Aug 30, 2012 20:27
Straszna się posucha na naszym community zrobiła, a akurat o czym rozmawiać ostatnio mamy. W przeciągu ostatnich paru miesięcy wyszły aż trzy filmy superbohaterskie: jeden - "Avengersi" - w przyszłym tygodniu ukażą się już na DVD. Mamy więc trzy tytuły: Marvelowskich "Mścicieli", Spider-Mana" i Batmana vel "Dark Knight Rises". Moje trzy grosze na temat wszystkich trzech tytułów po kolei:
Grosz pierwszy - "Avengers"
Film wyczekany od dawien dawna. I - jak wielu mówiło wcześniej - niemożliwy, bo jak to tak - złożyć w jeden wątki z pięciu filmów? I bohaterów - granych przez same sławy, z których żadna nie chce (i żadna nie powinna) być zmarginalizowana... Tyle aspektów, których zawalenie groziło reżyserowi pożarciem przez fanów żywcem. I jakoś się udało. Cud (oraz umiejętności).
Tym, co najbardziej doceniam w "Avengersach" jest właśnie ta płynność, z jaką Joss Whedon zebrał w jednym filmie sześć różnych historii (po jednej na każdego z bohaterów) i sprawił, by każda z postaci miała wystarczającą motywację, by brać udział w całej misji "ratowania świata". Podobało mi się też to, że każdy z bohaterów - od Thora, który jest, jakby nie patrzeć, bogiem, po Black Widow, która jest śmiertelniczką bez żadnych supemocy - jest dla fabuły ważny, ma tam konkretną rolę, a nie jest tylko ładną ozdóbką, czy postacią, która się pojawia tylko dlatego, że tak być "powinno". Trudno mi ocenić, którego z aktorów oceniam najlepiej; wszyscy byli dobrzy. Największą uwagę zwróciłam chyba na Toma Hiddlestona (prawdopodobnie dlatego, że był jedynym bad guyem) i Marka Ruffalo - gdyż jego Hulk bardzo różnił się od filmowego ("The Incredible Hulk", z Edem Nortonem) pierwowzoru.
Grosz drugi - "Niesamowity Spider-Man", czyli film, który tak właściwie nie miał nigdy powstać i na którego powodzenie niewielu chyba liczyło. Po trailerach widać było, że na pewno będzie ciekawy pod względem wizualnym - ale na wieść o tym, że to ma być reboot, chyba niejeden z nas pukał się w głowę: po diabła opowiadać kolejny raz tą samą historię? Zwłaszcza taką, która nie ma żadnych znaczeń symbolicznych: ot, jest nieśmiały i nerdowaty nastolatek, który pewnego dnia zostaje użarty przez pająka i uzyskuje przez to supermoce. Najprostszy Marvelowski scenariusz z możliwych. Tymczasem powiem szczerze, że film sprawił mi bardzo pozytywną niespodziankę: autentycznie mi się podobał, na pewno bardziej niż wersja pierwsza. Przede wszystkim: znacznie ciekawszy jest sam główny bohater, który jest o wiele bardziej podobny do Spider-Mana z komiksów. Spidey - jak chyba żadna inna z Marvelowskich postaci (może poza Deadpoolem) znany jest ze swojego humoru i ironicznego podejścia zarówno do siebie, jak i rzeczywistości (co jest ciekawą odmianą na tle bohaterów, którzy są albo infantylni albo śmiertelnie poważni). No i Gwen Stacy - główna postać kobieca - nie jest tylko durnostójką, czekającą, aż ktoś ją uratuje przed złym potworem.
Czyli - reżyserowi udało się coś, na co nikt nie miał nadziei i za to mu chwała.
Grosz trzeci - "Mroczny Rycerz Powstaje"
Ostatnia część trylogii Nolana. I - szczerze powiem - moja ulubiona, choć drugą, z szalonym Jokerem, też lubiłam. Zdecydowanie w Nolanowskich filmach błyszczą bohaterowie negatywni - w "Dark Knight Rises" genialny był Tom Hardy w roli Bane'a - naprawdę, nie spodziewałam się po nim takiego świetnego występu (przede wszystkim, że jego rola w "Incepcji", z której kojarzę go najlepiej, tak odbiega od postaci genialnego - i silnego! rzadkie połączenie - superłotra). Na Christiana Bale'a w roli Batmana nie mam co narzekać; no ale Bane... Właściwie po obejrzeniu tego filmu z chęcią obejrzałabym drugi, poświęcony tylko jemu.
***
Gdybym miała powiedzieć, który z tych filmów najbardziej mi się podobał... Hmmm... Na pewno wybór między pierwszym a drugim miejscem jest trudny. Chyba jednak nowy "Batman" jest najlepszy - choć "Avengers" są z pewnością zabawniejsi i mają większy potencjał, gdy chodzi o oglądanie drugi, trzeci i dwusetny raz (najlepiej z przyjaciółmi).
Przy okazji: zawsze gdy to tylko możliwe, polecam obejrzenie chociaż raz lubianego filmu w wersji z komentarzami (najlepsze są chyba do "Kapitana Ameryki"; nie mogę się doczekać DVD o Avengers).
A jak wam się podobały te trzy filmy? Które z nich chcielibyście (jeszcze raz) obejrzeć?
rozmowy filmowe