X-men - Apocalypse 8/10

Jun 15, 2016 22:44


Zbierałam się i cofałam z wyprawą do kina, miałam czekać na DVD, a gdy jednak na kino się umówiłam, to się kumplowi posypał termin i ostatecznie nie poszliśmy. Natomiast od przyszłego tygodnia - w kinie najbliżej przestają mi wyświetlać x-mena (jednego seansu w ciągu dnia o 22 nie liczę). Byłam już jednak maksymalnie sfazowana, żeby DZIŚ to obejrzeć, dlatego po pracy usiadłam do jakiegoś żałosnego streama na necie i zamiast 2,5 godziny seans trwał 4 a ja na dole miałam napisy po japońsku, angielksu i polsku jednocześnie. Jak wyjdzie DVD, muszę to obejrzeć w normalnej jakości... Ale na razie obejrzałam w okropnej. I zacznę od oceny - na filmwebie dałam 8/10, a moim sercu w zależności od momentu wahała się ona od 6 do 10. Sięgając tylko kilka razy jedynki, bo Magneto gadający po angielksu do polskich robotników w latach 80 (muahahaha hahahaaha że niby znali angielski) którzy odpowiadali mu na to po polsku to było ponad moje siły.

Co do wszystkich scenek dziejących sie w Polsce: ja wiedziałam, co ujrzę. Że będzie kaleczenie języka, że jelenie i że policja z łukami, ale wszystko to było tak bardzo, BARDZO niezamierzenie śmieszne, że nie potrafiłam wczuć się w akcję i tkwiłam przed ekranem kompletnie osłupiała, rozbawiona i trochę też zażenowana. Było to źle zrobione, sorry, po prostu było pejoratywnie śmieszne, ja wiem że reszta świata pewnie tego tak nie widziała, ale mnie tylko i wyłącznie bawiło w ten kiepski sposób. Sam motyw Magneto ukrywajacego się w Polsce mi się podobał, ale realizacja - momentami kompletna masakra.
Zaczynam od krytyki celowo, bo początek filmu mi się nie podobał i dopiero w miarę rozwoju akcji zaczynałam się wczuwać i całość plusowała im było bliżej końca. Więc jak już jedziemy z krytyką, to jedźmy po całości.
Wątek Apocalypse i jego osoba jako czarny charakter to jakieś nieporozumienie. Jego nakłonienie Magneto do współpracy było naciągane i potraktowane na odwal się; jego postać i motywacje były dupne i nadrabiał robieniem groźnych min, kostiumem i efektami specjalnymi. To znaczy.. nie, w sumie nie nadrabiał, ale twórcy chyba sądzili że nadrobi xD Scenki w Kairze były jeszcze względne chociaż nudnawe, ale potem patrzyłam na niego i myslałam tylko o tym, żeby się go pozbyli,  bo jedyne co we mnei budził to irytację. Spartaczona postać. Hannibal potrafił wzbudzić we mnei więcej emocji sekundowym spojrzeniem niż Apocalypse wzbudził przez 2,5 godziny filmu.
Kolejna postać porażka to Moira. Nawet nie chce mi się wystukiwać w klawiaturę narzekań.
Największym jednak problemem było to, że gdzie do połowy akcja miała jakieś słabe tempo i była rozbita na zbyt wiele trochę zbędnych postaci... (zabawne o tyle, że przy Deadpoolu którego oglądałam niedawno i w którym nie podobało mi sie prawie nic narzekałam że postaci jest za mało - no to tutaj mi Marvel dał ich z nawiązką...). Poszczególne wątki za słabo się zazębiały i nie były najlepiej ze sobą zmontowane i, ech.. no czuję niedosyt. Może będzie lepiej przy kolejnych obejrzeniach. Na razie miałam poczucie przeładowania, gdzie poł filmu zajęło przedstawienie postaci zanim zaczęła sie prawdziwa akcja.
No. I z czepialstwa to by było na tyle, bo od połowy filmu, tak gdzieś od porwania Charlesa,wszystko się rozkręciło i było świetnie i niektóre scenki na pewno sobie będę musiała sobie odświeżyć :] Nie ma sensu rozckliwiwać się nad fabułą, (pomijając spartaczenie czarnego charakteru, haha) podobała mi się i tyle; od połowy filmu WRESZCIE nie miałam poczucia że dostaję stos niepowiązanych scenek i bohaterów i było super i efekty specjalne i, no właśnie, BOHATEROWIE. Tak, bohaterowie, jeden z największych plusów tego poskładanego z różnych strzępów akcji filmu.
