Dziewczynka z zapalniczką

Jan 02, 2008 01:16

Po dogłębnym przemyśleniu i w wyniku podjudzania kilku osób - jednak wkleiłam na Mirriel. Chociaż pietra mam i tak, ale u mnie chyba bez pietra się nie da.

Kornelia


Po pierwsze: serdecznie, z całego serca gratuluję Świeczkowi zwycięstwa. Wymiatasz wszystko, kiciuś. Srsly.

A teraz - ja naprawdę wiem, że tekst z autorem w komplecie to już nie jest tak całkiem tekst i tak dalej, ale tutaj mowa obronna moim zdaniem jest potrzebna. I nastąpi.
Pomysł na coś w tym stylu, w jakim ostatecznie powstała Dziewczynka z zapalniczką łaził mi po chorej głowie już od bardzo dawna. I kiedy Świeczek wyjechał z pojedynkiem i okazało się, że tak naprawdę nie mamy zbyt wielu wspólnych fandomów, w których można by coś napisać, i stanie na baśniach - wiedziałam, że to będzie właśnie to. Alternatywna Dziewczynka z zapałkami. I właśnie dlatego taki, a nie inny temat. Baśń w wielkim mieście. Bo Dziewczynka z zapałkami to jedna z najmniej baśniowych baśni. Jak się tak głębiej zastanowić, co to właściwie za baśń? To są naiwne majaczenia zamarzającego na śmierć dziecka, nic więcej, żadnych czarów, królewiczów ani wróżek chrzestnych pojawiających się w ostatniej chwili i ratujących sytuację. Krótkie, smutne życie, nędzna śmierć, może chociaż po śmierci będzie lepiej - czy to właśnie jest morał? Czy to jest w ogóle dość długie, żeby mogło mieć jakikolwiek morał?
...w każdym razie pierwotny pomysł był właśnie taki: dać dziewczynce z zapałkami szczęśliwe zakończenie.
Drugi podstawowy składnik tego tekstu to Sin City. Ja na komiksach się nie znam, ale ten film po prostu kocham, kocham go taką niezdrową, perwersyjną, zakazaną miłością od pierwszego wejrzenia. Kiedy już wiedziałam, że moja dziewczynka będzie dorosła i będzie właśnie tym, kim jest - chciałam, żeby była którąś z dziewczyn ze Starego Miasta. Przez długo miała to być Gail, potem Miho, ale uznałam, że z żadną z nich sobie nie poradzę. Ostatecznie moja dziewczynka jest tak jakby Becky, ale wczesną, bardzo wczesną Becky. Taką, która już ma krzyżyki, ale jeszcze może mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Bo ja tak naprawdę nie wierzę w szczęśliwe zakończenie dla Becky. Życzę tego z całego serca Miho, i może jej to kiedyś napiszę. Jak tylko wymyślę, jak napisać postać, która się nie odzywa i praktycznie nie ma mimiki.
Co jeszcze. Nie ma zapałek, jest zapalniczka, ale gdzieś udało mi się chyba przemycić nawiązanie do Trzech zapałek TSA. Nie ma zapałek, ale trzy razy skrzypi zapalniczka. Zimno Idril - bo to chyba przez jej wizję uczucie zimna przeniosło się w mojej świadomości na tę sferę; zimno panujące w domu, do którego dziewczynka od zapałek nie chce wracać...
Skąd wziął się fragment o ostatnim przykazaniu do złamania - nie wiem. Ale pasował do krzyżyków i do nawiązań do Boga w oryginalnej baśni. I do całości tekstu też pasował.
Czemu ojciec pedofil - właściwie on też wziął się sam z siebie. Teraz, kiedy próbuję go potraktować systemowo, mogę bardzo pięknie uzasadniać - jesteśmy przecież w fandomie pod tytułem „baśnie”, gdzie schemat na schemacie i schematem pogania, a ojciec pedofil jest w sumie takim antybaśniowym wilkiem bardzozłym, prawda?
Skojarzenia z Lolitą mnie w pierwszej chwili zaszokowały, przyznaję szczerze. Nie były w żaden sposób zamierzone, nie to miałam na myśli - ale kiedy czytam ten tekst jeszcze raz przez pryzmat właśnie tego, to widzę motywy. Jest ojciec szukający jak najmłodszej i najbardziej niewinnej, są opadające podkolanówki, jest zabawa z tatusiem. Można to pod Lolitę podciągnąć. Ale nie to było moim zamiarem, głównie dlatego, że Lolita jako taka ma dla mnie zupełnie inną wymowę, inna jest dynamika między postaciami... ale ja o Bohunie, nie o gruszkach.
To nie miała być baśń. W warunkach pojedynku miałyśmy angstoromans lub antybaśń, gdyby się udało. To u mnie to raczej antybaśń, chociaż udało się tak... jak gdyby. Ale baśnią to nie miało być z założenia, a nawet gdyby było, to niby w jaki sposób baśniowa atmosfera miała pojawić się w tekście inspirowanym najmniej baśniową z baśni? To nie mogło urzekać, to nie miało urzekać. Pewnie stąd też narracja drugoosobowa, chociaż ona też pojawiła się bez mojego większego wpływu, ot, po prostu tak w jednej trzeciej zorientowałam się, że piszę w drugiej osobie. Chciałam, żeby Dziewczynka z zapalniczką była jak Sin City - czarno-biała, mroczna, beznadziejna. I to szczęśliwe zakończenie też miało być na miarę Sin City. Bohaterka ratuje Kornelię, w której widzi wcześniejszą siebie, od własnego losu - ale jedynym na to sposobem jest morderstwo. Złamała już wszystkie przykazania, nie ma nic do stracenia - ale czuje nadzieję. Zabiera Kornelii ojca - ale oddaje jej dzieciństwo, młodość.
I ostatni obraz, kiedy zamiast sztywnego trupka z garścią wypalonych zapałek mamy dziewczynę z zapalniczką w kieszeni... to mi się nawet podobało, nieskromnie mówiąc.
Ja też chcę zapalniczkę. Zapalniczka jest dobra, bo można mieć taki sam płomyczek na każde zawołanie, kiedy się tylko chce, a potem dolać benzyny i znów zapalać, znów się ogrzewać. Nie tak, jak głupie zapałki - trzask, błysk, smród i koniec. Zapalniczka daje nadzieję.
Co nie znaczy że pochwalam palenie. (Tak, Arian, to do Ciebie też :P)
I jeszcze jedno, co nie przestaje mnie zastanawiać: dlaczego, na jakiej podstawie, niektóre z oceniających uważają, że na przykład ja mogę lepiej?
Previous post Next post
Up