Ludzie, którymi się nie staliśmy #1 [bsg au]

Oct 01, 2009 16:29

Pomysł przyszedł daaaawno temu: co by było, gdyby bohaterowie, których znamy z BSG, żyli na Ziemi, w naszych czasach? Z definicji jest to kompletne AU, balansuję nawet na granicy fanfiction z original fiction, ale mam nadzieję, że nadal postaci, o których piszę, są w jakiś sposób rozpoznawalne.
Każdy z kilku tekstów (gotowe są dwa, "piszą się" kolejne dwa) to osobna, niezwiązana z innymi historia.
To jeden z dwóch, które leżą na dysku już od miesięcy.

Ciche fale
Battlestar Galactica AU,
Karl Agathon,
1976 słów.
Z udziałem prompta nr 2 z tabelki

Ciche fale

Żaden z właścicieli nie kochał tych koni jak Karl. No chyba, że były to ośmioletnie dziewczynki z dwoma czarnymi kitkami na czubku głowy i jasnozielonymi oczami.
Chester był najnowszym lokatorem stajni Agathonów, a mała Ellie niemal natychmiast stała się ulubioną klientką Karla.
Kiedy on czyścił grzbiet konia, ona stała obok i nie przestawała mówić, co jakiś czas przesuwając niewielką szczotką po sierści Chestera, której mogła dosięgnąć.
- Mamusia mówiła, że zna pana ze szkoły. Chodził pan kiedyś do szkoły?
Przez jedną (tylko jedną, krótką, było minęło) chwilę Karl widział w wyobraźni, jak Jessica staje w drzwiach stajni, uśmiechnięta szeroko. Serce zaczęło walić w jego piersi.
- Ellie, kochanie, musimy się już zbierać. O, cześć, Karl.
Głupia nadzieja. Jeszcze głupszy Agathon.
- Amber, miło cię widzieć.

.

- Cześć, jestem Amber, a to moja najlepsza przyjaciółka Jessica - usłyszał Karl i podniósł głowę. Zobaczył dwie dziewczynki, które wcześniej widział w swojej klasie. Jedna miała brązowe włosy i piegi na nosie i uśmiechała się do niego szeroko, a druga miała dwa czarne, długie warkocze, była blada i trzymała się pół kroku za przyjaciółką.
Karl był niewyrośniętym, chudym dziesięciolatkiem w nowej szkole.
Wstał szybko, opierając się o drzewo, pod którym siedział, i uśmiechnął się nieśmiało.
- Cześć, jestem Karl.
Dziewczynki kiwnęły głowami. Nauczycielka przedstawiła go klasie na początku lekcji.
- Skąd przyjechałeś? - spytała Amber.
- Z Oklahomy. Mój tata ma kierować ranczem dziadka, bo on jest chory i nie może dłużej zajmować się końmi i wszystkim.
- Macie konie, ale super! - Amber uśmiechnęła się szeroko i zaczęła mówić szybko. - Ja kocham konie i chciałabym mieć, ale nie mam żadnego, ale kiedyś będę miała. Jessica ma konia na własność, prawda, Jess? Ale nie trzyma go w domu, bo nie mają stajni, tylko na pobliskim ranczu...
- Na ranczu rodziny Karla - odezwała się cicho Jessica.
Uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę? Jak ma na imię?
- Pocahontas - odpowiedziała jeszcze ciszej, a jej twarz pokryła się rumieńcem.
- To najpiękniejszy koń na świecie - pokiwała głową z przekonaniem Amber i z uśmiechem szturchnęła lekko przyjaciółkę.
- Jest piękny - zgodził się Karl. Nie najpiękniejszy, bo najpiękniejszy był Łysy Kowboj (nazwany tak przez babcię na cześć jej męża, mimo protestów dziadka i całej rodziny), ale Pocahontas był na pierwszym miejscu wśród koni spoza rodziny.

.

