Fikaton, dzień piętnasty, ostatni.

Sep 15, 2006 18:42

No i koniec. Szybko minęło jakoś, dużo fajnych tekstów przeczytałam, pobiłam życiowy rekord pisania, bez opóźnień napisałam 15/15... i w ogóle było świetnie! :D Co prawda, czasem męcząco, ale za to Przeżyłam Fikaton;)
♥ dla Was, dudes, jesteście super!

To kiedy następny?XD

Ok, ok, nie strzelaćXD

No to siup:
Dla Akzs (akzseinga)


This is the end
Beautiful friend
This is the end
My only friend, the end...

Charlie uwielbiał tę piosenkę. Mógł jej słuchać godzinami. Uspokajała go, wyciszała, a kiedy tego potrzebował - oczyszczała.
Teraz miała go tylko nieco uspokoić. Był bardzo podekscytowany. Jego pierwszy duży solowy koncert! Tak wiele się zmieniło, odkąd ostatni raz siedział w garderobie przygotowując się do występu, że czuł się jak w zupełnie innym świecie. Bez narkotyków, bez gotowych na wszystko fanek kręcących się dookoła. Bez Liama.
Wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze i powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Nagle otworzyły się drzwi i weszła jego menadżerka.
- Charlie, Liam tu jest, chciałby z tobą porozmawiać.
Nie miał najmniejszej ochoty się z nim widzieć. Ale był już dużym chłopcem (cóż, przy Liamie prawie zawsze to on był dużym chłopcem), nie będzie robił scen.
- Wpuść go.
Ana zniknęła za drzwiami i po chwili wszedł jego brat. Nie widzieli się pięć lat, a on niewiele się zmienił. Charlie miał tylko nadzieję, że nie wrócił do ćpania.
- Witaj, mały braciszku!
Rozczarował się.
- Cholera, Liam, znowu bierzesz! - Uchylił się przed uściskiem.
- Mógłbyś być milszy, nie widzieliśmy się od bardzo dawna.
- Od bardzo dawna, to fakt. A nasze ostatnie spotkania nie należały do najprzyjemniejszych.
Nie wiedział, które wspomnienie jest gorsze: to, jak godzinami wpatrywał się w puste miejsce po pianinie czy to, jak brat odrzucił jego pomysł powrotu na scenę. Za każdym razem czuł się właściwie podobnie.
- Byłem głupi, braciszku. Powinienem cię posłuchać, zostawić ją i dalej grać.
- Nigdy nie chciałem, żebyś porzucał żonę i dziecko, Liam. Nigdy. - Mogłeś tylko nie porzucać mnie.
- Rozstaliśmy się, tak czy inaczej - Liam skrzywił się i rozejrzał. Szuka alkoholu albo działki. Mój Boże, znowu się rozsypał.
- Nic tu nie ma.
- Widzę… Zmieniłeś się, braciszku.
- Bardziej niż myślisz. Czego chcesz?
- Zobaczyć cię, w końcu jestem twoim starszym bratem, a ty teraz wspinasz się w drodze na szczyt.
- Nigdy nie traktowałeś mnie tak, jak starszy brat powinien traktować młodszego - nie wytrzymał Charlie. - A jeśli myślisz, że wciągnę cię na szczyt ze sobą…
Rozległo się pukanie i wszedł Sayid.
- Witaj, Charlie. Ana powiedziała… o, przepraszam. - Sayid spojrzał na Liama i z powrotem na Charlie’ego. - Myślałem, że jesteś sam, przyjdę później.
- Nie, nie, wejdź. Chciałbym, żebyś kogoś poznał. - Złapał przyjaciela za łokieć i pociągnął w stronę brata. - Sayid, oto mój brat, Liam. Liam, to Sayid.
Irakijczyk wyciągnął rękę, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Speszony, Liam popatrzył na Charlie’ego. Ten odwzajemnił spojrzenie, pewny siebie i spokojny.
Już cię nie potrzebuję.

( Tekst o Charlie'em i Liamie chodził za mną, odkąd zobaczyłam ten odcinek z pianinem. Kopnęło mnie to mocno i tak samo mocno nie lubię Liama. To miało trochę inaczej wyglądać, miałam nadzieję, że trochę lepiej wyjdzie, ale nic. Może teraz to pianino wyjdzie mi z głowy. )

fikaton, lost

Previous post Next post
Up