Wywody przy Tetrisie:
Fota, żebyście wczuli się w nastrój XD
Statystycznie, większość problemów tworzy się w naszych własnych głowach. Cóż, „statystycznie” większość chorych na raka umiera, ale wszyscy znamy choćby po łebkach jakieś historie, w których tacy pacjenci przeżyli. Tak, takie właśnie przemyślenia zaczęły mnie dopadać przy dzisiejszej partyjce tetrisa (ok. 92 ułożonej linijki). Z reguły uważam się za stoiczkę-optymistkę, albo przynajmniej jest to jedno z wyjaśnień, które służą mi za tłumaczenie się przed swoim ego, dlaczego po pewnym czasie nie potrafię przejmować się problemami innych osób (drugie wyjaśnienie spada na barki wywodzenia się z polskiego Kansai).
Po ostatniej rozmowie z
arasz doszłam do wniosku, że być może ciągłe litanie na temat własnej niedoli to po prostu pewna forma samoobrony albo wypierania (ewentualnie masochizmu, ale to dość wolna idea). Dlatego zastanowiła mnie istota pesymizmu. Otóż, pesymistyczne nastawienie z reguły powinno działać destruktywnie: w całkowitym przeciwstawieniu do wesołej „w połowie pełnej szklanki”. Optymistów stresujące sytuacje, nawet jeśli martwią, motywują do działania. Jednak wcale nie jest regułą u pesymistów, że w obliczu stresu będą zachowywać się pasywnie i użalać nad swoim losem. Zadziwiającą liczbę pesymistów stres zmusza do myślenia przyszłościowego, wprawdzie w czarnych barwach, ale dzięki tej umiejętności potrafią zapobiec domniemanym „czarnym scenariuszom”.
W poszukiwaniu istoty pesymistycznej postawy uznałam, że pobawię się w Mr. Braina i zasięgnęłam wiedzy z mojego ulubionego bloga Profesora Semira Zeki. Otóż, pesymistom wygodniej jest wmawiać sobie, albo właściwie nawet myśleć, że jest źle. Kiedy patrzymy na świat przez pryzmat szarego, dołującego scenariusza przyjemniej jest nam odczuwać dobre zdarzenia, kiedy ośrodek mózgu wytwarzający dopaminę spodziewa się nadejścia najgorszego, a nie czegoś przyjemnego.
Swoją drogą, dzięki temu jakoś mniej przejmuję się tym co się dzieje wokół mnie. Przynajmniej znajduję sensowne usprawiedliwienie, dla którego nie muszę pocieszać wiecznie zrezygnowanych pesymistów - po co, skoro taka postawa jest dla nich wygodniejsza, i nikt nikomu w drogę nie wchodzi?
Jednak nadal zastanawia mnie kiedy iskierka niepokoju w moim umyśle urasta do rangi problemu, i jak ocenić czy coś co mnie trapi jest już problem czy zwykłą, za przeproszeniem, pierdołą? Czy problem klasyfikują ramy tematów tabu, środowisko, to że boisz się o tym pogadać nawet z najbliższymi znajomymi, czy może moje własne tzw. „widzi mi się”? Sama nie wiem, nie jestem pewna nawet czy w ogóle warto drążyć istotę istoty, bo żadna ze mnie filozofka. Jestem z Kansai - lubię dobre żarcie, mam głupie poczucie humoru, (podobno) wieczny zaciesz i zdarza się, żę znajduję w sobie kilka cech, które dodają mi punkt do zajebistości. Może faktycznie problemy to tylko wytwór twojego własnego umysłu, jedyny rzeczywisty problem leży w odnalezieniu sprawnej drogi z danej sytuacji.
Sorry, next note will be more … it will be better lol XD i wanted to show u what i got from lizards and one more thing but rly, next time XD i had to write all of this , now i can go back to Tetris ~~