fikaton 11x06

Oct 26, 2011 23:03

Przy skórze
fandom: Incepcja
autorka: kubis
postaci/pairingi: Eames, Artur; Artur/Eames
uwagi: kryzys, kry-zys, kryzy-sss; betowała lunatics_word
435 słowa



Kiedy Eames wraca do mieszkania, pierwszym co zauważa, jest Artur siedzący na kanapie z rękami na kolanach i spuszczoną głową. Drugim jest walizka.

Wyszedł, kurwa, tylko po fajki.

- Artur - zaczyna i przerywa, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Stoi w miejscu, nawet nie ściągnął jeszcze butów. Może się cofnie i wejdzie jeszcze raz.

- Dom dzwonił - mówi cicho Artur, podnosząc głowę. Wygląda jak zwykle po zakończeniu zlecenia, wtedy, kiedy opada maska i widać zmęczenie i niedobór snu, a nie ma śladu po adrenalinie, która pcha go do przodu dopóki nie osiągnie celu.

Tym razem nic się jeszcze nawet nie zaczęło. A może trwało od dawna, Eames nie jest pewien.

- Wyjeżdżasz. - On nagle też nie ma siły, nagle wszystko mu jedno. Niech będzie, proszę bardzo.

Artur kiwa głową i marszczy brwi, kiedy Eames prycha w odpowiedzi.

- Nie planowałem… - zaczyna, ale łapie się w porę. - Nie robię tego dla przyjemności.

Może tak. Może nie.

- Uciekasz, tak jak on. - Eames krzyżuje ręce na piersi i opiera się plecami o drzwi. Jakby to mogło w czymś pomóc.. - Dom przynajmniej miał lepszy powód.

Artur wstaje i wyciera ręce o dżinsy. Eames zauważa na jego nadgarstku bransoletkę, którą kiedyś przywiózł mu z RPA.

- Myślisz, że łatwo mi tak po prostu wyjechać? - pyta go Artur szorstko. - Inaczej wyobrażałem sobie ten weekend, wierz mi.

Eames też miał plany. Także takie, które nie ograniczały się do seksu.

No cóż.

- Myślę, że wyjechać jest łatwiej niż zostać - odparowuje, bo teraz wszystko mu jedno. Obaj wiedzą, co zrobi Artur.

- Pojechałbyś, gdybym to był ja. - Artur zaciska pięści i je rozluźnia. Na krótką chwilę na jego twarzy pojawia się grymas, ale jest już za późno. Eames mruży oczy.

- Wydawało mi się, że łączy nas nieco inna relacja - mówi obniżonym tonem i podchodzi bliżej do kanapy. - Mam szczerą nadzieję, że nie czujesz do Cobba tego samego, co ja do ciebie.

To by było na tyle. To wszystko, co mógł zaoferować i liczyć, głupio i naiwnie, że zmieni coś, co już dawno było przesądzone. Wie to, wie, że to na nic, ale przynajmniej nie będzie mógł sobie wyrzucać, że…

- Oczywiście, że nie - mówi cicho Artur, podchodząc bliżej. Po chwili wahania przejeżdża palcami po przedramieniu Eamesa i Eames bezwiednie nachyla się w jego stronę. - Ty idioto - dodaje Artur, drugą rękę kładąc mu na szyi i przyciągając lekko - oczywiście, że nie.

Eames nie rozluźnia się od razu, nie. Ale Artur całuje go w brodę, kącik ust, językiem wyznacza linię jego dolnej wargi i Eames daje za wygraną. Całują się powoli, jakby mieli czas, cały wieczór, weekend, tydzień. Eames wątpi, by mieli choćby godzinę.

Nie zmieni tego, co już dawno było przesądzone.

fandom: incepcja, fikaton 11: dzień szósty, fikaton 11, autor: kubis

Previous post Next post
Up