parszywiec x03

Apr 15, 2012 23:16

Plik z tekstem na dziś jest zatytułowany "fikaton 12x03 dlaczego ja sobie to robię". Myślę, że to najlepiej obrazuje sytuację. XD

Na zgliszczach
fandom: Incepcja
postacie/pairingi: Artur, Eames; Artur/Eames
896 słowa
uwagi: BSG!AU (bohaterowie Incepcji w świecie BSG). Nie, ja też nie wiem. Jak przed końcem tego fikatonu napiszę gk!au, prawdopodobnie należy mnie odstrzelić.

Fik dedykowany Celle, która postanowiła go zaadoptować. <3


─ Jeśli Cobb jest naszą jedyną szansą na przetrwanie, może od razu powinniśmy się poddać.

Eames. Artur podniósł głowę znad ekranu w CIC.

─ Dla ciebie raczej admirał Cobb ─ powiedział, wskazując lekko głową w stronę siedzących przy nadajnikach żołnierzy. Eames jak zwykle nie zwracał uwagi, kto może go usłyszeć. ─ I dziękuj losowi, że znalazłeś się na Galactice w odpowiednim czasie.

Eames, do tej pory oparty o framugę drzwi, wyprostował się i podszedł bliżej. Artur mógł teraz przyjrzeć mu się dokładniej, szybko skatalogować wszelkie zmiany.

─ Ale przecież zawsze udawało ci się spaść na cztery łapy ─ dodał. Stali teraz po przeciwnej stronie konsoli głównej i Artur czuł na sobie spojrzenia przynajmniej połowy załogi obecnej w pomieszczeniu.

Eames uśmiechnął się szeroko.

─ Z tego, co pamiętam, ty też dobrze radzisz sobie na…

─ Eames! ─ przerwał mu Artur. Mięśnie jego pleców i karku niemal pulsowały z bólu. Mieszanka apokalipsy i Eamesa, przed użyciem nie konsultuj się z lekarzem, tylko odwróć się i uciekaj.

─ Dawno się nie widzieliśmy ─ powiedział Eames, pozornie zmieniając temat, i oparł się łokciami o konsolę. Artur zmrużył oczy.

─ Trzy lata.

Zrozumiał swój błąd, kiedy Eames uśmiechnął się szeroko i skinął głową. Artur zacisnął palce na spodniach, wbijając paznokcie w udo, żeby się opanować. Nie miał na to, na nich, czasu ani siły.

Był prawdopodobnie jedynym człowiekiem we wszechświecie (o ironio), który odczuł ulgę na dźwięk alarmu.

*

─ Doradca pani prezydent? ─ Artur powtórzył, patrząc na odchodzącą z Cobbem Mallorie Waltz, czterdziestą siódmą osobę na liście sukcesji władzy zanim wszystkie pozostałe zginęły lub zaginęły.

Eames wzruszył ramionami i przysunął się bliżej.

─ Znamy się z Mal od lat. ─ Artur ugryzł się w język, zanim wyrwało mu się coś w stylu „Jestem pewien, że znacie się bardzo dobrze”. Mały sukces. ─ Poza tym znam się na ludziach. Mogę się przydać.

─ Przydałbyś się nam w viperze ─ odparł Artur, marszcząc brwi. ─ Może nie zauważyłeś, ale nie mamy obecnie zbyt wielu pilotów. Ciekawe, jak wpłynie na morale fakt, że najlepszy z nich postanowił zrzucić mundur.

Eames roześmiał się i położył mu rękę na karku. Artur dał sobie sekundę, zanim odsunął się na bezpieczną odległość.

─ Skarbie, nawet nie wiem, od czego zacząć. Od tego, że uważasz mnie za najlepszego pilota, czy od sugestii, żebym zrzucił mundur. Co, swoją drogą, chętnie zrobię w zaciszu twojej kwatery, kiedykolwiek zechcesz.

─ Twoje wyniki mówią same za siebie ─ odparł Artur, dziękując w duchu losowi, że byli sami na korytarzu. ─ To nie moja opinia, to fakt.

