[SPN] Morfina

Aug 20, 2010 15:44


Dean jest na bardzo, bardzo mocnych lekach w szpitalu i... jest dość wylewny uczuciowo względem Sama ;) Raczej humorystycznie.   Tytuł oryginału: Dean's Loopy on Painkillers and Loves His Brother Autorka: roque_clasique  Link do oryginału: http://roque-clasique.livejournal.com/22381.html Zgoda na tłumaczenie: jest Tłumacz: mitamot




Morfina

Pierwszą rzeczą, jaką Dean robi po przebudzeniu, jest odnalezienie wzrokiem Sama i uśmiechnięcie się do niego. - Hej - mówi Sam, przysuwając swoje krzesło bliżej szpitalnego łóżka. - Hej, Dean. Jak się czujesz? Uśmiech powoli spełza z jego twarzy i zamienia się w grymas. - Hmmm. - Jesteś w szpitalu - tłumaczy Sam, nie będąc pewnym, czy ta wiadomość jest pocieszająca, czy nie. - Masz złamany obojczyk, parę żeber - opadło ci płuco, bo jedno z nich je przebiło - i miałeś właśnie kilka operacji ramienia, które też złamałeś. - Hmmm - powtarza Dean, krzywiąc się lekko. - Uuu. - Boli? - Sam obraca się na swoim krześle, sprawdzając kroplówkę z morfiną, chociaż jest przekonany, że jego brat jest nią nafaszerowany po brzegi. - Nie - odpowiada Dean, mrugając kilka razy, powoli, jakby próbował zogniskować wzrok. - Ale… ale brzmi, jakby bolało - mówi strasznie bełkotliwie. - Ty okej, Sammy? - Ta, jestem cały. Za wyjątkiem tego. - Dotyka swojej twarzy, gdzie, jak wie, ma poważnie podbite oko. - Est… martwe, tak? - pyta Dean, wyglądając na trochę przytomniejszego. - Tak. Zupełnie martwe. - Dobrze. - Dean unosi swoją zdrową rękę, jedyną, która nie jest przywiązane do piersi, i opuszcza ją. - Csotobyło? - Trupiogłowy*. - Pieprzeni trupiogłowi. - Ta. Drzwi otwierają się i wchodząca pielęgniarka uśmiecha się, widząc, że Dean niepewnie mruga na jej widok. - Spójrzcie, kto się obudził! - szczebiocze, podchodząc, żeby sprawdzić jego stan. - Kto? - pyta zupełnie serio Dean, wyglądając na prawdziwie zdezorientowanego. - Ty, głuptasku - odpowiada mu pielęgniarka. Spogląda na Sama. - Kiedy się obudził? - Mniej więcej trzy minuty temu - mówi Sam. - Wydaje się trochę… zdezorientowany. - Jetem tutaj - bełkocze Dean. - Przesan mówić, jabybył lama. Sam patrzy szeroko otwartymi oczami na pielęgniarkę, poruszając bezgłośnie ustami. - Lamą? - Wszystko w porządku - uspokaja go. - Jest po prostu teraz na wielu, wielu mocnych lekach. Prawda, kochaneczku? Dean pozwala jej oprzeć się o poduszki, krzywiąc się przy tym nieco. Jego kark wydaje się nie być w stanie utrzymać głowy. - Twój brat był bardzo zmartwiony - opowiada pielęgniarka, odgarniając mu bezwiednie włosy z czoła i sprawiając tym gestem, że Sam nagle, z jakiegoś powodu czuje gulę w gardle. Dean wygląda tak młodo - mlecznobiała skóra, ciemne piegi na zapadniętych policzkach, ogromne, zielone oczy. - Martwiłeś się, Sammy? - Tak, Dean. - Est mój młoszy brat - tłumaczy Dean pielęgniarce. - Tyle, że est duży. - Nie da się ukryć - zgadza się, rzucając okiem na Sama. Dean porusza w dziwny sposób, jakby czegoś szukał, swoją zdrową ręką w kierunku Sama. Ten patrzy na nią, zmieszany. - Co jest, Dean? - Daami - bełkocze, wydając sfrustrowany dźwięk i wyciągając palce do Sama. - Sądzę, że chce, abyś potrzymał go za rękę. - Pielęgniarka uśmiecha się promiennie. Sam patrzy na brata powątpiewająco. - Nie sądzę. Ale Dean potakuje, głowa przechyla mu się niebezpiecznie do przodu. - Est moi młoszy bratem - powtarza, a w jego głosie czuć taką dumę, że pierś Sama