, który nie jest spowodowany tym, że nie oddałam pracy na czas, tylko tym, że zaraz może wyskoczyć duch zza rogu albo jest tam i wiem, że bohaterka widziała go kątem oka. Szybszego bicia serca i dziwnego oddychania, bo jak mam normalnie oddychać jak tu takie rzeczy, i gotowości na to, że zaraz może stać się coś strasznego i że właściwie to nie wiem, czy ten film w ogóle dobrze się kończy, bo może będzie sequel i jednak nie wszystko jest tak jak być powinno w tym niby dobrym zakończeniu. Tego, że może w sumie ten film jest bardziej głupi i śmieszny niż straszny, dopóki nie wyskoczy jakiś zmutowany potwór, przez którego podskoczę na krześle. I tego, że dopóki o tym nie myślę, mogę zostawić całe to panikowanie w kinie i wyjść i to nie mnie nawiedzały duchy, bo mieszkam w bloku i nikt tu nie umarł, przynajmniej nie w moim mieszkaniu, a jak coś wyje to raczej muzyka na klatce niż stwory piekielne. I że w nocy zawsze mogę się pocieszyć że Winchesterowie pewnie pokonaliby to coś z filmu w mniej niż pół odcinka. I stresowania się czymś innym niż moje życie, zdecydowanie wolę się stresować cudzym. Na razie jednak mam pecha i brak zapowiedzi ciekawych czy nawet nieciekawych horrorów, zostaje mi albo poddanie się i oglądanie w domu (wolałabym jednak nie mieć nawiedzonego laptopa, na wszelki wypadek) albo opisywanie przeszłych horrorów, bo że wymyślają mi się czasami własne, to już oddzielna sprawa. Nie wykluczam, że to moje jęczenie zajęło mi więcej czasu i miejsca, niż gdybym po prostu usiadła i opisała te 8 filmów czy ile ich tam było, które widziałam prawie pół i prawie 1,5 roku temu, ale na razie jest co widać.
PS. Piosenka pewnie zasłużyła na oddzielny wpis, ale zamiast tego streszczę się tutaj. Cały czas przy jej słuchaniu skupiałam się na linijkach:

"That these are the days that bind you together, forever
And these little things define you forever, forever"
aż za którym razem usłyszałam i przyjęłam to co jest kawałek dalej:

"If we're only ever looking back
We will drive ourselves insane"
co jest dość chyba adekwatne do tego, co ja wyrabiam cały czas, więc sobie zacytowałam na początku.
Oczywiście powodem dla którego ignorowałam tą część może też być to, że następne dwie linijki to:

"As the friendship goes resentment grows
We will walk our different ways"
a to już coś czego najwyraźniej totalnie nie przyjmuję.

bad blood, oscars, horrory

Previous post Next post
Up