Jest w Białym jakoś tak około 25-27 stopni celsjusza. Spoko. Kompletnie się tym nie przejmuję. KOMPLETNIE.
Ale jak komuś zajebię za chwilę, to...! No po prostu czym ja sobie zasłużyłam na taką pogodę? Co jest w tym przesadnym grzaniu takiego fajnego? No co?! Kurważ, no. Obiecałam sobie, że nie będę przeklinać, ale nie zdzierżę! Lezę sobie spokojnie, a leje się ze mnie jak z fontanny! Przejazd z uniwerku do domu autobusem to istna męczarnia! Mózg przestał mi funkcjnować jakoś przy 20 stopniach, teraz powoli dogorywam. Nawet nie mam się jak pocieszyć, bo doskonale wiem, że przede mną jeszcze wakacje! Kolejne dwa zjebane miesiące zjebanej pogody!!!
Wybaczcie, wiem, że strasznie narzekam, ale po prostu jak jest tak gorąco to się strasznie irytuję. Nie lubię skrajnych pór roku (czyli właśnie lata i zimy), ale jakoś tylko lato działa na mnie tak, jak działa. Mam chęć mordować. Jak widzę termometr to mi się nóż w kieszeni otwiera. Kurwa!
No, ale przynajmniej mogę sobie ponarzekać i tylko tęsknie patrzeć za okno, tęskniąc na jesienią. Jesień, ech...!
Poza tym moja waga utrzymuje się w granicach 53-52 kg. Przy moim wzroście, czyli 167 cm, nie jest źle, nie :P? No, ale przynajmniej te durne ćwiczenia co wieczór jakoś mój stres uwalniają i się relaksuję trochę. Trochę.