Przy skórze
fandom: Incepcja
autorka:
kubispostaci/pairingi: Eames, Artur; Artur/Eames
uwagi: kryzys, kry-zys, kryzy-sss; betowała
lunatics_word435 słowa
Kiedy Eames wraca do mieszkania, pierwszym co zauważa, jest Artur siedzący na kanapie z rękami na kolanach i spuszczoną głową. Drugim jest walizka.
Wyszedł, kurwa, tylko po fajki.
- Artur - zaczyna i przerywa, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Stoi w miejscu, nawet nie ściągnął jeszcze butów. Może się cofnie i wejdzie jeszcze raz.
- Dom dzwonił - mówi cicho Artur, podnosząc głowę. Wygląda jak zwykle po zakończeniu zlecenia, wtedy, kiedy opada maska i widać zmęczenie i niedobór snu, a nie ma śladu po adrenalinie, która pcha go do przodu dopóki nie osiągnie celu.
Tym razem nic się jeszcze nawet nie zaczęło. A może trwało od dawna, Eames nie jest pewien.
- Wyjeżdżasz. - On nagle też nie ma siły, nagle wszystko mu jedno. Niech będzie, proszę bardzo.
Artur kiwa głową i marszczy brwi, kiedy Eames prycha w odpowiedzi.
- Nie planowałem… - zaczyna, ale łapie się w porę. - Nie robię tego dla przyjemności.
Może tak. Może nie.
- Uciekasz, tak jak on. - Eames krzyżuje ręce na piersi i opiera się plecami o drzwi. Jakby to mogło w czymś pomóc.. - Dom przynajmniej miał lepszy powód.
Artur wstaje i wyciera ręce o dżinsy. Eames zauważa na jego nadgarstku bransoletkę, którą kiedyś przywiózł mu z RPA.
- Myślisz, że łatwo mi tak po prostu wyjechać? - pyta go Artur szorstko. - Inaczej wyobrażałem sobie ten weekend, wierz mi.
Eames też miał plany. Także takie, które nie ograniczały się do seksu.
No cóż.
- Myślę, że wyjechać jest łatwiej niż zostać - odparowuje, bo teraz wszystko mu jedno. Obaj wiedzą, co zrobi Artur.
- Pojechałbyś, gdybym to był ja. - Artur zaciska pięści i je rozluźnia. Na krótką chwilę na jego twarzy pojawia się grymas, ale jest już za późno. Eames mruży oczy.
- Wydawało mi się, że łączy nas nieco inna relacja - mówi obniżonym tonem i podchodzi bliżej do kanapy. - Mam szczerą nadzieję, że nie czujesz do Cobba tego samego, co ja do ciebie.
To by było na tyle. To wszystko, co mógł zaoferować i liczyć, głupio i naiwnie, że zmieni coś, co już dawno było przesądzone. Wie to, wie, że to na nic, ale przynajmniej nie będzie mógł sobie wyrzucać, że…
- Oczywiście, że nie - mówi cicho Artur, podchodząc bliżej. Po chwili wahania przejeżdża palcami po przedramieniu Eamesa i Eames bezwiednie nachyla się w jego stronę. - Ty idioto - dodaje Artur, drugą rękę kładąc mu na szyi i przyciągając lekko - oczywiście, że nie.
Eames nie rozluźnia się od razu, nie. Ale Artur całuje go w brodę, kącik ust, językiem wyznacza linię jego dolnej wargi i Eames daje za wygraną. Całują się powoli, jakby mieli czas, cały wieczór, weekend, tydzień. Eames wątpi, by mieli choćby godzinę.
Nie zmieni tego, co już dawno było przesądzone.