Na nowej drodze życia, fanfiction

Mar 13, 2009 22:50

Title: Na nowej drodze życia
Author: nickygabriel
Fandom: Starsky & Hutch
Characters/Pairing: Starsky & Hutch (gen)
Rating: R
Warnings: none
Word Count: 2084
Notes: in Polish

Go, then, there are other worlds than these.
Stephen King, "The Dark Tower: The Gunslinger"

Starsky nadal trzymał mu dłoń na ramieniu, kiedy wyszli za drzwi baru po konfrontacji z Kirą. Nie odsunął się, ani go nie odepchnął. Hutch przystanął i czekał na jego kolejny ruch, bo wiedział, że on sam nie ma prawa decydować, co dalej. Zrobił to o jeden raz za dużo. Cała jego przyszłość zależała teraz od decyzji przyjaciela - tylko czy nadal mógł go tak nazywać? Czy nadal miał do tego prawo?

- Hutch? - Starsky poczekał, aż kolega spojrzy mu w oczy, a ten wytrzymał jego spojrzenie.

- Tak? - zapytał z wahaniem.

- Musimy pogadać - to było tylko proste stwierdzenie.

Jakby Hutch tego nie wiedział. Musieli nie tylko pogadać. Skinął więc głową ale nadal czekał.

- U mnie czy u ciebie? - zapytał Starsky, kiedy nie doczekał się odpowiedzi.

Hutch nie wahał się ani chwili.

- U ciebie - wyszeptał, bo głośniej nie potrafił mówić. Coś ściskało go za gardło i prawie nie pozwalało oddychać. Chociaż chciał, żeby poszli do jego mieszkania, bardziej zależało mu na tym, żeby Starsky czuł się bezpiecznie, a to nie mogło mieć miejsca w domu Hutcha.

- Nie musisz się bać, że cię wyrzucę, Słonko - odpowiedział na jego wątpliwości Starsky.

Hutch spojrzał na niego uważnie i zrozumiał, że Starsky już mu wybaczył. Widział to w jego spojrzeniu, słyszał to w jego głosie. Nie było innej możliwości. Starsky nigdy nie przestawał być Starskim. Nie musiał go nawet pytać, nie musiał nic wyjaśniać. Starsky wybaczył mu, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

- Jedziesz ze mną - powiedział przyjaciel i pociągnął go za kołnierz w stronę, stojącego na parkingu przed barem, Torino.

- Starsk... - zaprotestował Hutch bo przyjechali w osobnych samochodach, ale poszedł za nim posłusznie.

- Ostatecznie możesz spać na kanapie - mruknął Starsky, kiedy sięgnął po klucze, żeby otworzyć mu drzwi.

- Ja... - Hutch nie poruszył się, kiedy kolega otworzył mu drzwi po stronie pasażera i przechylił głowę, czekając aż wsiądzie.

- Zaufaj mi, dobra? - Hutch wiedział, że to był cios poniżej pasa, ale nie miał nic przeciwko. Ufał mu zawsze i wszędzie. Bezgranicznie, bez wątpliwości. Bez zbędnych pytań. Skinął więc głową i wsiadł do auta. Starsky obszedł samochód i po chwili jechali już w stronę domu.

Hutch patrzył przez okno, zaciskając dłonie na kolanach. Wiedział, że to może był ostatni raz, kiedy siedział w tym samochodzie. Samochodzie, z którego tyle razy żartował, a który mimo to znaczył dla niego więcej niż jakakolwiek rzecz, którą sam posiadał. W tym samochodzie spędził dużą część swojego życia, a każda z tych chwil była bezcenna. Bezcenna, bo zawsze dzielił ją ze Starskim.

Może to był ostatni raz, kiedy był tak blisko niego. I tak już wszystko spieprzył, a Starsky i mimo to mu wybaczył. Jednak musieli porozmawiać, a to, co miał zamiar mu powiedzieć mogło zmienić wszystko. Najgorsze było, że sam już nie wiedział, co czuł. Dlaczego to czuł. I gdzie w tym wszystkim był Starsky.

