Prompty były super! Moja wena niestety nie dorównała, ale bardzo mi się podobały oba. :)
Inne kroki
Incepcja - bsg!au
Artur/Eames
502 słowa
Dziękuję Celle za przeczytanie. <3
Eames zaciągnął się głęboko dymem i wypuszczał go powoli. Jedną ręką obejmował leżącego koło niego Artura, drugą wyciągnął, by strzepnąć popiół z papierosa do stojącej koło łóżka puszki.
─ Nie wierzysz w to, że ludzkość przetrwa.
Artur nie podniósł głowy z ramienia Eamesa, ale przechylił ją tak, by na niego spojrzeć. Po chwili milczenia przeniósł wzrok z powrotem na sufit.
─ Nie.
To był długi tydzień. Dwa razy uciekali przed cylonami, stracili kilku ludzi, po kątach szeptano o tajnych przesłuchaniach i szukaniu zdrajców. Eames sam nie wiedział, dlaczego zaczął tę rozmowę.
─ Jak w takim razie… Jakim cudem wytrzymujesz tę sytuację ─ zamachał ręką, w której trzymał papierosa ─ jeśli nie wierzysz, że mamy szansę na przetrwanie?
Artur poruszył się, jakby chciał się podnieść lub odsunąć, ale Eames przytrzymał go przy sobie.
─ Normalnie ─ powiedział w końcu Artur. ─ Dzień po dniu. I to nie jest tak, że spodziewam się, że wszyscy jutro umrzemy. Wierzę, że zdołamy uciec cylonom kolejny raz, i kolejny, i jeszcze jeden. Ale ta odyseja kosmiczna musi się kiedyś skończyć. Wyginiemy, jeśli nigdzie się nie osiedlimy.
─ Moglibyśmy być nomadami.
Artur wzruszył ramionami.
─ Już nimi jesteśmy. Jeśli chcemy patrzeć na sytuację optymistycznie.
─ Wierzę, że nam się uda ─ wyznał Eames. Nagle poczuł się, jakby zdradził Arturowi jakiś wstydliwy sekret, jakby ta wiara była jego słabością, nie siłą, za którą ją do tej pory uważał.
Być może Artur wyczuł jego wahanie, bo odezwał się cicho:
─ Gdyby to ode mnie zależało… ─ przerwał i potrząsnął głową. ─ Gdybym mógł wybierać, chciałbym wrócić do Dwunastu Kolonii.
Eames aż podniósł głowę z poduszki.
─ Nic tam już przecież nie ma ─ wyszeptał. Zgasił resztę papierosa i położył dłoń na przedramieniu Artura leżącym na jego brzuchu.
─ Tego nie wiemy ─ odparł Artur. ─ Myśleliśmy, że wszyscy zginęli, ale przecież planety przetrwały. Okazało się, że wielu ludzi na Caprice przeżyło. Może nie wielu ─ poprawił się szybko ─ ale wystarczająco, żebym zaczął się zastanawiać. Skąd wiemy, że na innych planetach tak nie było? Może nawet na samej Caprice, gdzieś indziej.
Może zostawiliśmy ich na pastwę cylonów. Eames wiedział, że Artur nigdy nie wybaczy sobie Nowej Capriki, tak jak Eames nigdy nie zapomni o Olympic Carrier. Może jego poczucie winy sięgało jeszcze wcześniej.
─ Uważasz, że popełniliśmy błąd, uciekając? ─ zapytał cicho. Jakaś jego część żałowała teraz, że nie należał do tych osób, które zasypiają zaraz po seksie. Nie prowadziliby teraz tej rozmowy.
─ Oczywiście, że nie. Nie mieliśmy wyjścia. Ale gdyby była jakakolwiek szansa, żeby odnaleźć drogę powrotną… ─ Artur przerwał i wzruszył ramionami.
─ Cyloni nadal mogą tam być. To byłaby misja samobójcza. Ani Cobb, ani Mal nigdy by się na to nie zgodzili, nie mówiąc już o Radzie.
─ Nie musielibyśmy wracać wszyscy.
Bo Artur równie chętnie wróciłby sam. Eames zacisnął mocno powieki. Z łatwością mógł wyobrazić sobie Artura przedzierającego się samotnie przez opustoszałe lasy i miasta, jedno po drugim, dopóki nie trafiłby na ślad ludzi, którzy przetrwali. Albo na cylonów.
─ Nie. Nie musielibyśmy.