Pelle chodziła za mną i co dziesięć minut pytała, czy już piszę ten fik do SPN. To wszystko jej wina i w razie czego ścigać ją, nie mnie XD
Tytuł: Apokalipsa, czyli Zło
Autor:
girlupnorthFandom: Supernatural (!!!). Oraz Angel the Series.
Spoilery: SPN do 4.4, AtS - do 5.22
Ostrzeżenia: CRACK! Mnie crackuje wszystko, proszę mieć to na uwadze. A SPN widziałam tylko 4.3., 4.4, 4.1 i 6 minut 4.2, więc wszystko co wiem, wiem z tych odcinków oraz od Pelle i Nelly.
Ilość słów: 910
Dedykacja: dla
pellamerethiel (za namawianie) i
novin_ha (już ona wie za co).
Pierwszą osobą, którą obudziwszy się w środku nocy z ciężkiego snu o piekle widzi Dean, jest stojący przy oknie Castiel.
Dean wzdycha ciężko i podnosi się z łóżka. Pomału zaczyna się przyzwyczajać, choć dalej nie jest zachwycony. (Cóż - to smutna prawda wszechświata, że nikt nie jest doskonały.) Jeden rzut oka na łóżko Sama pozwala mu stwierdzić, że brat jak zwykle gdzieś się szlaja i znowu nie będzie mógł użyć swoich mocy, żeby uchronić Deana przed chorymi pomysłami pana anioła Pańskiego. (Dean nie pochwala używania mocy przez Sama, ale są pewne wyjątki.)
- Co znowu? - pyta Dean, nie siląc się nawet na uprzejmość.
Castiel nie zmienia nawet wyrazu twarzy, kiedy wyciąga rękę i dotyka palcem czoła Deana.
Ciemność.
*
Wiatr wsypuje Deanowi pył do oczu i sprawia, że w ciągu kilkunastu sekund przemarza do szpiku kości.
- Co to jest? - pyta, krztusząc się.
- Świat po apokalipsie - odpowiada Castiel. - Jedna z możliwości.
- To jest przyszłość? - Dean ze zgrozą rozgląda się po okolicy. (Zawalone budynki, powybijane szyby, kurz i pył, fragmenty połamanych mebli, bliżej niezidentyfikowane elementy będące prawdopodobnie zwłokami czegoś demonicznego, zimno, szaro, ponuro i cały ten jazz wprost z najbardziej depresyjnego koszmaru.)
Przez dłuższą chwilę Castiel przygląda się Deanowi, jakby ten był wyjątkowo ciekawym okazem fauny akwariowej.
- To jest świat po apokalipsie - powtarza, dokładnie wymawiając kolejne słowa. - Coś, czego chciałbyś uniknąć. Prawda?
- Zamierzasz mi powiedzieć, jak mam to zrobić? - burczy Dean. Gdy anioł nie odpowiada, Winchester robi coś, czego później ma żałować przez resztę życia: odwraca się i gniewnie odmaszerowuje.
Udaje mu się przejść dwieście, najwyżej trzysta metrów, kiedy drogę zastępuje mu niebieskowłosa kobieta w skórzanym kostiumie.
- Wreszcie - mówi kobieta z zimną satysfakcją i wymierza Winchesterowi precyzyjny cios pięścią między oczy.
Ciemność.
*
Podniesienie się z rozbitych płyt chodnikowych zabiera Deanowi dobrą chwilę. Nos ma - chyba - cały, żebra raczej też, a zanim ciosy niebieskowłosej zdążyły dosięgnąć cenniejszych części ciała, odciągnął ją od Deana jakiś blond koleś w czarnym skórzanym płaszczu. (Dean nie zdołał oddać żadnego ciosu; kobieta była, choć trudno w to uwierzyć, zbyt szybka i zbyt silna.)
Dean otrzepuje się wciąż z pyłu, kiedy ulicą nadciąga, wyraźnie się nie spiesząc, Castiel.
- Dzięki za pomoc - rzuca Winchester w stronę anioła. Ten tymczasem zupełnie go ignoruje (Dean zdążył już rozważyć nie-powstrzymanie apokalipsy, tylko, żeby zrobić anielskiemu sukinsynowi na złość), zwracając się w stronę niebieskowłosej kobiety i jej towarzysza.
- Bóg-król - mówi Castiel, a w jego głosie brzmi odrobina zdziwienia.