Tak bardzo chciał wrócić przynajmniej do tego, co było między nimi kiedyś. Przynajmniej do tego, bo to było coś specjalnego. Coś, czego większość ludzi nie rozumiała, cholera, on sam tego nie rozumiał. I nigdy nawet nie próbował zrozumieć. Przyjmował to, jako najoczywistszą rzecz na świecie i nie walczył z nią. Przestał walczyć ze swoimi uczuciami, kiedy wstąpił do Akademii Policyjnej i spotkał Starskiego. Od tamtego czasu zawsze był z nim sobą i po raz pierwszy w życiu czuł się wolny. Całkowicie wolny. A później to się zmieniło. Coś w nim się zmieniło i przestał być sobą. Nie mógł być sobą, bo to przecież nie był on, prawda?

W pewnym momencie poczuł dłoń przyjaciela na swojej zaciśniętej pięści i spojrzał z zaskoczeniem na swoje kolana. Starsky prowadził samochód jedną ręką lepiej niż on dwiema, więc Hutch nie obawiał się żadnych niespodzianek.

Przez chwilę wpatrywał się w ich dłonie, po czym z wahaniem wyprostował palce. Starsky uścisnął jego nadgarstek i puścił go dopiero, kiedy dojechali do domu. Hutch wszedł pierwszy - używając własnego klucza - i od razu usiadł na kanapie, a Starsky poszedł do kuchni:

- Chcesz kawy czy piwa? - zapytał od drzwi.

Hutch spojrzał na niego i wzruszył ramionami. Szczerze mówiąc nie miał na nic ochoty, ale kiedy Starsky przyniósł mu piwo, wypił połowę od razu.

- Hutch, mów do mnie - Starsky usiadł obok niego bokiem tak, że patrzył mu w twarz.

Ten przez chwilę przyglądał się swoim dłoniom, po tym jak odstawił butelkę na stół.

- Starsk, ja... zrobiłem to, bo chciałem - odezwał się niepewnie.

Jak miał mu to wyjaśnić?

- Przypuszczam, że nikt cię do tego nie zmuszał - przyznał Starsky, ale w jego głosie nie wyczuł potępienia.

- Ona powiedziała, że mnie kocha. Wiem, że ty też to powiedziałeś, że powiedziałeś, że ją kochasz, ale kiedy... kiedy zacząłem z nią rozmawiać... kiedy ona mnie dotknęła... - Hutch spojrzał mu w oczy. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem z kimś tak blisko - powiedział szczerze. - Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo mi tego brakowało. Że tego potrzebuję.

Starsky pochylił głowę i teraz to on wbił wzrok w swoje dłonie.

- Wiem, że nie byłem ostatnio najlepszym towarzyszem - przyznał cicho.

Hutch spojrzał na niego zaskoczony.

- Cholera, Starsk, przestań. To nie twoja wina - położył mu dłoń na ramieniu. Był to odruchowy gest, z którego jednak już dawno nie skorzystał. Zawsze coś w nim go powstrzymywało. Teraz po raz pierwszy od bardzo wielu miesięcy nawet o tym nie pomyślał.

Starsky uniósł głowę i spojrzał na niego spokojnie.

- Dlaczego? - zapytał po prostu.

Hutch od razu zrozumiał.

- Nie... nie wiedziałem gdzie jest granica. Starsk, przy tobie nie było żadnej granicy. Nie chciałem cię stracić. Ty mi pokazałeś, że mogę być kimkolwiek zechcę.

Starsky też zrozumiał tę nieskładną wypowiedź.

- Coś się zmieniło? - zapytał.

Hutch wiedział, że musi być szczery. Przyjaciel zasługiwał na to, żeby podjąć tę decyzję posiadając wszystkie kluczowe informacje.

- Tak - skinął więc głową. - Ja nie mogę przy tobie nie być sobą - wyszeptał.

Starsky zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie musisz - wyszeptał. - Wiesz, że nie musisz?

Ale Hutch zamknął oczy i zacisnął zęby.

- Nie wiesz o czym mówisz, Starsk - powiedział głucho. - Nie wiesz o czym ja mówię - podkreślił.

Starsky oplótł mu palcami nadgarstek.

- Powiedz mi czego ode mnie chcesz - powiedział. - Ja już nie wiem - przyznał. - Nie potrafię tego powiedzieć, bo... udało cię się znaleźć sposób jak to przede mną ukryć. Nie pozwalasz mi się dotknąć w żaden możliwy sposób, a nie mogę inaczej ci pomóc.

Hutch otworzył oczy.

