Ech.
Wielki Sum Namazu widocznie nie lubi rządów na lewo od LDP - co biorąc pod uwagę jego podobno równościowe inklinacje może się wydawać dziwne, ale historia mówi sama za siebie. Najpierw Kobe w 1995, a teraz to. Nie mam w sumie siły rozważać, czy wytworzy to w Japonii jakieś skrzywienie; biorąc pod uwagę klientelizm LDP, byłoby niedobrze.* Zwykle jestem odporna na takie rzeczy, bo nie mam telewizora, a
ruchome obrazki przemawiają chyba jednak najsilniej. Ale tym razem jakoś tak po ludzku mi szkoda.
Poza tym moderowałam ostatnio dyskusję przy okazji otwierania wystawy o ubiegłorocznych protestach
Czerwonych Koszul w Tajlandii. Mówiłam z wytwornym wdziękiem przez zatkany nos, a poza tym było bardzo fajnie. Zaiste, jestem umiejscowiona we właściwym punkcie łańcucha znajomości. I, ku połechtaniu mojego ego, bardzo niewiele informacji okazało się dla mnie zaskakujących. Natomiast samą
wystawę bardzo polecam wszystkim, którzy są w Warszawie - Red in the Land, Traffic, trzecie piętro. Nie dosyć, że nieźle obrazuje charakter i przebieg protestów, to jeszcze (jak na moje oko laika) ładne zdjęcia.
A teraz czas na (tak tak, wiem, czekaliście na to!) kilka drętwych anegdot z dzisiejszych zajęć z Polityki Zagranicznej Japonii, czyli Prosiaczek jak zwykle w formie. Tytuł roboczy: Wnuki rewolucji, książątka i synowie gorzelników, czyli chronologiczny przegląd osiągnięć premierów Japonii od 1951 r.
Prosiaczek: Suzuki Zenko zasłynął głównie swoją seksaferą. Miał on otóż kochankę, chyba nawet gejszę. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby któregoś dnia ona nie poszła do prasy i nie powiedziała, że premier o nią nie dba. I w społeczeństwie zawrzało. Proszę państwa, proszę się nie śmiać, ja się z tym zupełnie zgadzam. Jak ktoś, kto nie umie zadbać o swoich bliskich, ma sobie poradzić z całym państwem?
(...)
Zresztą, wiecie państwo, to stało się już taką nieformalną tradycją, że one (te kochanki - przyp. M.) publikowały potem pamiętniki. Powstała z tego cała gałąź literatury, takie podrzędne romansidła. Ale nieźle się sprzedają.
Prosiaczek: Koizumi Jun'ichiro to był w ogóle wesoły człowiek, popularny wśród młodych. Zdarzało się, że udzielał wywiadu, a tu do studia wpadały jakieś J-popowe dziewczynki, zaczynały po nim skakać, a on ucieszony. Nie nadawał się na statecznego politycznego geronta.
Marchew: Nie wypadało mu.
Na pewno nie z takimi włosami.
Prosiaczek: To na cześć Elvisa.
Marchew: YAY!
Prosiaczek: A oto wspomniany brat Kishiego,
Sato Eisaku.
Oskar: Plastuś!
Marchew: *równocześnie* George Clooney!
Oskar: Tak czy siak, brzydal.
Oskar: Ooo! Ja myślałem, że tamten poprzedni (Tanaka Kakuei, syn gorzelnika - przyp. M.) był parweniuszem politycznym, ale Miki Takeo (syn handlarza obornikiem - przyp. M.) bije go na głowę!
Prosiaczek: Panie Oskarze, proszę się nie uprzedzać. Wie pan, sake to jest towar, który sprzeda się zawsze i wszędzie.
Maciek: Obornik tym bardziej!
Zresztą, moim prywatnym bohaterem pozostaje Yamagata Aritomo, znany jako mistrz urządzania przydomowych ogródków. Dobrze jest mieć hobby.
A w ramach bombastycznego bonusa - anegdota Profesora Rowińskiego ♥ ♥ ♥
Prof. Rowiński: W czasie Wielkiego Skoku Chiny planowały w ciągu 15 lat prześcignąć gospodarczo Wielką Brytanię. Ku pokrzepieniu serc powieszono więc na naszym akademiku plakat: Wielki Smok Wschodu zdepcze zgniłą pluskwę Zachodu. Zapytałem więc mojego opiekuna roku, dlaczego Wielki Smok Wschodu potrzebuje na to aż piętnastu lat. No i w ramach odpowiedzi złożono na mnie skargę do ambasady. Jeśli o to chodzi, Wielki Smok był dużo szybszy.
A tak poza tym - nie mam życia i nienawidzę wszystkich, którzy nie mają kataru. Bądź przeklęte, o najeżone zarazkami przedwiośnie!
________________
*Podobnie jak powinnam sumie zastanowić się, czy przesunięcie Japonii zmieni położenie ich wyłącznej strefy ekonomicznej albo w jaki sposób wpłynie to na sytuację inwestycyjną i rynki finansowe. Ale mam jakieś takie poczucie nieprzystawalności. Oby szybko mi przeszło.