Autor:
girlupnorthTytuł: Dom (sceny z życia)
Fandom: Buffy the Vampire Slayer
Postaci: Tara, Willow (Tara/Willow)
Spoilery: do 5.6 Family
Ilość słów: 884
Ostrzeżenia: Angst. Podobno porządny.
Uwagi: Dla
novin_ha ♥
Dom (sceny z życia)
- Śnił mi się Szalony Kapelusznik - mówi Willow. - Biegał za mną z tacą, na której stały filiżanki herbaty, a kiedy zachciało mi się pić, zaczął się śmiać, zamienił w stadko nietoperzy i odleciał.
- Moja biedna Will - Tara całuje pulsujący ciepłem punkt na szyi Willow, wtulając się dokładniej w jej plecy. - Ja nigdy nie lubiłam Alicji w Krainie Czarów, wiesz?
- Dlaczego?
- Męczyła mnie. Te wszystkie dziwne stworki, gąsienice i króliki… i jeszcze ta cała królowa, brr.
- Moja mama podrzuciła mi kiedyś Alicję, w oryginale - mówi Willow, odwracając się do Tary; całują się dobrą chwilę. - Chciała, żebym czytała klasykę, a nie tylko adaptacje Disneya.
- I co?
- Trochę mi zajęło czytanie - Willow robi jedną z tych swoich małych minek. - Oczywiście, przedzierałam się wtedy przez Narnię, mimo przeciwności losu… Ojciec zabronił mi przynosić to do domu - wyjaśnia na pytające spojrzenie Tary.
- Bał się, że przesiąkniesz złą chrześcijańską propagandą?
- Mhm, coś takiego. Spędziłam wtedy naprawdę dużo czasu w bibliotece.
- Sprytna mała Willow.
Całują się znów, a potem Tara patrzy na stojący za plecami Willow budzik.
- Musimy się zbierać - mówi.
Willow zakopuje się jeszcze na chwilę pod kołdrą, skąd Tara wywabia ją łaskotaniem w stopy i pocałunkami składanymi w okolicy kolan. Dwadzieścia minut później łóżko jest już pościelone, mini-śniadanie zjedzone, a one dwie - ubrane i gotowe do wyjścia.
*
To jeden z tych rzadkich w Sunnydale spokojnych dni, kiedy demony nie przerywają działania uniwersytetu, wpadając w połowie zajęć do sali wykładowej, a głównym tematem dyskusji w Magicznym Pudełku jest funkcjonowanie sklepu i ostatnie wyczyny Dawn. Po ćwiczeniach Willow i Tara wymykają się do malutkiej kawiarenki za rogiem; Tara zamawia herbatę brzoskwiniową i dostaje do niej kilka czekoladowych herbatników, Willow zaś bierze ogromne ciastko z nadzieniem jagodowym.
- Naprawdę podobało mi się to, co profesor Drew mówił o późnej twórczości Millera - mówi Willow. Jagodowe ślady zdobią jej usta niczym fioletowa szminka; Tara uśmiecha się i podaje jej serwetkę.
Sunnydale nie jest jej miastem. Uniwersytet wybierała, kierując się programem i wysokością opłat za studia i akademik: bliskość Piekielnej Gardzieli zdecydowanie obniżała koszta studiów.
Przez pierwsze kilka tygodni po przyjeździe Tara usiłowała zaprzyjaźnić się z miastem, ale poddała się dość szybko, odkrywszy, że poza kilkoma wybranymi miejscami nie było w Sunnydale nic specjalnie godnego jej uwagi. Magiczne Pudełko; sklepik z używanymi ciuchami; niewielki supermarket z dużym wyborem deserków; kawiarenka zaraz za progiem campusu; biblioteka wydziałowa; od czasu do czasu - centrum handlowe. Nie było tych miejsc wiele, ale nie przejmowała się tym specjalnie; ostatecznie, przyjechała tu przede wszystkim, żeby znaleźć się daleko od rodziny. Tych kilka własnych punktów jej wystarczało - zresztą, i tak aż do poznania Willow większość pierwszego roku studiów spędzała na terenie campusu, jeśli nie w akademiku.