- To właśnie jest mój problem! - oświadczył stanowczo. - Ja chcę od ciebie więcej niż możesz mi dać, nie rozumiesz? - Chciał zabrać dłoń, ale Starsky go przytrzymał. Nie był to uścisk na tyle mocny, żeby sprawić mu ból, ale obaj wiedzieli, że gdyby Hutch naprawdę chciał przerwać ten kontakt, to Starsky rozluźni palce. Ten jednak tylko prawą dłoń przyłożył mu do policzka.

- Hutch, czego ty możesz chcieć ode mnie, czego ja nie mogę ci dać, co? - zapytał zdziwiony. - Nie ma takiej rzeczy. Umarłbym dla ciebie, wiesz o tym. I ufam ci. Nigdy nie przestałem. O tym też wiesz. Wiem, że wiesz, bo widziałem to w twoich oczach, kiedy Joey wyciągnął ten granat. Nawet wcześniej, kiedy ona nas wyrzuciła z domu.

- Starsk... - Hutch potrząsnął głową, ale Starsky nie odsunął dłoni.

- Hutch, wiem, że nie chcesz się ze mną przespać. Poza tym jednym, nie ma innej rzeczy, której nie mógłbym ci dać.

Hutch roześmiał się cicho, ale tym razem nie próbował nawet się odsunąć.

- Jesteś niemożliwy, Starsk. Ale ja nie wiem - potrząsnął głową. - Niczego już nie jestem pewny. Ja... nie mogę żyć bez ciebie, nie rozumiesz?

- To nie jest nic nowego - Starsky uśmiechnął się lekko.

- Starsk teraz, w tym momencie, jestem pewny tylko dwóch rzeczy. Tego, że cię kocham. Bardziej niż kogokolwiek innego. I tego, że nie ma w tym ani cienia pożądania. Ale nie wiem co to jest!

Starsky patrzył na niego bez mrugnięcia okiem.

- To przecież jasne - powiedział. - Hutch, obaj wiemy, że w tym co nas łączy, musieliśmy dojść w końcu do tego momentu. Ale dlaczego podjąłeś tę decyzję sam? Dlaczego zdecydowałeś się zrezygnować z tego, co dotąd się stało? Czego się boisz? Wiesz, że razem damy sobie radę, ale musisz mi powiedzieć, z czym walczymy.

Hutch położył mu dłonie na ramionach, teraz już ciągle patrząc mu w oczy.

- Ja... bałem się, że pomyślisz... Starsk. Potrzebuję być blisko. Bliżej niż dotąd. Miałem nadzieję, że kiedy przestanę... to wtedy to pragnienie przestanie być tak intensywne. To tak jak odwyk, ale... to nie działa. Myślałem, że inni mogą to zastąpić... Kira... ale ty jesteś... niepowtarzalny.

- To nie wszystko, prawda? - Starsky patrzył na niego jakby chciał wejrzeć w jego duszę.

- Ale wolę już nigdy cię nie dotknąć, niż stracić cię na zawsze. Wiem, że prawie mi się to udało... chciałem... nie chciałem... - Hutch wiedział, że wszystkie jego wypowiedzi były nieskładne, ale miał nadzieję, że mimo wszystko Starsky coś z tego zrozumiał.

- Hutch, spójrz na mnie - przyjaciel przyłożył mu dłonie do twarzy i pochylił jego głowę tak, że mógł dotknąć ustami jego czoła.

- Nigdy nie zrobiłeś czegoś, czego nie mógłbym ci wybaczyć - powiedział, kiedy znowu spojrzał mu w oczy.

I chociaż Hutch wiedział, że Starsky mówił szczerze, musiał być pewny. Nie mógłby żyć, gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości.

- Nie chciałem ci zrobić krzywdy, Starsk - wyszeptał. - Nigdy.

- Wiem.

Hutch przytrzymał jego dłoń i przycisnął usta do jej wnętrza.

- Przepraszam - wyszeptał, nie patrząc mu w oczy.

Starsky pozwolił mu na tę chwilę, ale wreszcie przyciągnął go za szyję i objął mocno.

- Hutch, spróbuj tego więcej nie zrobić, dobrze?

- Myślisz, że możemy nadal..? - zapytał Hutch, przyciskając policzek do jego włosów.

- Ja z ciebie nigdy nie zrezygnuję, nigdy - podkreślił.

Hutch odsunął się od niego i popatrzył mu w oczy, pozwalając mu zobaczyć wszystko, co dotąd starał się ukryć. Nawet przed sobą.

- Starsk, ja już niczego nie jestem pewny - wyszeptał.