wbrew jego woli wypełnia miękkie i ciepłe uczucie. Kładzie niepewnie dłoń na łóżku, a Dean od razu ją chwyta. - Sam jest mądry - wyjaśnia pielęgniarce. - Uhuh. Na pewno. Robi się późno, kochanie, twój brat będzie musiał cię zostawić. - Kobieta obraca się, rzucając Samowi przepraszające spojrzenie, przez co zupełnie nie zauważa wyrazu twarzy Deana - w przeciwieństwie do Sama. Jego brat wygląda tak, jakby mu właśnie powiedziano, że wszystkie hamburgery na świecie zostały zamienione na te z indykiem z tofu**. - Sam? - pyta Dean, zaciskając mocniej swój słaby uchwyt na palcach brata. Sam przełyka. - To prawda, stary, czas wizyt skończył się już z godzinę temu. Dean zamyka oczy i przez sekundę Sam jest pewien, że po prostu zasnął, ot tak, ale po chwili otwiera je ponownie. - Odchodzisz? Sam rzuca pielęgniarce zdesperowane spojrzenie. - Sam musi się przespać - tłumaczy kobieta. - Nie jesteś zmęczony? - Tak. Muszę iść do łóżka, Dean. Ten rozgląda się dookoła, a potem rozpromienia. - Ja jestem w łóżku! - Um, no tak, ale ja idę do swojego łóżka. Twarz Deana na powrót pochmurnieje. Sam będzie się później z tego śmiał, jest tego cholernie pewny, ale teraz? Czuje się strasznie. - Może mógłbym… - zaczyna, patrząc na pielęgniarkę. - Est moim młoszym bratem - powtarza po raz trzeci Dean. - Est mądry. Dlatego odszedł. Sam, znów odchodzisz? - Nie! - prawie krzyczy. - Dean, wrócę do ciebie rano. Ja nie… to nie tak jak tamto. Pielęgniarka niepewnie ogląda się do tyłu, a potem z powrotem na nich. - Sammy - mówi z uczuciem Dean, a Sam uświadamiając sobie, że wciąż trzyma jego dłoń, poklepuje go po niej niezdarnie. - Siostro - zaczyna Sam. - Ja… nie mógłbym zostać na noc? Odbije mu, jeśli się obudzi, a mnie tu nie będzie. - Jestem świrem - mamrocze Dean. - Jesem totalnym świiiirem. Pielęgniarka patrzy na nich z wahaniem i Sam wkłada wszystko w swoje najbardziej płaczliwe, bezradne i szczenięce spojrzenie. - W porządku - decyduje w końcu, a jej twarz łagodnieje. - Robimy czasami wyjątki dla rodzin. - Rodzina - mówi uroczyście Dean. A potem - Piłka nożna. - Piłka nożna - powtarza po nim Sam, kiedy pielęgniarka krząta się, przygotowując Deana do snu, mimo że w objęciach Morfeusza spędził on ostatnie czterdzieści dziewięć godzin. Kobieta wyjaśnia Samowi, że może spać na pustym łóżku, stojącym tuż obok, a Dean uśmiecha się na to i mówi, że ona też może zostać, jeśli chce. Sam nie wie, czy jego brat próbuje żartować, czy naprawdę odleciał aż tak daleko. Dean zaczyna zasypiać wkrótce po wyjściu pielęgniarki, a Sam siedzi przy jego łóżku, gadając o niczym, o głupich, bezsensownych operach mydlanych, które oglądał cały wczorajszy dzień, kiedy czekał, aż Deana wypuszczą z chirurgii. Nie wie czy jego brat cokolwiek z tego rozumie, ale po prostu miło jest go widzieć przytomnego. - Sam - zaczyna Dean zaraz przed tym, jak ostatecznie zasypia na noc. - Estbo jesteś mój ulubiony. - Huh? Co „estbo” co? - To dlatego, kiedy wyjechałeś, ja… ja byłem zawsze… - przerywa, szukając odpowiedniego słowa - …słony. - Idź spać, stary - mówi Sam, pochylając się i gładząc czoło brata, jak wcześniej zrobiła to pielęgniarka. Jest nieco spocone, włosy są wilgotne, ale Sam robi to jeszcze raz i powieki Deana opadają. Nawet kiedy Dean śpi, Sam wciąż trzyma dłoń na jego czole, dopóki jego własna głowa nie zaczyna się kiwać. Wpełza na sąsiednie łóżko, zsuwa buty ze stóp i zasypia w ułamku sekundy.