Kilka miesięcy temu Magiczne Pudełko przejęli przyjaciele Willow.
Miało to, rzecz jasna, sporo sensu. Giles i Anya mieli wreszcie jakieś zajęcie, Buffy - miejsce do trenowania, a przesiadywanie całymi dniami w sklepie wydawało się Tarze o wiele mniej niezręczne, niż nachodzenie Gilesa w jego mieszkaniu. A jednak - mimo wszystko, czuje wciąż jakąś odrobinę żalu, że odebrali jej jedno z jej miejsc. Głupie, oczywiście; nie wspomina o niczym Willow, nie chcąc jej niepotrzebnie martwić (Willow prawdopodobnie ponowiłaby propozycję zrobienia w sklepie kącika dla Tary, do wróżenia czy do rzucania zaklęć).
- Chcę jeszcze jedno ciastko - decyduje Willow; chwilę później nadzienie jagodowe znów spływa jej po podbródku. - Myślisz, że spodobałoby się tu Buffy? - pyta, pomiędzy jednym kęsem a drugim.
Na ułamek sekundy Tara zamiera. W wyobraźni widzi już Buffy zaklepującą sobie ich ulubiony stolik na miejsce randek z Rileyem, i Anyę dokonującą pragmatycznej oceny działania kawiarenki.
- Czy Buffy nie woli raczej bardziej pogodnych miejsc? - pyta ostrożnie. - To znaczy, czegoś bardziej słonecznego, mniej nastrojowego?
- Może - mówi Willow, wgryzając się głębiej w ciastko. Tara opiera twarz na dłoni.
- Willow?
- Hm?
- Jagody.
Willow uśmiecha się szeroko, błyskając fioletowymi zębami, i sięga po kolejną serwetkę.
*
Spędzają jakąś godzinę w Magicznym Pudełku, słuchając narzekań Buffy na Dawn, podczas gdy Anya entuzjastycznie obsługuje kolejnych klientów sklepu. Potem, trzymając się za ręce, wracają spacerkiem na campus. Willow ma do napisania esej; Tara chce poczytać książkę na zajęcia. Miss Kitty Fantastico wita je miauczeniem, domagając się obiadu.
- Będę musiała zajrzeć w tym tygodniu do rodziców - mówi Willow, przeglądając swój terminarz. - Myślę, że to ten moment, kiedy mogą zaczynać tęsknić.
Tara uśmiecha się, słysząc to sformułowanie. Jakiś czas temu Willow opowiedziała jej o swojej teorii na temat tego, jak często należy odwiedzać rodziców; naukowość jej wywodu wciąż Tarę bawi.
Nie zazdrości Willow rodziców; są może lepsi od jej rodziny, ale z opowieści Willow wynika, że i tak cierpią na jakiś specyficzny rodzaj szaleństwa.
- To tylko trzy tygodnie - zauważa, a Willow nagle poważnieje. Odkłada terminarz, siada na łóżku obok Tary i patrzy na nią uważnie.
- Czy ty czasem tęsknisz za domem? - pyta, po czym dodaje pospiesznie: - Przepraszam, wiem, jaka jest twoja rodzina. Ale… Przepraszam. Nie będę o tym mówić.
- Willow - Tara przyciąga ją do siebie i całuje jej czoło. - Nie przejmuj się.
- Na pewno?
- Na pewno - mówi Tara. - Dom jest przy Willow - dodaje cicho, a Willow przytula ją mocno w odpowiedzi.
W końcu zasiadają do pracy na łóżku, Willow ze swoim laptopem i stosem notatek, Tara z książką; co jakiś czas dotykają się i całują.
Jest dobrze i spokojnie. Być może nie mogłoby być lepiej.