─ Miałeś szansę być lepszy ─ powiedział Eames, wzruszając ramionami. Już się nie uśmiechał. ─ Gdybyś nie wyjechał…

─ Gdybym ja nie wyjechał? ─ Artur starał się zapanować nad swoją złością, naprawdę próbował. Zostawiłeś to za sobą, jesteś ponad to, to już przeszłość, powtarzał te słowa w głowie raz, drugi, trzeci. ─ Nieco za wcześnie na tworzenie alternatywnej historii, nie sądzisz?

─ Artur, może powinniśmy wreszcie… ─ Eames zaczął cicho, tak cicho, że Artur ledwo go słyszał.

─ Nie sądzę. Muszę wrócić do CIC, a ty masz na pewno wiele rzeczy do zrobienia, zanim porzucisz nas dla świetlanej przyszłości polityka.

─ Nikogo nie porzucam!

─ Oczywiście, że nie. ─ Artur zmusił usta do uśmiechu. ─ Bądź łaskaw przygotować grafik wart pilotów, zanim odlecisz na Colonial One. I porozmawiaj z admirałem Cobbem o swoim zastępstwie.

─ Artur! ─ Eames próbował złapać go za ramię, ale Artur odsunął się ponownie.

─ Powodzenia na nowej ścieżce kariery, kapitanie.

Odwrócił się, żeby odejść, ale zrobił zaledwie krok, zanim Eames przygwoździł go do ściany.

─ Ty głupi sukinsynu ─ powiedział, obejmując jego szyję dłońmi i przysuwając się bliżej.

I Artur chciał się wyszarpnąć, naprawdę chciał go odepchnąć, uderzyć, odejść i nigdy więcej go nie spotkać. Tyle, że ich życie teraz nie przypominało tego, jakim było kiedyś. Teraz szansa, że nigdy więcej się nie spotkają, była naprawdę duża i jeśli to było ich ostatnie spotkanie, to, no cóż.

Artur ugryzł go w dolną wargę i przyciągnął do siebie.

*

Pięć dni po tym, jak Eames opuścił Galactikę razem z prezydent Waltz, Colonial One zniknął z radarów w błysku wybuchu nuklearnego.

Artur niewiele pamiętał z tych czterdziestu dwóch minut, które minęły zanim dowiedzieli się, że to był tylko plan zmylenia cylonów i nikomu tak naprawdę nic się nie stało. Cobb nie wspomniał ani słowem o Eamesie, ale kiedy siedzieli później w jego kwaterze, wyciągnął nieotwartą jeszcze whisky, nalał sobie drinka, a butelkę podał Arturowi.

Artur niewiele pamiętał także z reszty tej nocy.

*

Osiem dni później, w celu zapewnienia ludzkości paliwa, Artur usiadł za sterami vipera, poleciał na planetę kontrolowaną przez cylonów, a następnie wykonał manewr, którego nie ćwiczył od czasów akademii i który nigdy wcześniej mu się nie udał.

Krew w uszach szumiała mu tak głośno, że niemal zagłuszyła odgłosy wybuchów w cylońskiej bazie. Artur nie przestawał szczerzyć się do kokpitu przez całą drogę powrotną na Galactikę.

Niemal zapomniał, jak bardzo tęsknił za lataniem.

*

Cztery dni później, Eames przerżnął go na stole w jego kwaterze.

─ Kocham cię ─ powiedział jakiś czas później, kiedy leżeli na łóżku, dochodząc do siebie i wsłuchując się w rytm statku.

Artur popatrzył na niego, przechylając głowę w bok, by lepiej go widzieć. Przejechał powoli palcem wskazującym po bliźnie nad jego lewym okiem.

─ Tylko nie mów teraz, że jesteś umierający.

Eames roześmiał się, kopiąc go lekko.

─ Nie bardziej niż każdy z nas.

_______

fikaton 12, fandom: incepcja, fikaton 12: dzień trzeci, autor: kubis

Previous post Next post
Up