Miałam tu rozbić notkę z prośbą do osób, które w pierwszej ankiecie odpowiedziały „nie” a w drugiej „tak” żeby mi wytłumaczyły, jaka to różnica, wyszło coś innego i przydługiego.
Ok, widzę różnice biologiczną, bo kobieta ryzykuje ciążę i poród, które są niebezpieczna dla zdrowia i życia i inwazyjne w ogólności. I to ona jest w naszym społeczeństwie głównie odpowiedzialna za wychowanie dziecka (i zapewne przez długi czas tak będzie). To ona ryzykuje zwolnienie z pracy z powodu urodzenia dziecka, itp., itd.
Ale facet też ryzykuje zostanie ojcem i bycie odpowiedzialnym za dziecko. I to nie tylko finansowo, bo czemu od razu zakładać, że ten facet nie będzie chciał uczestniczyć w wychowaniu dziecka? Nawet jeśli to był jednorazowy seks, to czy to znaczy, że facet nie będzie się czuł odpowiedzialny za swoje dziecko? To że nie chciał mieć dziecka nie ma nic do rzeczy. Jest mnóstwo dzieci z wpadek, które rodzicie kochają mimo że ich nie planowali. Z resztą w moim przykładzie kobieta tez nie planuje zajść w ciąże.
To że sytuacja kobiety i mężczyzny jest w takim przypadku inna nie oznacza, że można mężczyznom coś takiego robić.
Część osób wskazywała, że to zależy, czy seks by był, gdyby osoba oszukiwana i tak by się zgodziła na seks bez zabezpieczenia. Kiedy pisałam pytania, zwłaszcza to pierwsze, to zastanawiałam się, czy nie sprecyzować, że facet by się nie zgodził na seks bez zabezpieczenia. Ostatecznie jednak wywaliłam ten warunek, gdyż uznałam, że nie ma on znaczenia. Czemu? Generalnie w większości, jeśli nie we wszystkich prawodawstwach uznaje się, że żeby zaistniało zgwałcenie, to kobieta musi jakoś pokazać, że nie chce seksu (dobrze, jeśli wystarczy „nie”), bo i inaczej skąd facet ma wiedzieć, że kobieta nie chce? Dla mnie jest to gówniane tłumaczenie i element kultury gwałtu, który pomaga sprawcom uniknąć odpowiedzialności (i jest to chyba jedyne przestępstwo, w którym od ofiary wymaga się jakiejś formy samoobrony). Facet ma wiedzieć, że kobieta chce uprawiać z nim seks, a jeśli są jakieś wątpliwości to ryzyko spada na niego. I różnica jest tu bardziej faktyczna niż prawna, bo przecież jeśli kobieta chciała uprawiać seks mimo wątpliwości, to nie zgłosi przestępstwa (nawet gdyby i w Polsce gwałt był ścigany z urzędu, to przecież o większości takich przestępstw wiedzą tylko dwie osoby).
I tu jest tak samo - osoby wiedzą, że druga chce uprawiać seks z zabezpieczeniem i to jest to co wiedzą na pewno. Reszta to sfera niepewności, która obciąża sprawcę.
Specjalnie nie uczestniczyłam w dyskusji pod poprzednimi postami, bo stwierdziłam, że „posłucham” i zrobię osobny post. Przeczytałam dziś wszystkie komentarze i stwierdzam, że zamieszczając ankiety zrobiłam podstawowy błąd, gdyż założyłam, ze mamy tą sama definicję zgwałcenia. A okazuje się, że nie. Dla mnie zgwałcenie istnieje zawsze, kiedy robi sie drugiej osobie coś, bez jej/jego zgody (i tu ważne, żeby zaznaczyć - nie kiedy robi się coś przy sprzeciwie drugiej osoby, ale właśnie wtedy, kiedy się takiej zgody nie uzyskało). Przy czym zgoda musi by ć wyrażona (niekoniecznie werbalnie, oczywiście) swobodnie, tj. nie może istnieć żaden przymus czy wprowadzenie w błąd. Przy czym pozostawiam tu na boku istotną moim zdaniem kwestię stygmatyzującego działania słowa „gwałt”, czyli czy każde nadużycie seksualne należy nazywać gwałtem, czy np. penetracja palcami to „już” gwałt czy „jeszcze nie”. Czy z perspektywy ofiary lepiej powiedzieć, ze została zgwałcona, czy że została wykorzystana/coś innego.
Część osób pisała w komentarzach, że „to zależy czy mężczyzna czuje się zgwałcony”. I szczerze powiedziawszy nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Bo z jednej strony nie chcę stygmatyzować ofiar, wmawiać im, że stało się coś poważniejszego niż uważają, w końcu to ich życie, ich ciało i nie chce też, żeby przez użycie słowa „gwałt” poczuły się gorzej niż się czują. Ale z drugiej strony nie potrafię przyjąć różnej odpowiedzialności sprawców za identyczny czyn w zależności od tego, jak odbiera go ofiara. No i jeszcze od razu zapala się mi czerwone światełko - co z kobietami, które uważają, że gwałt w małżeństwie nie istnieje, albo z ofiarami date rape, które następnego dnia obwiniają siebie, bo nie pokazały wystarczająco wyraźnie, że nie mają ochoty na seks? Kwestia ta wydaje mi się także istotna, gdy ofiarą jest mężczyzna, bo przecież tu pojawia się tez pytanie „czy mężczyzna w ogóle może zostać zgwałcony?”
I jeszcze małe wytłumaczenie, co do naszego kodeksu karnego.
„Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 12 lat”.
Nawet u nas przemoc nie jest warunkiem koniecznym dla zaistnienia gwałtu. To może być podstęp i zdjęcie prezerwatywy kwalifikuje się właśnie na podstęp (i jest to przykład z moich zajęć, wiec nie jest to jedynie mój feministyczny pogląd). Innym przykładem podstępu może być jak bliźniak podszywa się pod swojego brata i sypia z jego dziewczyną. Albo jak ludzie korespondują przez Internet, po czym umawiają się na seks, ale na spotkanie przychodzi inna osoba.