Sami to sobie robimy, sami to sobie robimy... SKOŃCZMY TEN PROCEDER, jak rany.
tytuł: Trzy razy, kiedy Artur i Eames nie poszli ze sobą do łóżka
autorka:
kubisfandom: Incepcja
postacie/pairingi: Artur, Eames, Dom, Mal; Artur/Eames
ilość słów: 981
ostrzeżenia/uwagi: spojlery do filmu; kliszowo i pod koniec już odjechałam na całego, ale nic innego bym dziś nie stworzyła. :P
Dziękuję
lunatics_word za betę i uwagi. Ale, żeby nie było, odmówiła odpowiedzialności za trzecią część. xD
(1.)
- Maria to jego jedyny słaby punkt. - Artur podał Dominicowi teczkę z kopiami wszystkiego, co udało mu się znaleźć na temat Michaela Bee.
Czekali na spóźniającą się Mal, która miała przedstawić im najlepszego fałszerza, jakiego kiedykolwiek widziała. Artur na ogół ufał opinii Mal, z zasady jednak nie ufał fałszerzom. Najlepszy nie oznaczał najbardziej godnego zaufania, nie w tej branży (w żadnej, tak naprawdę).
Artur spojrzał na zegarek (dziesięć po, Mal), po czym rozejrzał się po sali. Przy większości stolików siedziały pary, które bez trudu można byłoby podzielić na te znudzone sobą i te szczerze zainteresowane. Artur mógłby się założyć, że kobiety siedzące naprzeciwko były na pierwszej randce, a w parze przy stoliku po prawej przynajmniej jedno z nich było po ślubie, szkoda tylko, że nie z osobą, z którą jedli kolację. Pokręcił głową i odwrócił się akurat by zobaczyć, jak mężczyzna stojący przy barze odchyla głowę i wypija jednym łykiem cokolwiek miał w szklance.
Artur nie lubił nabierać się na tanie chwyty (nawet nieumyślne), ale jego ciało miało go w głębokim poważaniu. Mięśnie brzucha zacisnęły się i rozluźniły, puls przyspieszył.
Nie zdążył odwrócić wzroku, kiedy mężczyzna spojrzał wprost na niego. Patrzyli na siebie przez dłuższą (coraz dłuższą) chwilę, po czym mężczyzna zwrócił spojrzenie na Dominica, zaczytanego i niezwracającego uwagi na otoczenie. Kilka sekund i znów patrzył na Artura, uśmiechając się lekko i unosząc szklankę w geście zaproszenia.
Kto wie, co by się stało (Artur wstałby i przyjąłby zaproszenie), gdyby do restauracji właśnie nie weszła Mal.
- Eames!
Artur i Dominic patrzyli ze zmarszczonymi brwiami, jak Mal obejmuje mężczyznę przy barze.
(2.)
Dzień po śmierci Mal Artur pamiętał tylko we fragmentach.
Telefon o czwartej rano, Artur uderzył nadgarstkiem o szafkę, próbując wymacać go bez podnoszenia głowy z poduszki.
Jazda taksówką po opustoszałym mieście, oślepiającym go nadmiarem światła, drażniącym nadmiarem życia (i śmierci), niezależnie od wszystkiego. Senność, która sprawiła, że wszystko było przytłumione, nieco przekrzywione i nierealne.
Dominic, siedzący przy otwartych drzwiach do hotelowego pokoju, zapatrzony w ścianę i niezwracający uwagi na mijających go ludzi, póki Artur nie zacisnął dłoni na jego przedramieniu. Pochylił się w jego stronę, jakby nie miał siły już siedzieć i Artur opadł ciężko na kolana, żeby utrzymać jego ciężar. Przyciągnął go do siebie i zamknął oczy.
Telefon do Milesa.
Telefon do Eamesa.
Dominic, stojący w drzwiach swojej sypialni, po raz kolejny nieruchomy, dopóki ktoś go nie dotknie. Artur skierował go w kierunku łóżka, gdzie usiedli i nie ruszali się przez długie godziny.
Eames, który złapał go za ramię i wyprowadził z mieszkania.
Zamknięcie oczu w taksówce, która pachniała rybą. Dłoń Eamesa na jego udzie.