Teraz, dwadzieścia lat później, rodzinna hodowla ograniczała się do dwóch wnuków Łysego Kowboja. Całą resztę boksów zajmowały cudze konie, które rodzina Karla trenowała do wyścigów lub którym - tak jak Chesterowi - po prostu zapewniała dach nad głową i opiekę, kiedy właściciele nie mogli trzymać ich u siebie.
- A jak ma na imię pański koń? - spytała Ellie, kiedy, tydzień po pierwszym spotkaniu, znowu czyścili Chestera po jeździe.
- Helios. To imię greckiego boga słońca.
- Czy on przypadkiem nie jeździ rydwanem zaprzęgniętym w cztery konie?
Amber stała w drzwiach boksu, opierając się ramieniem o ścianę i uśmiechając się. Karl spojrzał na nią zaskoczony. Wzruszyła ramionami.
- Studiowałam archeologię. Po latach pamięta się różne rzeczy.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, choć nigdy nie był w college’u. I tak wiedział, jak nieprzewidywalna jest pamięć.
- Pewnie pamiętasz też ich imiona?
Uniosła brwi.
- Oczywiście, że tak.
Ellie, która do tej pory patrzyła to na Karla, to na Amber, odezwała się nagle:
- Mamo, co to jest rydwan?

.

- Mamo, pokażę teraz dziewczynom stajnie, dobrze?
Amber aż podskoczyła z radości, a Jess uśmiechnęła się szeroko. Cała trójka szybko wstała od stołu, podziękowała, a potem prawie biegiem ruszyli do koni.
Najpierw odwiedzili Pocahontas, oczywiście. Każde z nich dało jej kostkę cukru, a Amber i Jess szczotkowały ją tak długo, aż Karl ze śmiechem odebrał im szczotki i powiedział, że inne konie będą zazdrosne.
Chwilę później Amber przysięgała, że na wieki wieków zakochała się w Łysym Koniu. Niemal nie odrywała ręki od jego grzywy, patrząc na niego z zachwytem. Chwilami tak skupiona była na koniu, że traciła wątek rozmowy, w której Karl właśnie wyjaśniał Jess metody treningu w zależności od temperamentu zwierzęcia.
- Kiedyś będę miała trzy konie - odezwała się Amber cicho, jakby mówiła do ucha Łysego Konia. Karl nie był pewien czy dobrze ją usłyszał, ale potem dodała jeszcze: - Nazwę je Atos, Portos i Aramis.

.

- Ksand, Podarg, Ajton i Lampos.
Karl odwrócił wzrok od jadącej kłusem Ellie i zobaczył Amber, z dłonią przystawioną do czoła, żeby słońce nie świeciło jej w oczy.
- Słucham?
- Białe rumaki Heliosa. Ksand, Podarg, Ajton i Lampos.
Roześmiał się głośno. Konie stojące w pobliżu zastrzygły uszami.
- Wierzę ci na słowo.
- Uwierz. Co u ciebie słychać, Karl? Co robiłeś przez te wszystkie lata? - Oparła się o ogrodzenie tuż obok i Karl poczuł zapach cytrusów i siana. W milczeniu patrzyła na przemian na Ellie i na niego.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął krzywo.
- Zestarzałem się trochę.
Roześmiała się i pokręciła głową.
- O nie, nic z tych rzeczy. Jesteśmy w tym samym wieku, jeśli ty byś się zestarzał, to by znaczyło, że ja także. Nie ma mowy. Poza tym - skierowała wzrok w stronę jego ramion i klatki piersiowej - uwierz mi, kowboju, wyglądasz lepiej niż przed laty, a już wtedy łamałeś serca wszystkich dziewczyn w okolicy.
Karl poczuł uderzenie gorąca na twarzy i szyi. Wcale się nie czerwienił. Ani trochę. Amber wybuchnęła śmiechem, który sprawił, że Patty i Dean, którzy właśnie wyprowadzali Natashę ze stajni, odwrócili się w ich stronę zaciekawieni.
Karl nie mógł się już doczekać przesłuchania, jakie urządzi mu jego siostra przy kolacji. Jej mąż będzie się tylko śmiał i ignorował błagalne spojrzenia własnego szwagra. Cudownie.
Amber uspokoiła się i szturchnęła go łokciem.
- No dalej, opowiedz mi swoją historię.

