"Radio Swoboda"

Jan 10, 2016 17:02

В конце 2015 года издательство "Biuro Literackie" (Вроцлав) выпустило антологию современной русской поэзии "Radio Swoboda" в переводе прекрасного польского поэта и переводчика Збигнева Дмитроцы. Есть там и полтора десятка моих текстов, четыре из которых я с любезного разрешения переводчика размещаю здесь вместе с оригиналами.

radio swoboda

jakkolwiek byś tej stacji nie nazywał
gubiąc się w innych nazwach i w ciemności
na falach krótkich i długich się odbywa
windsurfing w imię miłości

niebiański didżej błękitny playboy elegant
w czystym eterze wiadomość ci przekaże
że idziemy pod wodę i capstrzyk się rozlega
grany w nocy na miedzianej fanfarze

połóż się obok mnie na dnie morskim
żółta łodzi podwodna z piersią przebitą przez kulę
bordowa plama na asfalcie mokrym
co tam jeszcze czeka cię w ogóle

gdy wpuszczali gaz do kabiny radiowej
statua wolności ożywała na nowo
wylewając na sukienkę pospolitą
podwójne venseremos rozcieńczone felicitą

a teraz coś innego niech szlag trafi
przeżegnawszy się samolot wyleci w przestworza
kubański rum głosy na nogi postawi
niczym pisana petitem opatrzność boża

zamyka studio i gasi światła
pasterz łachmytów król chuliganów
w kawiarni na plaży kupuje gnata
i ukrywa go w spodniach poszarpanych

i wychodząc z cienia nagrobnych płyt i pomników
sztabowi całego świata strzela w łeb generalski
choć nie ma nabojów i kurek jest do kitu
i lufa zawiązana podwójnym węzłem żeglarskim

радио свобода

как ты эту станцию ни назови
путаясь в потемках и FM-именах
продолжается виндсерфинг во имя любви
на коротких и длинных радиоволнах

небесный ди-джей голубой плейбой
в чистом эфире расскажет тебе
что мы уходим под воду и звучит отбой
исполняемый среди ночи на медной трубе

ложись-ка рядом со мной на дно
желтая подлодка с пулей в груди
на мокром асфальте бордовое пятно
что там еще ждет тебя впереди

когда в радиорубку пускали газ
статуя свободы оживала на раз
на платье для коктейлей проливая двойной
венсеремос разбавленный феличитой

а теперь другое дело пусть грянет гром
перекрестившись самолет взлетит
голоса ставит на ноги кубинский ром
словно божий промысел набранный в петит

он закрывает студию гасит свет
пастырь гопников король шпаны
покупает револьвер в пляжном кафе
прячет его в свои драные штаны

и выходя из тени могильных плит
генштабу всего мира вышибает мозги
хотя нет патронов и курок барахлит
и ствол завязан двойным морским

Blues długiej przerwy na papierosa

Na południowym froncie odwilż przez cały czas.
A w moim sercu zima - tak samo przez cały czas.
Powoli dym wypuszczają płuca dalekich miast.

Planeta postanowiła w biegu na boku lec,
tak się zmęczyła, że musi na parę dzionków zlec,
waciak deszczu i śniegu zdjąwszy z szerokich plec.

Czas zeszedł z transportera, wymknąwszy mi się z rąk.
Czas wczoraj na mnie pracował - lecz wymknął mi się z rąk.
Wyrąbiemy prąd, żeby wszystko zamarło w krąg.

I ziemia będzie milczała, cokolwiek bym rzekł.
Ziemia odpowie milczeniem, cokolwiek bym rzekł.
Jak Kanał Białomorski, malarski jej zmarszczek ścieg.

Wysadźcie zapalniczkami - w piecu ostatek dnia.
Jarajcie, szczodrobliwi, chociaż do końca dnia.
Rozbite bataliony o ogień proszą was.

Najdroższa, jaki smutny jest śniegu nocny lot,
silniki się grzeją na starcie - lecz odwołany jest lot,
tylko w szklance z paliwem nie roztopi się lód.

Na północ by wyjechać pustym pociągiem i szlus.
Uściskasz mnie przed odjazdem w pustym pociągu i szlus,
jak rzeka, co mignęła pod mostem zwodzonym tuż, tuż,

i naraz przypomnisz sobie, jak minął morderczy mróz,
jak przed wolnymi dniami znowu powrócił mróz,
antracytowy wtorek - środa popielcowa. Blues.

Блюз долгого перекура

Где-то на Южном фронте оттепель, как всегда.
А у меня на сердце холодно - как всегда.
Дым выдыхают медленно далекие города.

Планета решила на бок на полном ходу прилечь,
она так устала, что ей бы на пару суток прилечь,
спецовку дождя и снега снимая с широких плеч.

Время сошло с конвейера, отбившись совсем от рук.
Время вчера на меня работало - но вот, отбилось от рук.
Мы вырубим электричество, чтоб замерло всё вокруг.

И будет земля молчать, что бы я ни сказал.
Земля опять отмолчится, что бы я ни сказал.
Морщины ее живописны, как Беломорканал.

Вспыхните зажигалками - в топку остаток дня.
Перекурите, щедрые, хоть до исхода дня.
Разбитые батальоны просят у вас огня.

Милая, как невесел снега ночной полет.
Трубы горят на взлетной - но отменен полет,
только в стакане с топливом никак не растает лед.

