zwl 2x02

Jun 10, 2008 20:37

autor: kubis
tytuł: Załamanie światła
fandom: Supernatural
prompt: 2 (futurefik) (3 też mógłby pasować, ale Magda groziła mordem za miks SPNa i Nabokova, więc cii.)
ilość słów: 1328
postaci: Jo, Sam, Ellen
ostrzeżenia: spoilery do finału 3 sezonu. Dzieje się krótko po.

Dziękuję le_mru za betę, a dedykuję oczywiście mlekopijca.


A to miał być tylko rutynowy telefon do matki.

Dean nie żyje.

Mieliście kiedyś wrażenie, że świat na krótką chwilę się kurczy, wykrzywia? I za moment już niby jest normalnie, ale tylko niby?

***

- Cześć, Sam - rzuca na powitanie, jakby widzieli się wczoraj, siada na sąsiednim stołku i ruchem ręki zamawia u barmana piwo. Przez chwilę uderza palcami o kontuar, zanim nie zorientuje się, co robi i nie położy dłoni płasko na lepkiej powierzchni baru.
- Jo. - Sam kiwa głową, a ona nie umie odczytać, czy w tym powitaniu kryje się zaskoczenie, czy jakaś uraza albo wstyd z powodu ich ostatniego spotkania.
Może zresztą nie kryje się nic, nigdy nie umiała rozgryźć żadnego Winchestera.
Barman stawia przed nią piwo, a ona próbuje przypomnieć sobie, co chciała powiedzieć. Przykro mi z powodu Deana? Prędzej odgryzie sobie język. Dawno się nie widzieliśmy? Jak wyżej, żadne z nich nie chce wspominać poprzedniego razu. Nie mogę uwierzyć, że nie żyje? Zależało mi na nim? Chyba się w nim kochałam?
Podnosi szklankę i bierze kilka głębokich łyków, mrużąc oczy.
Sam odzywa się pierwszy.
- Co słychać u Ellen?
Jo nie wyjdzie dziś z baru trzeźwa.

*

Nie wie, co robi w tym motelu, a właściwie w tym mieście w ogóle. Przyjechała, spotkali się, wypili parę piw i trochę whisky, nie rozmawiali o Deanie... Wszystko okej.
Tyle że następnego dnia rano mówi recepcjonistce, że jednak zostaje na tydzień i trzy dni później siedzi jak głupia w tej dziurze i wpatruje się w okna jego pokoju.
Kretynka.
Wstaje, zrzucając przy okazji opakowania po chipsach i krakersach na podłogę, wyciera ręce o dżinsy, bierze telefon i klucze i wychodzi.

Sam otwiera drzwi, kiedy już, zniecierpliwiona, ma ochotę je kopnąć.
- Jo.
- Sam. Mogę wejść?
Przesuwa się tak, żeby mogła przejść, i po chwili Jo stoi przed ścianą pełną zdjęć i wydruków. Stojące obok łóżko jest gładko pościelone, a na stole leżą dwa pudełka po pizzy i laptop.
Wszystko to wygląda całkiem normalnie, więc udaje, że nie widzi stojącego po przeciwnej stronie pokoju drugiego, pustego łóżka.

Odwraca się, Sam stoi dwa kroki od niej i milczy. Jo postanawia nie udawać, że nie wie, po co tu przyszła.
Jego wargi są suche i lekko spierzchnięte, a włosy na szyi niespodziewanie miękkie w dotyku. Po raz kolejny stwierdza, że jest skończoną kretynką, ale Sam w tym momencie zaciska dłoń na jej biodrze i przyciąga ją bliżej.

*

Dotyka jej wszędzie i przyciska ją do prześcieradła, a ona drapie i gryzie, jakby próbowała gdzieś się przedrzeć.

*

Dzwoni tylko dlatego, że jeśli opuszcza rutynowy telefon, matka robi się podejrzliwa i zadaje za dużo pytań. Choć i tak tym razem niewiele trzeba, żeby Ellen dodała dwa do dwóch - ich dwoje i dwa tygodnie w tym samym motelu.
- Jo, Sam Winchester jest jeszcze gorszym pomysłem niż Dean.
Stara kochana mamusia, po kimś w końcu Jo musiała odziedziczyć swój kompletny brak subtelności i owijania w bawełnę.
Jest wiele rzeczy, które mogłaby na to odpowiedzieć, jeszcze więcej takich, których nie mogła. A odpowiedź i tak pada szybko i bez zastanowienia.
- Nie mówiłaś, że Dean jest złym pomysłem. - Wiedziałam o tym, nie od razu, ale wiedziałam.
- Ty nie mówiłaś mi o Deanie w ogóle.
- Nie było o czym. - Nic się nie stało, nie ma o czym mówić.
- Teraz jest - mówi Ellen i nie czeka nawet na odpowiedź, której Jo i tak nie ma. - Sam Winchester jest złym pomysłem. Uwierz mi.
To zapewne tylko złudzenie, że głos matki staje się łagodniejszy. Jo zaciska dłoń na telefonie i nie mówi: Wiem.