.

- Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz - powiedział Karl, łamiąc trzymany w ręku patyk na małe kawałki i starając się nie patrzeć na Jess. Siedzieli nad małym jeziorem jak wiele razy wcześniej, jak wtedy, kiedy zmarł jego dziadek, jak wtedy, kiedy trzeba było uśpić Pocahontas, jak wtedy, kiedy ona zastanawiała się, na jaki iść uniwersytet, a on musiał pogodzić się z faktem, że nie pójdzie do akademii, bo serce jego ojca nie wytrzyma kolejnego roku ciężkiej pracy, a jego brat wyjechał do Iraku.
To tu miał ją kiedyś pocałować. Marzył o tym dłużej niż chciał przyznać i wiedział, że jego czas dobiega końca. Niedługo skończą szkołę, ona wyjedzie i już nigdy nie pocałuje jej pierwszy raz, właśnie tu.
Miał jeszcze dwa miesiące i być może, być może wreszcie się odważy.
Jessica ukryła twarz w dłoniach i Karl wrócił do rzeczywistości. Objął ją ramieniem i przyciągnął lekko do siebie. Siedzieli kilka minut w ciszy (Jess nigdy nie płakała długo), aż wreszcie wyprostowała się i spojrzała na jego lewe ucho.
- Jestem w ciąży.

To nieprawda, że zawsze w takich sytuacjach pamięta się, jaka była twoja pierwsza myśl. Karl nigdy potem nie potrafił stwierdzić, o czym pomyślał najpierw. O Jess jako matce (był pewien, że będzie wspaniała), o pocałunku, którego nigdy już nie będzie (nie wiedział, czy cieszyć się, czy smucić, że nigdy go nie było), o Marku, chłopaku, z którym Jessica umawiała się od paru miesięcy (i o którym Karl myślał jak najmniej mógł), o straconych szansach (jego i jej), o reakcji jej rodziców (Jess nauczyła się nie przejmować się opiniami osób spoza najbliższego kręgu, więc Karl nawet nie pomyślał o innych ludziach), o tym jak będzie wyglądało jej dziecko (i czy będzie miało jej oczy, jej włosy, jej usta).
To mogła być taka kolejność, ale Karl nie był pewien.

.

- Nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł - stwierdziła Amber, kiedy stali w kolejce do kolejki górskiej.
Karl pokręcił głową z rozbawieniem.
- O nie, nie wykręcisz się. Wszyscy wsiadamy.
- Ale Ellie...
- Ellie się nie boi. - Dziewczynka podekscytowana wpatrywała się w poruszające się wagoniki. - Prawda, słońce?
- Prawda - pokiwała głową, odrywając wzroku od kolejki.
- Widzisz? Ona się nie boi. A ty? - spytał z niewinną miną.
Amber zmarszczyła nos i pokazała mu język. Ellie odwróciła się od barierki i poklepała mamę po łokciu.
- Nie martw się, mamo, będziesz mogła potrzymać mnie za rękę jak się przestraszysz.
Karl przez parę sekund próbował zachować powagę, ale szybko się poddał i wybuchnął śmiechem. Amber kopnęła go w kostkę.
- Czekaj, jeszcze pożałujesz.

.

- Nie żałuję - pociągnęła nosem, ale już nie płakała. - I nie boję się.
Karl nie miał pojęcia, jak mogła się nie bać. On był przerażony. Ale nie skomentował, kiwnął tylko głową i spytał cicho:
- Mark wie?
Uśmiechnęła się lekko.
- Tak. Powiedziałam mu wczoraj. O mój Boże, tak bardzo się bałam... - Pochyliła głowę i przejechała dłońmi po włosach. - Tak bardzo się bałam. Widziałam, jaki był przestraszony i myślałam, że to koniec. A on zamknął oczy, policzył w myślach do pięciu - widziałam wiele razy jak robił to przed meczem, mówi, że tak zbiera się w sobie - a potem przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha i że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo się bałam... - roześmiała się histerycznie i potrząsnęła głową.
Karl patrzył na delikatne fale na jeziorze i milczał. Jessica przysunęła się do niego bliżej, tak, że stykali się od kolan do ramion i szturchnęła go łokciem. Spojrzał jej w oczy.
- Karl, nie boję się.
Objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.
- I słusznie. Wszystko będzie dobrze.

