Wreszcie!
Dzięki,
swistus za betę ("jeszcze dwa razy i już"XD)! ♥
Dedykowane
pellamerethiel, za doping. ♥
(edit: zmieniłam koncepcję po wklejeniu:P)
tytuł: Wzniesiony kurz (Siedem razy, kiedy w Nowym Jorku wybuchł czarny SUV)
fandom: Criminal Minds
spojlery: do 4x01 Mayhem, włącznie.
słów: 1219
prompt z
tabelki:
Ain't gonna study, study war no more,
ain't gonna think, think of war no more
Ain't gonna fight, fight the war no more,
we're giving it up, we're gonna let it go
7.
Spencer nie lubi zmian. Im więcej rzeczy, które są pewne i niezmienne, tym łatwiej uporządkować świat, ułożyć go w coś, co ma sens. Liczby składające się na statystyki mają sens, litery składające się w słowa mają sens.
Spencer boi się rzeczy nienazwanych i tych, których nazwy nic nie znaczą („choroba” niczego ci nie wyjaśnia, „schizofrenia” to tylko słowo zastępcze dla grupy różnych objawów, a „śmierć” nie przygotowuje na dalsze życie bez kogoś). Zmiana ma nazwę, ma definicję (ktoś staje się inny lub coś staje się inne niż dotychczas; zastąpienie czegoś czymś), ale i tak za każdym razem oznacza coś innego (teraz to: Hotch nie żyje; nowy szef; nowa wersja ich zespołu).
Każda zmiana ma też swój własny termin ważności, moment, w którym traci swoje znaczenie i nazwę, bo przestaje rzucać się w oczy, przestaje odstawać od rzeczywistości, staje się tylko kolejnym elementem codziennego życia (jak szef, jak zespół).
Cztery miesiące po Nowym Jorku, Spencer nadal czeka, aż ten moment nadejdzie.
6.
Nikogo nie dziwi to, że JJ nie wraca do pracy. Może Hotcha, trochę, w końcu dla niego praca jest tym, co pomogło mu przetrwać po rozstaniu z Haley (nieważne, że była też tym, co do tego rozstania doprowadziło). David rozumie JJ, rozumie, że pozostanie oznaczałoby ciągły kontakt ze wspomnieniami, z przyczyną jej żałoby (bo David wie, że JJ obwinia siebie, swoją pracę, pewnie czasem też ich).
Wie również, że odejście nie wymaże poczucia winy, nie odbierze ani trochę jej cierpienia. Ale w takiej chwili człowiek broni się jak może i jeśli nie da się załagodzić bólu, który już jest, zrobi się wszystko, żeby uniknąć bólu, który może nadejść. Słaba sztuczka, ale pomaga przetrwać (więc może to najwłaściwsze rozwiązanie).
David wie sporo o uciekaniu i o przetrwaniu, wie, że czasem jedno oznacza to samo, co drugie.
5.
Z wielu wspomnień, które ma o Emily, najczęściej myśli o tym, jak szczęśliwa zdawała się być na wiadomość o jej ciąży. Wokół panował chaos, nadal nie rozgryźli, jak powstrzymać ataki, ale JJ miała wrażenie, jakby wtedy na chwilę świat się zatrzymał. Ona i jej dziecko byli małym źródłem szczęścia, które na chwilę zdominowało wszystko inne.
Emily chciała być matką. O tym właśnie myśli JJ, to króluje w jej głowie, kiedy wspomina teraz Emily Prentiss. Nie to, kim była - świetną profilerką, ciepłą kobietą, sympatyczną koleżanką z pracy, odważną, zabawną, upartą, z kiepskim szczęściem do związków. To, kim chciała być - matką. JJ uśmiecha się, kręcąc małe kółka wokół swojego pępka.
- Jestem samolubem - mówi cicho, patrząc na swój lekko zaokrąglony brzuch.
Emily byłaby dobrą matką. JJ obiecuje sobie, że ona też nią będzie.
4.
Pogrzeb Dave’a odbywa się tydzień po wybuchu. Na cmentarzu Aaron stoi w środku ich małej grupy - po prawej stronie ma Morgana, Garcię i Emily, po lewej JJ i Reida. Nie stoi już w samym środku, jest ich tylko sześcioro, poprawia się w myślach. Przelatuje mu przez głowę, że to właściwie niemal cud, że dopiero teraz któreś z nich zginęło. Zastanawia się, czy poczucie nieśmiertelności opuści teraz ich wszystkich nagle i bez ostrzeżenia (nigdy jeszcze nie stracili go wszyscy naraz). Myśli o następnej sprawie, o tym jak znów będą wchodzić w swoje stare-nowe role. Po raz kolejny zabraknie mentora, po raz pierwszy zabraknie Dave’a.
Za nimi stoją inni pracownicy BAU. Aaron kątem oka widzi Strauss, nieruchomą i milczącą. Oni wszyscy są nieruchomi i milczący, Reid przestał nerwowo obciągać rękawy marynarki, a Garcia pozwoliła łzom swobodnie płynąć.