Вот бы на север уехать в вагоне полупустом.
Обнимешь меня, прощаясь, в вагоне полупустом -
словно река, мелькнувшая под разводным мостом,

и вспомнишь, как отступали убойные холода,
как к выходным вернулись отступившие холода,
антрацитовый вторник, пепельная среда.

* * *

Jelenie Pogoriełej

Z przyzwyczajenia los na twarze nasze
automatycznie kieruje obiektyw.
Stąd niczym kula wylatuje ptaszek.
Stoimy, zastygnąwszy tak na wieki.

Pośród uśmiechów bezimiennej ciżby,
przez ból nieprześwietlony prowadzone,
błąka się święto. Fotografia dyszy
aromatycznym, jak róża, tytoniem.

A tu ty wśród przyjaciół roześmianych,
którzy pod światło ledwie są widoczni,
bo żywo gestykuluje światłami
bulwar śródnocny.

Zmieszany jest szukaniem bohatera,
gdy nagle, na złość magicznemu oku,
ktoś tam ramieniem z kadru mnie wypiera
i znikam - jak po pstryknięciu - z widoku.

Zatrzyma się, bez smugi świtu jeszcze,
w okiennej szybie rozmyte odbicie
oraz papieros wkręcony w powietrze.
Ale to już wystarczy całkowicie.

Na tle feralnych bloków bez wyrazu,
nie zostawiwszy śladu, będę odtąd
detalem skazanego krajobrazu,
już raz na zawsze pozostawszy z tobą.

I odtąd, siedząc w przytulnym mieszkanku,
poprzez niewiarygodny zgiełk uliczny,
za rękę mnie prowadzisz bez ustanku
bóg wie po jakich albumach rozlicznych.

Więc nie bój się, odchodząc w smugę cienia,
łykać złotego powietrza, kochanie.
I skoro śmierć wybiera punkt widzenia,
powtarzaj, poprawiwszy uczesanie:

„...choć nam nieszczęścia walą się na głowę,
choć życie gaśnie, jak świeca na wietrze,
odpalę teraz od lampy błyskowej -
nie umrę jeszcze”.

***

Елене Погорелой

Судьба на наши лица по привычке
рассеянно наводит объектив.
Оттуда пулей вылетает птичка.
Стоим, на веки вечные застыв.

Среди чужих улыбок неподвижных,
печалью непроявленной влеком,
блуждает праздник. Фотоснимок дышит
душистым, точно роза, табаком.

А вот и ты, окружена друзьями,
которых еле видно на просвет,
пока жестикулирует огнями
ночной проспект.

Он озадачен поиском героя,
как вдруг, назло волшебному зрачку,
меня плечом не помню кто закроет,
и я исчезну, словно по щелчку.

Задержится, без примеси рассвета,
слепое отражение в окне
и ввинченная в воздух сигарета.
Но этого достаточно вполне.

На фоне роковых пятиэтажек
я буду, не оставившей следа,
деталью обреченного пейзажа,
с тобой оставшись раз и навсегда.

И ты с тех пор, не выходя из дома,
сквозь ненормальный уличный галдеж,
бог знает по каким фотоальбомам
меня так просто за руку ведешь.

Поэтому не бойся, умирая,
глотать вот этот воздух золотой.
И если гибель ракурс выбирает,
поправь прическу, повторяй за мной:

«…пусть нам ни дна не будет, ни покрышки,
пусть жизнь, как спичка, гаснет на ветру,
сейчас я прикурю от фотовспышки -
и не умру».

* * *
Gdy muzyka pójdzie po trupach,
huknąwszy w rozbitą łepetynę,
wyjdziemy do hallu nocnego klubu,
gdzie przeszłość z nóg mnie ścina.

To nasze życie, co zeszło z ekranu,
prawa w nim odebrano nam wszelkie.
Żywą wodę pijemy z kranu,
i ciszy śnieżnobiałe kafelki

każda melodia w czoło cmoka śmiało
i, wiedząc, że nikt nie wyręczy,
płynie do wyjścia, krwią zalewając
burty wiosenno-jesiennego trenczu.

Lecz w bożym parku furtka się zamyka,
ziemia śpiewa a vista pod stopami,
bo na żywca i na chybcika
zimne usta są zasznurowane

tak zabójczą linijką wiersza,
że do tej pory, wyglądając jak zmora,
przesiąkła wódką powłoka cielesna
stoi na przepaścią całkiem sporą

i wciąż nie może wziąć się na odwagę,
póki lampa chlusta dziennym blaskiem,
i zmęczony lekarz ampułkę, jak szpadę,
nad moją głową łamie z trzaskiem.

***
Как зашагает музыка по трупам,
шарахнув в развороченный висок,
мы выйдем в вестибюль ночного клуба,
где прошлое меня сбивает с ног.

Вот наша жизнь, сошедшая с экрана,
в которой мы в правах поражены.
Мы пьем живую воду из-под крана,
и белоснежный кафель тишины

целует в лоб мелодия любая,
и, зная, что не выручит никто,
плывет на выход, кровью заливая
борта демисезонного пальто.

Но в парке божьем хлопает калитка,
под каблуком земля поет с листа,
поскольку на еще живую нитку
заштопаны холодные уста

такой убойной стихотворной строчкой,
что до сих пор, имея бледный вид,
пропитанная водкой оболочка
над аккуратной пропастью стоит,

и все никак не делает ни шагу,
пока из лампы хлещет свет дневной,
и врач уставший ампулу, как шпагу,
ломает у меня над головой.



Заказать книгу можно здесь
Previous post Next post
Up