*

Wydruki i zdjęcia znikają ze ściany jeszcze tego samego dnia, w którym przyszła po raz pierwszy. Nie widzi ich później ani razu, Sam nigdy ich przy niej nie wyciąga, zaledwie parę razy otwiera w jej obecności laptopa. Nie udaje, że nic nie robi, nie udaje, że nie zagrzebuje się w pracy, kiedy tylko zamkną się za nią drzwi. Po prostu nic jej nie mówi.
Jo nie lubi nie wiedzieć i najwyraźniej utopiła swój instynkt samozachowawczy w drugim piwie.
- Nad czym teraz pracujesz?
Sam patrzy na kawałek pizzy, który trzyma w ręku.
- Teraz jem kolację. - Jego ostrzeżenie nawet nie jest subtelne, ale Jo ignoruje je i tak.
- Nie jestem głupia, Sam. - To śmieszne, jak szybko, jak łatwo można się zirytować, patrząc na ten jego zewnętrzny spokój i pieprzone ściany, które wokół siebie zbudował. Jo zwykle szanuje granice, ale nie znosi murów, zakazów i znaków stop. Jej matka mogłaby wiele na ten temat powiedzieć.
- Nie mówiłem, że jesteś. - Sam odkłada pizzę i wstaje, żeby zanieść puste butelki do kosza. Jo jest tuż za nim.
- O co ci chodzi? To zwykłe pytanie. Wiem przecież, że nad czymś pracujesz!
Sam odwraca się do niej, spięty i zirytowany.
- Nie chcę o tym mówić, okej? To nie twoja sprawa.
- Jezu, Sam, nie każę ci wyznawać swoich grzechów, do cholery! Pomyślałam tylko, że może mogłabym ci pomóc...
Kretynka.
- Nie możesz.
Jo zaciska pięści.
- O co ci chodzi? Że jestem kobietą? Że nie jestem prawdziwym łowcą? Boże, myślałam, że już to kiedyś przerabialiśmy! Jesteś zupełnie jak Dean!
O kurwa. Przez sekundę wydaje się, jakby żadne z nich nie mogło uwierzyć, że to powiedziała. A potem on robi krok w tył i zaczyna się śmiać. Jo sztywnieje, przez chwilę znowu jest w tym barze na końcu świata, gdzie widzieli się poprzednio, znowu się boi, znowu czuje, że coś jest bardzo, bardzo nie tak.
- Nie, nie jestem - mówi zimno Sam. - I chyba powinnaś to sobie wreszcie uświadomić. Twojego rycerza na białym koniu już nie ma i jeśli szukasz go we mnie, tracisz czas.
Wściekłość jest zdecydowanie lepsza od strachu. Sam łapie ją za nadgarstek, zanim jej pięść zetknie się z jego twarzą. Przez chwilę patrzą na siebie i Jo czuje, że to jest to - to, czego chciała. Że mogłaby rozwalić ten mur, przedrzeć się przez chociaż jedną pieprzoną barierę. Ale patrząc na niego teraz, czując zaciśnięte mocno wokół nadgarstka palce, uświadamia sobie, że wcale tego nie chce. Nieważne, co się tam kryje, nieważne, jakie i ile tych barier Sam tak naprawdę zbudował, bo Jo ma własną, zupełnie nową, nazwaną jego imieniem.
Ta wizja sprawia, że czuje histeryczny śmiech wzbierający się w niej coraz szybciej. Wyszarpuje rękę z uchwytu i krótki ostry ból tłumi wybuch w zarodku.
Znowu zostaje jej wściekłość, dzięki Bogu, bo może i go nie uderzy, ale wie, gdzie kopnąć, żeby bolało.
- Masz rację, Sam. Jesteście zupełnie inni.
- Ty jesteś taka, jaka byłaś, kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy - mówi, uśmiechając się krzywo. - Nadal wierzysz w bohaterów, mimo że zawsze giną.
On najwyraźniej też wie.

Nie rozstają się w przyjaźni.

***

Matka dzwoni, kiedy ona właśnie wychodzi spod prysznica.

Dean wrócił.

Jo kończy rozmowę i wybucha płaczem, zaciskając zęby na ręczniku. Wszystko wraca.
Dean? Sam? Winchester? Uśmiech, który sprawił, że miękły jej kolana i marzyła o rzeczach, na które nie miała szans, kręcąc się między poobijanymi stolikami Zajazdu. Playboy ze smutnymi oczami, który właśnie pochował ojca, złe miejsce, zły czas, nić porozumienia i Jo nie mogła spać przez kilka następnych nocy. Bracia pojawiali się i znikali, w końcu sama pojechała za nimi, za nim, za marzeniem i wspomnieniem o ojcu. Historia bez szczęśliwego zakończenia i z bagażem w tle nie przestawała boleć, Jo uciekła więc z Zajazdu i chciała zacząć od nowa. Potem Sam, który nie był Samem, mój tatuś strzelił twojemu tatusiowi w głowę i Dean, znowu Dean. To cud, że nikt nie zginął i może lepiej było uciec od tego wszystkiego raz na zawsze?
Ale potem spłonął Zajazd, Mamo?! Mamo, to ja i rozmowy co jakiś czas, aż do Dean nie żyje. I spotkanie w barze, głupia idiotka, powinna popłakać w poduszkę i żyć dalej, ale nie, musiała pojechać i zobaczyć Sama, pocałować go, przespać się z nim raz, drugi, trzeci... I nigdy wcześniej nie zauważyła, że oczy Sama też są smutne, ale to już nieważne, bo po tamtej kłótni wszystko się popieprzyło. Byli zupełnie inni. Dean wrócił.

Wszystko się popieprzyło.

_________
* Cytaty:
Dean? Sam? Winchester? (2x02 Everybody Loves a Clown, Ellen przy pierwszym spotkaniu z braćmi); złe miejsce, zły czas (2x02 Everybody Loves a Clown, Dean do Jo); mój tatuś strzelił twojemu tatusiowi w głowę (2x14 Born Under A Bad Sign, evil!Sam do Jo)

zabójcze wyzwanie literackie 2, fandom: supernatural, autor: kubis, zwl 2: runda druga

Previous post Next post
Up