Dotychczas nie przepadałam za Jean i Scottem, ale tutaj zdecydowanie u mnie zaplusowali. W tych starszych częściahc, jako dorośli, sprawiali wrażenie takich 'pięknych gwiazdeczek które podobają się wszystkim' (coś jak związek cheerlederki z gwiazdą szkolnej drużyny z amerykańskiego serialu dla nastolatków ;p) i gdy okazało się, że jako uczniowie byli wyrzutkami i to właśnie ich do siebie zbliżyło, poczułam do nich dużo większą sympatię.
Bardzo podobała mi sie też młoda Storm i jej fascynacja Mystique i to jak się nawróciła i w ogóle wszystko, chociaż w starych x-menach trochę ją zawsze ignorowałam, a tutaj przykuła moją uwagę. Lubiłam również samą Mystique, chociaż nie byłam przekonana do jej wersji ani w starych filmach ani (w szczególności) w Pierwszej Klasie. Wciąż mam do niej mieszane uczucia, ale to jedna z tych postaci na które im więcej patrzę tym lubię je bardziej.
Quicksilvera uwielbiałam od jego pierwszej scenki w "Przeszłości..." i nic się nie zmieniło, bardzo pozytywnie odebrałam również postać młodego Nightcrawlera. Przy tym drugim trochę rozwaliło mi mózg jak poczytałam komentarze na necie że "łolaboga, nie zgadza się to ze starym X-menem...! Skandal! Wtf!". Kurcze, czy ci ludzie oglądali "Przeszłość..." i zajarzyli, że ta część właściwie wymazała wydarzenia ze starych x-menów i napisała historię na nowo...? No, ale nieistotne, Ważne że młode wydanie Nightcrawlera jest tak sympatyczne i urocze xd
Na koniec zostawię sobie postaci które kocham zawsze i wszędzie i w każdym wydaniu, czyli Profesor i Magneto. Zaraził mnie nimi tumblr, zakochałam się w nich, jestem bezkrytyczna. Ja wiem, że jechali mi ckliwościami i że Magneto to takie wieczne "będę zły-zły-zły a potem Charles spojrzy i się zorientuję że zjebałem i odfrunę albo zniknę" ale nie potrafię się o to czepiać, bo chociaz to taki niestabilny psychicznie porąbaniec chyba nigdy nie przestanę go lubić.
Tak ogólnie x-menowo odnoścnie Charlesa i co w Apocalypse ujawniło się nawet silniej niż zwykle: uwielbiam jego postać. Całe jego przesłanie i historię i spojrzenie na świat; wydaje się czasem tak naiwny i idealistyczny, ale to co mówi i w co wierzy niesie ze sobą coś... nie wiem, coś podbudowującego i pozytywnego w rozczulający mnie sposób. Gdyby istniało więcej ludzi jak on świat byłby lepszym miejscem. Bardzo, bardzo cenię tego rodzaju moralność. I jego spokój i poczucie humoru i tak dalej. Naprawdę cenię takich ludzi, bo po prostu lubię idealistów bo takie jednostki posiadają w moich oczach najbardziej wartościowe cechy ze wszystkich jakie niesie w sobie ludzkość.
...I pewnie przez sentyment do idealistów na pokrętny sposób kocham też Magneto, mimo że jego ideały są tak kompletnie inne od charlesowych xDDD
Mimo że film nie był doskonały, jako całość mi się podobał i będę do niego wracać. Co mnie przygnębia? Plany twórców na kolejne filmy w klimatach marvelowskich. Po co mi kolejny Wolverine i kolejny Deadpool? Ja chcę ciąg dalszy tamtej historii, a nie rozbijania się na wątki poboczne z postaciami któych nie polubię nigdy, bo w przeciwieństwie do Charlesa czy nawet skrzywionego Erika - tamta dwójka uosabia sobie wszystko czym gardzę, czeog nie znoszę i na co nie chcę patrzeć ani w żywych ludziach ani na ekranie. (ok, Wolverine przynajmniej miał zabawne momenty w "Przeszłości..." i parę w miarę niezłych w pierwszym X-menie, ale i tak mnie kompletnie nie obchodzi).
Tak. Więc 8/10. I łzy w oczach, żeby proszę-proszę-proszę powstały kolejne filmy x-menowe z x-menami a nie jakieś pierdoły.

recenzja, x-men

Previous post Next post
Up