***

- Nie powiedziałem tego - mówi Dean następnego wieczora, po opuszczeniu szpitala. Sam zerka na niego w lusterku - Dean rozłożył się na tylnym siedzeniu z parą poduszek i butelką Vicodinu***. - Ależ powiedziałeś, przysięgam - zapewnia. - Powiedziałeś „Jestem świrniętą lamą” i zaproponowałeś pielęgniarce, żeby spała w twoim pokoju. - Boże - wzdycha Dean, trąc zdrową ręką swoją wciąż zbyt bladą twarz. - To dlatego byłeś ze mną rano? Żeby ratować pielęgniarki? Sam parska śmiechem. - Nie, chciałeś trzymać się za ręce, a potem nie chciałeś mnie puścić. - Ach, spadaj. - Tak było! - Jasne. A potem ty, ja i pielęgniarka zatopiliśmy się w wielkim, puchatym, teletubisiowym uścisku. Sam rechocze, głównie z tego jak brzmi „teletubisiowy uścisk” w ustach Deana, ale jego śmiech nie jest już taki szczery. Czy tak trudno było Deanowi uwierzyć, że chciał, aby Sam z nim został? - Prawdę poproszę - mówi Dean, jakby czytał w jego myślach. - Jak to się stało, że zostałeś na noc? Sam chce opowiedzieć mu jeszcze raz historię o trzymaniu się za ręce, a potem kpić z niego niemiłosiernie, ale waha się. - Bo tego chciałem - mówi w końcu. - Nie chciałem cię zostawiać samego. - Jesteś cholernie dużą dziewczynką - kpi Dean, ale kiedy Sam spogląda na niego w lusterku, widzi, że uśmiecha się lekko do siebie. Sam czuje jak wargi wykrzywiają mu się w rozbawieniu, opiera się wygodnie w fotelu kierowcy, włącza kierunkowskaz i wjeżdża Impalą na autostradę.

* w oryginale „Rawhead”. Nie wiedziałam jak skubańca przetłumaczyć. W serialu, owszem, ponoć występował, był potworem, z którym Winchesterowie walczyli w „Wierze” (1.12), na samym początku, wtedy kiedy Dean został mocno porażony prądem w piwnicy. Ale panowie potwora nie nazwali, przynajmniej ja tego nie wyłapałam ani po angielsku, ani po polsku. ** pewnie powinnam dać jakąś scenę szpitalną albo chociażby Sama na haju w szpitalu… Ale cóż, jakoś nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie wrzucić ;) Nie o nienawiści do tofu, ale ogólnie o miłość Deana do jedzenia, zwłaszcza do hamburgerów i ciasta:  

image Click to view


*** silny środek przeciwbólowy, którym faszeruje się doktor House.

roque_clasique, tłumaczenie, spn, youtube, supernatural, fic

Previous post Next post
Up