fikaton 8x07

Mar 11, 2010 23:29

Bo przedwczoraj wymyśliłam, że fajnie byłoby napisać postapokaliptyczny fik do GK. Wyszło trochę inaczej, ale no cóż.

Wstrząsy
autor: kubis
fandom: Generation Kill
pairing: Brad/Nate
rating: R?
słów: 830
uwagi: żadnych spojlerów; miała być apokalipsa, ale wyszła jakaś mini tylko;)


Ziemia zaczyna się trząść, kiedy leżą w łóżku. Brad unosi brew i uśmiecha się krzywo, bez wątpienia chcąc skwitować to niedwuznacznym komentarzem, ale mina Nate’a, który leży przodem do drzwi balkonowych, zamyka mu usta. Odwraca się szybko i patrzy, jak w oddali budynki chwieją się i załamują. Tumany kurzu i narastająca kakofonia dźwięków zdają się zbliżać do nich coraz szybciej.

Nate nie ubierał się tak szybko od czasu szkoły oficerskiej. Zamiast podniesionego głosu instruktora słyszy teraz dźwięki tłuczonego szkła i spadających na ziemię książek.

Kiedy wybiegają z domu, ziemia wciąż się trzęsie.

.

Centrum kryzysowe wygląda, jakby kierował nim Encino Man na spółkę z Kapitanem Ameryką. W walce ze wspomnieniami, o których Nate woli nie myśleć, nie pomaga fakt, że centrum stanowią w tej chwili namioty różnej wielkości, rozstawione wszędzie w zasięgu jego wzroku.
Tumany kurzu i dymu wciąż unoszące się w powietrzu sprawiają, że i tak nie widzi więcej niż kilkunastu namiotów na raz.

Stara się nie myśleć, że to co się stało jest w pewnym sensie gorsze niż wojna, niż atak terrorystyczny. Nie ma żadnego wroga, z którym można walczyć, nie ma winnych. Są tylko ofiary, a Nate wie, jak bycie ofiarą wpływa na morale.

Po krótkiej rozmowie z porucznikiem zajmującym się rozmieszczeniem nowo przybyłych, poczucie chaosu próbujące rozpanoszyć się w głowie Nate’a odsuwa się na dalszy plan. Brad na chwilę zaciska dłoń na jego ramieniu, po czym odwraca się i idzie w prawo, poszukać ludzi zajmujących się łącznością. Nate idzie w lewo, do namiotu planowania strategicznego.

Po drodze mija mężczyznę, który zdaje się mówić bardziej do siebie, niż do kobiety idącej obok niego.
- Nie potrzeba rozpędzonego samolotu, by zawalił się budynek. Niczego nie potrzeba. Niczego.

Nate przypomina sobie Manimala, który w Al Gharraf zrównał budynek z ziemią za pomocą swojego Mark-19.

.

Z raportów, które napływają w ciągu kolejnych kilkudziesięciu godzin wynika, że poważnemu uszkodzeniu uległo około siedemdziesiąt procent domów, w tym całkowicie zniszczonych było około trzydziestu-czterdziestu procent.
Jakimś cudem szpital jest w grupie tych, które przetrwały prawie bez uszczerbku, ale łóżek brakuje już w dwie godziny po trzęsieniu, a ciągle pojawiają się nowi ranni, wyciągani ze stopniowo oczyszczanych ruin.

Nate w masce na twarzy i starych rękawicach strażackich przewala gruz trzy kilometry od domu Brada. Nad miastem wciąż latają helikoptery ratunkowe.

.

Mijają cztery dni i żaden z nich ani razu nie wrócił do mieszkania, ale wieczorem mają wyjechać i kończy im się czas.
Brad chce iść sam. Nate się nie zgadza.

Wiedzieli tylko tyle, że budynek stoi i że wejście nie grozi zawaleniem. Nate zauważa najpierw zniszczone balustrady, potem pojedyncze uszczerbki w ścianach, nic więcej.
Brad mieszka na parterze. Gdyby im się nie poszczęściło, w jego sypialni i salonie leżałyby teraz trzy piętra gruzu.

Mieszkanie wygląda tak, jakby wszystko, co mogło skądś spaść, spadło. W aneksie kuchennym na podłodze leżą garnki, szuflady, sztućce, rozbite szklanki i talerze. W salonie telewizor z pękniętym ekranem, lampa i dwa plakaty wśród odłamków szkła. W sypialni książki walają się po podłodze i łóżku, z komody wypadła górna szuflada.
Brad w milczeniu klęka koło łóżka i wyciąga spod niego laptopa, którego schował tam przed snem ostatniego wieczoru, kiedy tu byli. Nate wyjmuje z szafy swoją wciąż nierozpakowaną torbę. Znajduje też drugą, dla Brada, i przez chwilę stoi, wpatrując się w czarny materiał. Ta pusta wydaje mu się cięższa, niż ta, z którą tu przyjechał.

Odwraca się, ale Brada nie ma już w pokoju.

.

Garaż jest... garażu właściwie nie ma. Pozostała tylko frontowa ściana z drzwiami, które Brad musiał najwyraźniej otworzyć kluczem, Nate widzi kłódkę zwisającą z uchwytu.
Nie da się wejść dalej niż na krok, sufit zawalił się i drogę zagradzają sterty gruzu. Jedyne co widać, to leżący na ziemi klucz francuski i wystający kawałek tylnej opony motoru, przyprószony tynkiem.
Nate opiera czoło o przestrzeń między łopatkami Brada i zaciska dłonie na jego biodrach. Zamyka oczy.

.

Wypożyczają samochód i jadą na północ. Są niemal w połowie drogi do domu jego rodziców, kiedy Brad zjeżdża nagle z autostrady. Nate widzi szyld motelu Paradise i o nic nie pyta.

W pokoju zdzierają z siebie ubrania w rekordowym tempie. Brad przyciska go do ściany i wsuwa nogę między jego uda, zębami przesuwając po nieogolonej szyi Nate’a. Nate popycha go w stronę łóżka i klęka po obu stronach jego bioder. Brad łapie go za kark i przyciąga do siebie, palce drugiej ręki zaciskając na jego udzie.
Krótki, urywany oddech i dotyk, który pozostawia ślady, przyjemność na granicy bólu. To seks, który uprawiają, kiedy Brad wraca z misji. Żyję. Żyjesz.

.

Nate wrzuca ich torby do bagażnika i siada na miejscu kierowcy. Patrzy na samochody jadące autostradą i nie myśli o niczym.
Brad wychodzi z kawiarni z dwoma kubkami w ręku. Podaje mu jeden i bez słowa zajmuje tylne siedzenie. Nate pije kawę i przygląda się, jak próbuje się ułożyć w wygodnej pozycji. Po chwili ich spojrzenia spotykają się w lusterku i Brad unosi brwi w oczekiwaniu. Nate uśmiecha się, potrząsa głową i zapala silnik.

Po chwili znów jadą na północ.

_______

fandom: generation kill, fikaton 8: dzień siódmy, fikaton 8, autor: kubis

Previous post Next post
Up