- Tutaj nie jesteś pewny - Starsky przesunął kciukiem po jego skroni. - Ale tu - dotknął dłonią jego serca. - Tu wiesz, co czujesz. A ja wiem, że nigdy nie chciałeś ode mnie czegoś więcej niż przyjaźń. Fizyczna część, to tylko część tego, kim jesteśmy. Z niej też nie zrezygnuję. Nigdy. Hutch, ufam ci. Wiem, że nigdy nie chciałbyś czegoś, nie mogę ci dać. Może i nie wiem czego ty chcesz, ale wiem czego ja chcę. Chcę ci znowu móc patrzeć w oczy i wiedzieć, że nie odwrócisz wzroku. Chcę widzieć w twoich oczach czego chcesz. Nie chcę żebyś się ukrywał przede mną. Nie musisz tego robić. Chcę móc cię dotknąć, tak jak dotąd, bez względu na to gdzie jesteśmy. Chcę żebyś znowu do mnie mówił, kiedy coś cię cieszy i kiedy coś cię boli. Chcę żebyś pozwolił mi sobie pomóc, kiedy potrzebujesz pomocy i był blisko, kiedy ja potrzebuję ciebie. A jeśli to oznacza, że musisz trzymać mnie w ramionach, kiedy zasypiasz i tak samo się budzić, to przestań się zastanawiać i zrób to. Nie będzie to pierwszy raz i nie będzie ostatni - Starsky uśmiechnął się lekko i trzepnął go w ramię.

Hutch przez chwilę jeszcze patrzył mu w oczy, ale wreszcie odsunął się i oprał wygodniej o kanapę. Fakt, że Starsky zdecydował się na tę ckliwą scenę powiedział mu więcej niż całe to oświadczenie.

- Nadal ją kochasz? - zapytał cicho.

Starsky sięgnął po swoje piwo i westchnął ciężko, wzruszając ramionami.

- Chciałem. Myślałem, że... - przerwał na chwilę, bawiąc się etykietą. - To nie była miłość. Powiedziałem to, żeby siebie przekonać.

- I sprawdzić mnie? - Hutch przechylił głowę i zerknął na niego z zaciekawieniem.

- Raczej ją - sprecyzował Starsky.

- Ją? - Hutch uniósł brwi.

Starsky znowu westchnął.

- Hutch, ja nie jestem ślepy - popatrzył na niego szczerze. - Nawet jeśli jestem zakochany. Tak, ona to zagrała rewelacyjnie, ale ciebie znam - dźgnął go palcem miedzy żebra. - Myślisz, że nie widziałem, co ona z tobą robi? Chyba myślałem, że jeśli to powiem, to z niej zrezygnujesz. Nie chciałem, żeby cię skrzywdziła. Ona musiałaby wybrać, a jakikolwiek wybór najbardziej dotknąłby ciebie, po tym, co ci się ostatnio stało.

- Ona nie potrafiłaby wybrać - Hutch potrząsnął głową ze smutkiem. - Wiesz, że nie potrafiła tego dzisiaj zrobić.

- Wiem - Starsky roześmiał się gorzko. - Kazałaby tobie wybierać gdyby miała taką możliwość.

- Albo tobie - dodał szeptem Hutch.

Starsky tylko wzruszył ramionami i napił się piwa.

- Kochałeś ją kiedyś? - zapytał tym razem on.

Na to pytanie Hutch znał odpowiedź od samego początku.

- Nie. Ani przez chwilę.

Starsky spojrzał mu w oczy, a Hutch musiał zadać mu jeszcze jedno pytanie, bo wybaczenie to jedno, ale wiara to całkiem coś innego.

- Nadal będziesz mógł mi ufać?

Starsky uśmiechnął się lekko.

- Hutch, sam powiedziałeś, że nie chciałeś mnie skrzywdzić. Nie mam powodu ci nie wierzyć.

Hutch zmarszczył brwi, bo to stwierdzenie mimo wszystko zabolało.

- No, ja bym znalazł przynajmniej jeden - wyszeptał.

- Też bym znalazł, ale nie będę szukał - Starsky położył mu głowę na ramieniu i zamknął oczy. - A w sprawie kanapy, to tak jak powiedziałem: ostatecznie możesz na niej nocować.

- Ostatecznie, hm? - Hutch spojrzał w jego czuprynę i uśmiechnął się łagodnie.

- Ostatecznie - zakończył dyskusję Starsky.

KONIEC

fikaton, fandomstories

Previous post Next post
Up