Jego mieszkanie, on i Eames na kanapie, i tylko lampa przy telewizorze oświetlała stół, na której stały butelki. Artur nachylił się pierwszy, Eames wydawał się jednocześnie zdziwiony i zupełnie nie, ale odwzajemnił pocałunek.
Kto wie, co by się stało, gdyby próba przyjęcia pozycji horyzontalnej nie skończyła się utratą równowagi i rozbitą butelką.
Artur zmarszczył brwi, kiedy Eames położył się na kanapie i przyciągnął go do siebie, kładąc jego głowę na swojej piersi, ale posłusznie zamknął oczy.
(3.)
- Eames.
- Artur.
Przez chwilę stali tak, Artur z ręką na klamce otwartych drzwi i Eames tuż przy progu, ale jeszcze na zewnątrz. Artur odsunął się.
- Stęskniłem się - powiedział Eames, wchodząc do salonu.
- Spędziliśmy ze sobą ostatnie trzy tygodnie. Dopiero co rozstaliśmy się w Los Angeles.
- Nie lubisz mieszać spraw osobistych z pracą. Oczywiście, z pominięciem Cobba, bo wtedy jedno miesza się z drugim, czyż nie?
Artur zmarszczył brwi.
- Nie wiem, co...
- Nie widzieliśmy się dwa lata. - Eames oparł się o kanapę i spojrzał na niego wyczekująco.
- Czekałeś trzy tygodnie, żeby nadrobić zaległości? - spytał Artur z niedowierzaniem.
- Czekałem dwa lata. Potem czekałem trzy tygodnie, żebyś nie mógł użyć pracy jako wymówki.
Artur miał ochotę poszukać swojej kostki, bo wyglądało na to, że nagle znalazł się w innym świecie niż ten, w którym był jeszcze wczoraj.
- Robisz mi wyrzuty, że nie widzieliśmy się dwa lata?
Eames założył ręce na piersi.
- Przed śmiercią Mal wydawało mi się, że wszystko rozwiąże się samo. Byłem pewien, że cię przekonałem, że dasz się wreszcie zaprosić na kolację i udowodnić, że łączenie spraw osobistych z pracą to nie jest najgorsza rzecz, jaką możesz zrobić.
- Mal umarła - powiedział Artur cicho i Eames kiwnął głową.
- Wyjechałeś z Cobbem. I to było całkowicie zrozumiałe, w końcu co innego miałeś robić, kiedy twój najlepszy przyjaciel musi uciekać z kraju. - Podniósł się i powoli zbliżał do opartego o filar Artura. - Nie odbierałeś telefonów.
- Pracowałem.
- Przez dwa lata? - spytał Eames cicho.
Artur odepchnął go od siebie, oddychając szybko.
- Nie udawaj durnia! Nie odgrywaj porzuconego kochanka, nigdy nie byliśmy razem i niczego nie byliśmy sobie winni. - Patrzył jak Eames cofa się powoli i zacisnął pięści. - Pewnie dlatego nie podzieliłeś się wspaniałą wiadomością o swoich zaręczynach.
Eames zatrzymał się jak wryty.
- Chyba nie myślałeś...
- Nie ma znaczenia...
- ... że te zaręczyny były prawdziwe! Na litość boską, jestem gejem, po jaką cholerę zaręczałbym się z kobietą?!
- Może jesteś bi, może miałeś taki kaprys, może... - Artur przerwał i pokręcił głową. Cała ta sytuacja była prawie zabawna, w karykaturalny sposób. Prawie. - Nieważne, dlaczego. Kiedy wróciłem do Stanów, byłeś zaręczony, nie wiem, czego się spodziewałeś z mojej strony! Wtargnięcia do kościoła i wyznania wszem i wobec, że się sprzeciwiam?
- Nie odezwałeś się do mnie ani nie odpowiedziałeś na żaden z moich telefonów, bo myślałeś, że jestem zaręczony? - Eames zbliżał się do niego powoli.
- Nie odezwałem się, bo ani razu nie potrzebowaliśmy fałszerza.
Eames wybuchnął śmiechem i Artur prawie go uderzył. Prawie.
Nie zdążył, bo Eames pocałował go i unieruchomił jego ręce między nim a ścianą.
Kto wie, może tym razem wylądowaliby wreszcie w łóżku, ale kanapa była bliżej.