Stoją z boku i są na uboczu, omijani łukiem, przyciągający nieliczne ciekawskie spojrzenia. Mają na pogrzebie plakietkę „Współpracownicy”, figurują nisko w hierarchii ważności. Mało istotni goście, którzy znikną raz na zawsze, tak nagle jak się pojawili, bo nic już nie będzie ich łączyć z resztą obecnych tu osób.
3.
Kiedy lekarz przekazuje im diagnozę Reida, uginają się pod nią kolana. Morgan łapie ją szybko pod ramię i nie puszcza, póki Emily nie siedzi na krześle. Garcia splata palce z jej palcami i Emily przez chwilę wpatruje się w kolorowe pierścionki. Trzy na lewej ręce, dwa na prawej, miała kiedyś spytać Penelope, czy nie przeszkadzają jej w pisaniu na klawiaturze. Zapomniała, za każdym razem wypadało jej to z głowy. A teraz nie zapyta, bo przecież Reid...
- Kiedy będziemy mogli go zobaczyć? - słyszy za plecami głos Hotcha. Jego opanowanie zawsze pomagało Emily zebrać się w sobie, uspokoić. Nie wie, czy tym razem jej się uda. Nie jest pewna, czy Hotch jest teraz opanowany. Zwykle jest, niemal zawsze, ale nie zawsze, więc może teraz, tak jak wtedy, kiedy Reid był porwany i kiedy Penelope leżała w szpitalu, może teraz też nie uda mu się opanować.
Nie puszczając dłoni Garcii, Emily odwraca się lekko.
- ...jutro rano, po testach. - Lekarka ma około czterdziestki, krótkie kręcone włosy i jest wyższa od Hotcha. Na opalonej dłoni ma ślad po obrączce, pewnie zdejmuje ją przed operacją (albo jest rozwiedziona, albo jest wdową, albo...).
Po odejściu lekarki, Emily zerka na zegarek. Druga czterdzieści. Wkrótce wrócą do hotelu, dwie, może trzy godziny snu, jeśli w ogóle uda im się zasnąć, i z powrotem będą tutaj. Jutrzejsza diagnoza nie będzie ostateczna, Emily wie, że przy urazach kręgosłupa wszystko się może zdarzyć, nawet cud. Ale może cudem było już to, że Reid przeżył. Jest chyba jakiś limit, prawda?
Jeden cud to i tak więcej, niż Emily nauczyła się spodziewać. Ale to nie znaczy, że nie pomodli się z zamkniętymi oczami i dłonią nadal zaciśniętą w dłoni Garcii.
2.
Kiedy Garcia budzi się na twardej kanapie w siedzibie FBI, media od trzech godzin podają sensacyjną wiadomość, że w Nowym Jorku wybuchł budynek szpitala św. Barclaya. Wśród ofiar znalazł się syn byłego prezydenta, przechodzący w tym czasie operację usunięcia śledziony.
Penelope przypomina sobie, co działo się zanim zasnęła, zanim straciła przytomność pod wpływem środków uspokajających. Przed oczami przewija się bez przerwy kawałek taśmy z ulicznej kamery, Morgan wsiadający do samochodu, dwa, trzy, BUM. Morgan wsiadający do samochodu, dwa, trzy, BUM.
Zaczyna szczękać zębami i czuje, że cała się trzęsie. Zamyka oczy, ale jej umysł nadal działa według tego samego rytmu: Morgan, dwa, trzy, BUM.
Drzwi otwierają się i Penelope zamiera, ciche kroki to nieznane niebezpieczeństwo. Otwiera oczy i widzi JJ, z zaczerwienionymi oczami, wyciągającą rękę w jej stronę.
- Jak się czujesz? - pyta cicho. Garcia kręci głową i nie przestaje płakać. Czuje na czole dotyk palców odsuwających jej wpadające do oczu włosy.
Minie dużo czasu zanim JJ powie jej, że Hotch był w szpitalu, który wybuchł.
1.
Ktoś powinien był się zorientować. On powinien był się zorientować.
Ale Garcia co chwilę traci i odzyskuje przytomność i dla Morgana nie liczy się nic innego, jak tylko szybkie dotarcie do szpitala.
Derek zaciska poplamione krwią dłonie na kierownicy i nie myśli o niczym, skupia się na głosie ratownika, który mówi mu, gdzie ma jechać. Kiedy zatrzymują ich agenci Secret Service, monitor na tyłach karetki sygnalizuje zatrzymanie serca i Derek myśli, że nie ma nic do stracenia i jeśli ich nie przepuszczą, przejedzie tak czy siak. Przepuszczają.
Garcia jest już na stole operacyjnym, kiedy w szpitalu pojawia się reszta zespołu. Morgan zbiega schodami pożarowymi na podziemny parking, zanim jeszcze myśl o bombie i karetce, o bombie i Garcii, w pełni pojawi się w jego świadomości. Po chwili znowu zaciska dłonie na kierownicy i jedzie prosto przed siebie.
Bomba wybucha dwie sekundy po tym, jak Morgan upada na ziemię.