M d14 (noi con voi tym bardziej i bardziej)

Jun 25, 2010 00:26

Słowacja-Włochy (3:2) co niby mam powiedzieć? Serce (moje błękitne) mi krwawi.
Przepłakałam. Płakałam bardzo długo, nie mogąc się uspokoić, tak, że do teraz palą mnie policzki i pieką oczy.
Płakałam, kiedy realizator pokazywał bezradnego Buffona.
Płakałam, kiedy zeszli Gattuso i Criscito.
Płakałam, widząc wzrok Gattuso.
Płakałam jak dziecko, kiedy Pirlo, który nie powinien, jednak wszedł.
Płakałam kiedy tracili i płakałam, kiedy strzelili.
Płakałam, kiedy pokazali błękitną iskrę, mój ukochany zryw woli i siły.
Płakałam, kiedy byli faulowani i kiedy czułam, że jest niesprawiedliwie.
Płakałam, kiedy słowacki obrońca wybił piłkę z linii bramkowej, choć wydawało się, że weszła całym obwodem.
Płakałam, kiedy Webb zasądził spalonego, moim zdaniem niesłusznego.
Płakałam, kiedy bramkarz słowacki zabawił się w boksera, a Webb nie interweniował.
Płakałam, kiedy Słowacy przeciągali grę.
Płakałam, kiedy zostały ostatnie sekundy i był jeszcze cień nadziei.
Płakałam po ostatnim gwizdku.
Płakała, bo przecież tak mało brakowało, przecież byliśmy na wyciągnięcie ręki, bo prawie, prawie, bo byliśmy tak blisko.
Płakałam, bo było niesprawiedliwie.
Płakałam, bo niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak jeszcze raz zobaczyć Fabio Cannavaro unoszącego puchar. Życzyłam mu tego z całego, błękitnego zresztą, serca.
Zdaje się, że tak naprawdę płakałam cały czas.
Poddałam się dopiero, kiedy zobaczyłam jak Fabio Cannavaro tuli płaczącego Quagliarellę. Wtedy wyszłam, oczywiście nie przestając płakać, bo nie mam w sobie przełącznika rozpacz on/off. Po prostu musiałam wyjść.
Pieprzę, co kto o tym wszystkim sądzi. Ja każdym włóknem nerwowym byłam i zawsze będę noi con voi, niezależnie od wszystkiego zawsze z nimi, ze Squadra Azzurra, bo jak niby mogłabym nie być, jak się odwrócić, jak? Serce krwawi.
Normalnie obejrzałabym zdjęcia z meczu, ale teraz? Nie potrzeba mi więcej łez. Wystarczy, że jeszcze bardzo długo będę miała w głowie obraz zanoszącego się płaczem Fabio Quagliarelli i Fabio Cannavaro odchodzącego w głąb tunelu. Ty wiesz. Radość Włochów jest naprawdę niesamowita, ale ich smutek jest najbardziej rozdzierającym serce widokiem, jaki można sobie wyobrazić.
Noi con voi, Azzurri. Jesteśmy z wami. Zawsze.

Paragwaj-Nowa Zelandia (0:0) a jakie to ma znaczenie? Nawet, gdybym była w stanie obejrzeć ten mecz w całości, czego nie zrobiłam bo nie za bardzo miałam nastrój, to i tak pewnie nie napisałabym nic z sensem.
Ta część rubryki przestała mnie obchodzić. Idźcie w diabły i odpadnijcie jak najszybciej, wszyscy. Mam to gdzieś.

Dania-Japonia (1:3) oglądane bez dźwięku i z koszmarnym bólem głowy.
Kibicowałam Japonii. Ostatnio łapię się na tym, że trochę na złość - w sumie sama nie wiem na złość komu - kibicuję na opak. Ale tym razem Japonii naprawdę się należało.
Dwa przepiękne gole. Świetna gra, ciągła presja na Danię, niesamowita szybkość i zwinność. I bardzo, bardzo ładnie. Podobało mi się i cieszę się za Japonię. Wielkie brawa.

Kamerun-Holandia (1:2) pomarańczowi, którzy nie byli pomarańczowi, zupełnie mi się nie podobali i tak, jak zazwyczaj staram się nie krytykować Holandii, kiedy Kasia jest w pobliżu, tak dzisiaj było mi totalnie wszystko jedno. W sumie wisi mi ten mecz, a Holandia mi się nie podobała. Śmiesznie by było, gdyby Kamerun wygrał. Zresztą kij z tym wszystkim. Nie chce mi się myśleć.

Wszędzie te cholerne zdjęcia. Nie mam ochoty w kółko oglądać, jak osłaniany przez Cannavaro Quagliarella cierpi. Prawdę mówiąc muszę to bardzo mocno i bardzo szybko wyrzucić ze swojego krwiobiegu. Od dawna nie byłam tak beznadziejnie smutna i zdołowana. I wiecie co? Nawet fakt, że dzięki kibicowaniu Japonii i dobremu wyczuciu rozbiłam nasz barowy bank, zgarniając ponad pięć dych i trzy piwa wcale mnie nie cieszy. Nie wiem, czy w tej chwili chce mi się cokolwiek dalej. Nie, chyba mi się nie chce.

mundial:italia, sad&worried, squadra azzurra, mundial:reszta, mundial

Previous post Next post
Up