.

- Powiedział mi: „Wszystko będzie dobrze, porozmawiamy o tym jak wrócę” i wyjechał na tę pieprzoną Florydę, a dwa dni później obudził mnie telefon od jakiegoś dziennikarza, który na dzień dobry spytał mnie, co sądzę o romansie mojego męża z reżyserką jego ostatniego filmu. Zdjęcia na okładkach niemal wszystkich gazet były wisienkami na tym pięknym torcie. - Pociągnęła łyk piwa i oparła nogę o balustradę. - Nie chciałam, żeby Ellie się dostało, a przynajmniej możliwie jak najmniej. Spakowałam nas więc i przyjechałam tutaj.
- Twoja mama szaleje z radości, że ma was w domu. Spotkałem ją wczoraj, wypytywała, jak Ellie radzi sobie na koniu.
Amber uśmiechnęła się.
- Mama szaleje z radości i rozpieszcza wnuczkę jak może, a moi bracia trzymają w pogotowiu broń z nadzieją, że mój wkrótce-były mąż się pojawi. Dobrze być w domu.
Stuknęli o siebie szyjki butelek.
- Za to twoja siostra...
Karl jęknął.
- Cicho. - Pogroziła mu palcem. - Za to twoja siostra narzeka, że pracujesz całymi dniami i nie masz czasu znaleźć sobie jakiejś fajnej dziewczyny. Nie mówiąc już o tym, że opłakuje brak bratanków.
Jęknął głośniej.
- Stop, stop. - Podniósł ręce w geście poddania się. - Przyznaję się. Winny nieposiadania żony i dzieci. Widzisz tamtą gwiazdę?
- Powiedz, że to nie była twoja próba zmiany tematu, bo to by było żałosne.
- Spadaj.
- Sam spadaj.
- Siedzisz na moim ganku.
- Ups.
- Otóż to.
Odchyliła się lekko na krześle i zapatrzyła się przed siebie, jakby mogła dojrzeć padok i stajnię, a nie tylko ciemność, która zaczynała się nie dalej niż dwa metry od ganku i ciągnęła po horyzont.
- Chyba chciała nas zeswatać.

.

- Ty i ja?
- Tak, Karl, ty i ja. Razem. Na ślubie Jess - oznajmiła mu Amber.
- Czemu?
Szturchnęła go łokciem.
- Powiedz mi tylko, że nie chcesz ze mną iść, no powiedz. Zniszcz moją samoocenę i miłość do siebie, i co to tam jeszcze się traci, kiedy chłopak daje ci kosza.
- „Złam mi serce”? - podsunął bez namysłu Karl.
- Też może być, ale nie chciałam zbytnio dramatyzować - uśmiechnęła się znad lodów.
- Dramatyzowałaś już od szturchania - odparł, wbijając łyżeczkę w swoją porcję.
- Dobra, dobra, jesteś po prostu nieczuły. Ale wracając do tematu - idziemy razem, bo ja nie mam chłopaka, ty nie masz dziewczyny i jesteś na tyle przystojny, że warto się z tobą pokazywać.
- Pokazujesz się ze mną odkąd mieliśmy dziesięć lat - wytknął Karl.
Przewróciła oczami.
- To nie to samo, idioto.

.

- Nic już nie jest takie samo jak kiedyś.
Karl oparł się ramieniem o pień drzewa, które przed laty sięgało niemal księżyca. Stali nad brzegiem małego jeziora, wpatrując się w niemal nieruchomą taflę wody.
- I zarazem nic się nie zmienia - dokończyła Amber, tocząc butem mały kamyk.

tabelka fikowa, bsg, fic, finding my words in 2009, bsg au prodżekt

Previous post Next post
Up