Wierzcie lub nie, nie chciałam pisać o Hendricksonie. Nie wyszło XD
novin_ha chciała Veronica/Duncan, ale odmówiłam. Chyba złamałam jej tym serce, ale co tam.
Aha, nie ma żadnych szaleństw z formą tym razem:P
Tytuł: Prawda
Autor:
kubisFandom: Supernatural
Ilość słów: 665
Spoilery: do 2x12 "Nightshifter" włącznie.
Wpatrywał się w te papiery od dwudziestu minut, jego kawa wystygła, kręgosłup bolał po ostatniej akcji, a on był coraz bardziej wkurzony.
Zawsze denerwowała go własna bezradność.
Minęły dwa tygodnie od tej historii w Milwaukee, prawie dziesięć, od kiedy zajął się sprawą Winchesterów, a on czuł się - jak to określał jego świętej pamięci dziadek - jakby wylądował na polu zboża wysokiego jak on sam. Nie widzisz nic wokół, a jeśli zrobisz krok, masz dwie opcje: albo będziesz w tej samej sytuacji, co przed chwilą, albo po kostki w gównie.
Papiery dotyczące tej popieprzonej rodziny zajmowały pół jego gabinetu. I pół sypialni. Część z nich była całkowicie jasna i prosta: patologia, morderstwa, profanacje grobów, włamania.
Ale to nie było wszystko. Większość dokumentów, do których jego zespół się dokopał, wyglądała jakby pisał je scenarzysta Archiwum X czy innego telewizyjnego chłamu. Niewytłumaczalne śmierci, dziwne wypadki, z którymi policja nie mogła sobie poradzić. Ni stąd, ni zowąd pojawiali się dwaj młodzi, przystojni mężczyźni i po kilku dniach, czasem tygodniach, wszystko wracało do normy. Starsze akta wspominały jeszcze o mężczyźnie w średnim wieku, o wyglądzie wojskowego, według zeznań niektórych świadków niemal cudotwórcy.
Nic nie wiesz na temat mojego ojca, przypomniał sobie słowa Deana Winchestera. Był bohaterem.
- A na mnie mówią Fox Mulder... - mruknął pod nosem.
Wiedział, że jest jedna osoba, do której mógłby zadzwonić. Wiedział, że prędzej czy później wykona ten cholerny telefon, bo jeśli Winchester jest tym, za kogo go uważał, musi zrobić wszystko, wiedzieć wszystko, żeby jak najszybciej złapać skurwiela. Obu. Już on się postara, żeby Sam spędził długie lata z bratem w tej samej celi.
Jeśli nie jest... Mężczyzna pokręcił głową z niesmakiem. Kiedy zacząłeś wątpić? Hendrickson czytał w swoim życiu wiele zeznań, których autorzy nadawaliby się na oddział psychiatryczny. Ale ta sprawa... Zbyt wiele szczegółów tych relacji się zgadzało, zbyt dużo było dziwnych sytuacji z udziałem Winchesterów. Zbyt wielu ludzi wierzyło, że ta rodzina jest zupełnie czym innym, niż bandą psycholi.
Albo ludzie w Ameryce postradali zmysły, albo w całej tej sprawie było jednak coś więcej niż mu się wydawało.
Nie zamierzał ryzykować. Sięgnął po telefon.
- Agent Specjalny Victor Hendrickson, z Markiem Sullivanem proszę.
Zacisnął mocniej rękę na słuchawce, wsłuchując się w głupią melodyjkę i czekając na połączenie.
- Halo?
- Hej, Hendrickson z tej strony.
- Noo, od dwóch tygodni czekam na telefon.
Victor zgrzytnął zębami.
- Czyżby?
- Powiedzmy, że dostałem oświecenia, kiedy zobaczyłem twarz Deana Winchestera w wieczornych wiadomościach.
- Więc wiesz, po co dzwonię.
- Niezupełnie. - Jasne, nie daruje mu. - Ostatnim razem, kiedy napomknąłem ci o tym, co wiem na temat tej rodziny...
- Napomknąłeś?! Przyszedłeś z dwoma pudłami pełnymi historii niczym z Nie do wiary czy Uwierz w UFO, mówiąc, że to tylko początek i że Winchesterowie to niewinni, porządni ludzie!
- Taaak, a ty odesłałeś mnie, mówiąc, że - jak to było? - nie masz czasu na „pieprzenia jakichś wariatów”, ze mną włącznie.
- Mam dowody, że są winni.
- Masz też zeznania dziewczyny, która przysięga, że nie ma bliźniaczki. I masę innych, wskazujących na to, że Winchesterowie nie są tacy, za jakich ich bierzesz.
- Łatwiej uwierzyć w paranoję niż w istnienie ludzi, którzy na poważnie zajmują się... łapaniem duchów.
- To nie są... A zresztą, nieważne, ty i tak nie chcesz wiedzieć, co? Po co dzwonisz? Oczyścić sumienie, Hendrickson? Chcesz zapewnienia, że są winni, prawda? - Sullivan stracił cierpliwość.
Zapadła cisza. Victor uderzał palcami o blat biurka.
- Chciałbym, żeby okazali się winni, owszem...
- Łatwiej i przyjemniej, co?
- ... Chciałbym, ale potrzebuję prawdy. - Wziął głęboki oddech. - Nigdy więcej nie wsadzę niewinnego człowieka za kraty.
- Benjamin Franklin? Boże, człowieku, zapomnij o tym wreszcie!
Nie, musiał pamiętać.
- Potrzebuję prawdy, Mark.
Sullivan dał mu, czego chciał. Powiedział wszystko, co wiedział o Winchesterach i o tym, co robią. Skontaktował go z byłym łowcą. Zawalił jego biuro toną papierów.
Hendrickson zarwał niejedną noc i dowiedział się rzeczy, o których wolałby nie wiedzieć. Ale nie wsadził do więzienia dwóch niewinnych mężczyzn, więc stwierdził, że tak, było warto.