(Tak, jestem dwunastym Cylonem.)
Autor:
girlupnorthTytuł:: Istni cholera bohaterowie (20 lat później)
Wskazówka: futurefic
Fandom: Firefly/Serenity
Postaci: Mal, Inara (malutkie Mal/Inara), OCs
Długość: 786 słów
Spoilery: Jest +/- 20 lat po Serenity, więc przyda się znajomość i serialu, i filmu.
Ostrzeżenia: character death, odrobina fluffu.
Uwagi: Tak jak groziłam ostrzegałam, jest to epilog do nienapisanego jeszcze długiego czegoś do Firefly. Ale poza tym, jak na mnie, chyba zupełnie normalne.
Betowane przez
miss_magrat. ♥
Tłumaczenie frazy tytułowej -
novin_ha. Dziękuję!
Istni cholera bohaterowie (20 lat później)
- Jakąś godzinę temu spotkaliśmy Federalnych, sir - melduje pilot. Mal przeciera oczy, powieki wciąż jeszcze nieco mu ciążą po śnie.
- Jakieś problemy?
- Żadnych, sir. Sprawdzili numery dokumentów, zasalutowali i puścili nas w drogę.
Mal przywołuje na twarz wyraz zadowolenia. - Bardzo dobrze - mówi. - Skoordynuj współrzędne na Ariel.
- Już to zrobiłem. Sir - pilot uśmiecha się szeroko.
Mal kiwa głową. Pilot, jeden z najmłodszych z dawnych dzieci-broni, nie posiada co prawda umiejętności czytania w myślach, ale po latach rozbijania się z Malem między planetami zdążył już dokładnie rozgryźć schemat ich szlaków.
- Mogą nas nie wpuścić, chyba coś tam właśnie świętują - mówi Mal, zmierzając już w stronę wyjścia.
- Nie ma takiego miejsca w galaktyce, gdzie nie wpuściliby Serenity - stwierdza pilot z przekonaniem.
Mal kiwa głową i opuszcza mostek.
Chyba nigdy nie da rady się do tego przyzwyczaić.
Wydawało mu się kiedyś, że lata po wojnie o zjednoczenie (pierwszej wojnie, jak ją teraz nazywają, chociaż ta druga toczyła się o coś zupełnie innego) były trudne. Tylko najbardziej zapuszczone planety, unikanie przedstawicieli oficjalnych władz, często brak pieniędzy, awarie statku, Reaversi - Mal wspomina to wszystko nieomal z nostalgią.
Tamten świat był prosty i zrozumiały. Teraz mogliby zaparkować przed siedzibą tego go tsao duh Parlamentu na Ozyrysie i prawdopodobnie też przyjęto by ich okrzykami zachwytu.
Świat, w którym Mal niemal za darmo naprawia Serenity w placówkach należących do rządu, jest co najmniej niepokojący. Pewnie zresztą nie przeszkadzałby mu tak bardzo - kto nie lubi odrobiny wygody w życiu? - gdyby faktycznie czymkolwiek na takie traktowanie zasłużył. Ale nie, oni stali się bohaterami mimo woli, poprzez powiązania. I to Mala chwilami bardzo denerwuje.
*
- Co słychać, wujku kapitanie? - pyta Anne, kiedy Mal zachodzi do maszynowni.
- Lecimy na Ariel - odpowiada Mal. Anne kiwa głową. - Gdzie twój brat?
- Poszedł sprawdzić coś w ładowni. Mam go poszukać?
- Nie, nie - Mal uśmiecha się i mierzwi jej fryzurę. Anne mruży oczy jak kotka.
Anne Cobb, lat siedemnaście, niebieskie oczy po ojcu, bure włosy po matce, najlepszy mechanik Serenity od czasu, gdy opuściła ją Kaylee. Jej młodszy brat, Jimey, na razie głównie rozrabia i ładuje się w bójki, chociaż też ma dryg do maszyn. Mal kręci głową, jak zwykle w towarzystwie Anne nieco rozbawiony.
Z całej pierwotnej załogi Serenity tylko Jayne dochował się dzieci. Boki zrywać.
Spędziły połowę dzieciństwa na Persefonie, gdzie ciocia Kaylee i jej Jean mają swój coraz lepiej prosperujący warsztat, a drugą połowę na pokładzie Serenity przy wujku kapitanie Malu. Zapewne chętnie pozawracałyby głowę i reszcie dawnych znajomych ojca, ale na Kaylee i Malu możliwości w zasadzie się kończyły. Ani Inara, ani River (z tymi swoimi wielce zawiłymi książkami, które Mal próbował czytać, ale odpadał w połowie wstępu), nie byłyby dla nich dobrymi wzorami do naśladowania, a Simon… Cóż. Simon.
Szkoda, że nie mogli poznać Zoe, myśli Mal, idąc tym razem w stronę mesy. Zoe lubiła dzieci i na pewno świetnie by się z Anne i Jimeyem dogadała, tak, jak dogadywała się z River i pozostałymi ludźmi na pokładzie Serenity.
Pomimo upływu lat brak Zoe, jej zdrowego rozsądku i celnego oka, doskwiera mu chyba najbardziej ze wszystkich poniesionych strat. Głupio wzniosłe. Banalne. I prawdziwe.
Zoe dostała pogrzeb ze wszystkimi wojskowymi honorami i pośmiertny awans o kilka stopni. Zupełnie niepotrzebne, nigdy by czegoś takiego nie chciała, ale po namyśle Mal wyjątkowo się zamknął i spróbował docenić dobre intencje.
Szkoda, że Zoe nie miała okazji znaleźć się na pokładzie Serenity, kiedy mogli już lądować na dowolnych planetach i cieszyć się życiem, zamiast ukrywać przed rządem.
*
Kiedy zbliżają się do Ariel, pilot informuje Mala (z należnym szacunkiem w głosie, rzecz oczywista), że pani ambasador właśnie nawiązała kontakt.
Mal odpala ekran swojego komunikatora, świecącego nowością, jak niemal wszystko na Serenity. Po chwili widzi na nim Inarę.
- Pani ambasador, cóż za niespodzianka - mówi Mal.
- Witaj na Ariel, Mal - odpowiada Inara z uśmiechem. Wygląda jak zawsze znakomicie, a dzięki chirurgii kosmetycznej niewiele starzej, niż kiedy latała z nimi na Serenity. - Wpadniesz na kolację?
- Na kolację? Ja? Prosty przemytnik? - pyta Mal, również się uśmiechając. Tę rozmowę, niemal słowo w słowo, odbywają przy każdej jego wizycie na Ariel. - Czy pan prezydent nie ma dla pani czasu?
Inara śmieje się.
- Kucharz wspominał coś o klopsikach - mówi. - Proste jedzenie dla prostego przemytnika.
- Jak zwykle myśli pani o wszystkim - stwierdza z aprobatą Mal.
- Zatem do wieczora?
- Do wieczora - potwierdza Mal, po czym wyłącza komunikator.
Kiedy Serenity zniża się do lądowania na Ariel, Mal myśli, że jednak zdarza mu się lubić swoje nowe życie. Owszem, mogłaby się czasem trafić jakaś burda w barze, zepsuty silnik w środku niczego - ale w sumie, nie jest aż tak znowu źle. Ciągle ma swój statek i ciągle lata, gdzie go poniesie wzrok. Nigdy nie jest aż tak znowu źle.