- Anioł - odpowiada niebieskowłosa, mierząc Castiela zimnym spojrzeniem. (Dean nikomu by się do tego nie przyznał, ale w tym momencie przechodzi go nieprzyjemny dreszcz.)
- Wampir! - mówi blondyn, wskazując na siebie, a potem rzuca okiem na Deana. - A tamten co, też nie z tego świata?
Niebieskowłosa zaszczyca Deana krótkim spojrzeniem.
- Cuchnie ludzkością - stwierdza. Dean czuje się urażony.
- Dean Winchester, łowca - przedstawia się.
- To jak pogromczyni, tylko bez supermocy i powołania - wyjaśnia wampir niebieskowłosej, a potem zwraca się do Deana. - Moja znajoma pogromczyni mówiła kiedyś, że przeleciała jakiegoś łowcę w Cleveland.
Jak można zareagować na takie stwierdzenie? Dean milczy groźnie, przeklinając w myślach swój pobyt w Cleveland i wszystkich mieszkańców tego pieprzonego miasta do siódmego pokolenia włącznie.
- Co chce tu znaleźć anioł? To miejsce należy do mnie - mówi tymczasem niebieskowłosa (bóg-król? Że co?), wracając do ignorowania Deana. Castiel odpowiada coś w języku, którego Dean nie zna.
Wampir przewraca oczami.
- Spike jestem - mówi, wyciągając do Deana rękę, którą ten, chcąc nie chcąc, ściska. - A Błękitka nazywa się Illyria i jest czymś w rodzaju zmartwychwstałego boga.
Dean przeżuwa głębię tego stwierdzenia.
- Wszystkim obcym wpierdala równo, więc nie martw się, nie jesteś specjalny - dodaje Spike pocieszającym tonem. (Być pocieszanym przez wampira. Oboje rodzice przewracają się w grobach.)
- Więc… apokalipsa? - rzuca Dean konwersacyjnie.
- No, trafił się nam niezły burdel - zgadza się Spike. - Ale czego się spodziewać, tak się właśnie kończy zabawa ze złymi mocami.
- Tak się kończy szczenięca arogancja i przekonanie, że nad złymi mocami można zapanować - mówi Illyria wyniośle; najwyraźniej skończyła już rozmowę z Castielem. (Dean ma wrażenie, że wszechświat stara się mu coś subtelnie przekazać, ale decyduje się poczekać na bardziej dosłowną wiadomość.)
- Pogadaliście? - pyta Dean anioła, który rzuca mu idealnie puste spojrzenie. (Święta anielska cierpliwość ma granice, które ostatnio kurczą się z dnia na dzień.)
- Mogę go zbić jeszcze raz, jeśli chcesz - proponuje Illyria. - Sprawiło mi to przyjemność.
Dean rozważa dyskretne wycofanie się, ale uświadamia sobie, że, niestety, po czymś takim nic, nawet własnoręczne powstrzymanie apokalipsy, nie uratowałoby już jego imidżu.
- Wesley tłumaczył ci chyba, to się nazywa schadenfreude - mówi Spike, opiekuńczym gestem kładąc dłoń na ramieniu Illyrii. - I mieliśmy nie bić ludzi.
Illyria prycha.
- Możemy już wracać - stwierdza Castiel.
- Myślisz? - pyta Dean. (Alternatywą jest „Tak, tak, proszę, tak!”, ale jakoś nie brzmi to jak tekst, który mówisz aniołowi w świecie po apokalipsie. Lub w ogóle jak tekst, który mówisz aniołowi, w jakichkolwiek okolicznościach.)
Ciemność.
*
- Nie rozumiem, co ci nagle odbiło - mówi rozbawiony Sam, kiedy Dean zaczyna następny ranek od telefonu do Bobby’ego i pytania, czy istnieją jakieś tajemne i mroczne księgi na temat powstrzymywania apokalipsy. - Specjalnie się tym dotąd nie przejmowałeś.
Dean obdarza brata spojrzeniem, w którym usiłuje przekazać mu całą głębię swego wypełnionego cierpieniem doświadczenia. (Sam nie wybucha śmiechem. Ma wieloletnią praktykę.)
- Wierz mi, Sam. Apokalipsa? To Zło.
(Obserwujący z daleka Castiel kiwa głową.
Dobrze wiedzieć, że ta lekcja zrobiła na Deanie odpowiednie wrażenie.
W razie późniejszych buntów zawsze można zagrozić powtórką.)