Na dobre i na lepsze [8/?]

Nov 02, 2008 15:27

Tytuł: Na dobre i na lepsze
Spoilery: Do wszystkich poprzednich części, BSG do 4x09 włącznie, oraz naszych strasznych umysłów. Dzieje się sześć lat po akcji "Kochajmy się!!!1!1!11".
Ostrzeżenia: Wszystko, co złe i gorsze, homonormatywność, rozmnażanie, nieodpowiedzialne rodzicielstwo i tym podobne.
Słów: ~1530


Trzy tygodnie wcześniej

Lee Adama nie lubił dzieci.

Może była to wada genetyczna, może - efekt urodzenia się i wychowania w rodzinie Adamów, o której powiedzieć, że była toksyczna to mniej więcej jak nazwać skutki ludobójstwa „nieprzyjemnymi dla ludzkości”. W każdym razie, Lee nie cierpiał dzieci. Nie lubił ich na zdjęciach, nie lubił ich na żywo, a ich towarzystwo doprowadzało go do chęci dokończenia zaczętej przez Cylonów zagłady.

Nawet towarzystwo Faith.

Faith uśmiechnęła się do niego z drugiego końca stołu.

Zwłaszcza towarzystwo Faith, poprawił się Lee i przełknął kolejną tabletkę.

- Co to znaczy „zbrodnia nienawiści”, wujku? - zapytała Faith, układając usta w podkówkę i prezentując imponujący wytrzeszcz. Lee domyślał się, że wyczytała coś gdzieś o niewinnym spojrzeniu.

- To to, co spotka cię jeśli będziesz mnie usiłowała władować w ten sposób na minę, młoda osobo. Dobrze wiem, że w tym tygodniu zmusiłaś już do podania ci definicji co najmniej sześć osób.

Czasami żałował, że znaleźli wtedy Helo i Athenę. Może ci dwoje wychowaliby to dziecko na coś zbliżonego do człowieka. Czy też, jak to się obecnie mawiało, jednostki emocjonalno-kognitywnej. Och, kogo oszukiwał, znając życie biedni Agathonowie wróciliby z podwiniętymi ogonami, odkrywszy, że czasami geny nie tyle wygrywają z wychowaniem, co spuszczają mu łomot i - spłakane i zasmarkane - odsyłają do domu.

Faith zmarszczyła swoje brewki i westchnęła.

- To współżycia płciowego też mi wujek nie wytłumaczy?

Lee wlepił wzrok w zegarek.

- Wujek Sam jest zabawniejszy. Opowiada mi o podkładaniu bomb pod mostami - stwierdziła wreszcie Faith. - I wujku, a co to jest „narkoman”?

- Jedz warzywka - odpowiedział mniej zabawny wujek Lee.

*~*~*

Przygotowania do wesela spędzały Racetrack sen z oczu. Kiedy wreszcie udało jej się czasem zamknąć oczy na dłużej niż dwadzieścia pięć minut, dręczyły ją koszmary pełne przypalonego karmelu, poplamionych sukienek i gości śmiertelnie alergicznych na odpowiednio cukier, alkohol, szkło i dwutlenek węgla.

Nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak spokojna i bezstresowa była praca pilota. Wszystko to byłoby jednak zauważalnie bardziej znośne, gdyby jedna z panien młodych niespodziewanie nie zwariowała (bardziej, niż zwykle).

- Ty i tak spędzasz z Karą znacznie mniej czasu, niż ja - stwierdziła Caprica, gdy Racetrack wyraziła przy niej swoje zdanie.

Kara „Starbuck” Thrace niespodziewanie wbiła sobie do głowy, że najlepsze, co może zrobić dla dobra ludzkości, to przekazać swoje geny. Niestety, nie mówiła o klonowaniu.

- Jeżeli i ty zwariujesz, to ja się wypisuję - powiedziała Racetrack. - A wtedy możecie brać ślub w samej bieliźnie i przy akompaniamencie MEssiah.

- Brzmi kusząco - rzekła Caprica grobowo. - Pamiętaj, mówię ci o tym tylko dlatego, żebyś nie dziwiła się, jeśli Kara nagle zacznie mieć loty.

Racetrack zmełła w ustach pytanie „Większe niż zwykle?” i zadała inne, bardziej w tej sytuacji istotne.

- To kto ma być ojcem?

*~*~*

D’Anna była wściekła.

- Pokazywać śluzę sześciolatce. Lauro.

- Musiała zobaczyć ją wcześniej czy później - powiedziała Roslin obronnym tonem. - Nie ma sensu wychowywać dzieci w izolacji od prawdziwego świata!

- Lauro.

- Przykro mi, że nie podzielasz moich zainteresowań.

- Lauro.

- Naprawdę, czuję się zraniona.

D’Anna złapała się rękami za głowę.

- Koniec - powiedziała. - Przechodzisz na odwyk.

Roslin zamarła w pół słowa.

- Od zaraz.

*~*~*

- Zdecydowałaś się? - zapytała Caprica.

- Czy to podchwytliwe pytanie?

Caprica wymownie wzruszyła ramionami. Kara podniosła wzrok znad „Twojego dziecka”.

- Nie, dalej nie jestem pewna, czy z Leobenem to jest najlepszy pomysł.

- Ale przecież sam się zaoferował, prawda?

- Co tym bardziej nasuwa wątpliwości, czy nie zacznie mieć jakichś lotów.

- Obiecał, że będzie się zachowywał. Poza tym chyba nie chcesz, żeby udzielał ci ślubu ktoś zupełnie obcy, prawda?

Kara skrzywiła się tylko. Caprica zalała dwie kawy i sięgnęła po cukier.

- A w ogóle, to pytałam o to, czy jesteś zupełnie pewna z tym dzieckiem. I jeśli tak, to z kim miałabyś je mieć.

Kara nagle nie była do końca pewna, co zrobić z rękami.

- Nie wiem - powiedziała po chwili. - Nie mam pojęcia. Ale nie jest to chyba najgorszy pomysł pod słońcem, prawda? To znaczy, dobrze sobie poradziłyśmy z Faith, prawda? Rozmowa z Roslin dała mi do myślenia.

Caprica miała szczerą ochotę zapytać, czy Roslin użyła szantażu czy sugestii podprogowej, ale ugryzła się w język.

W pokoju obok Faith rozpruwała brzuszki lalkom i planowała przejęcie władzy nad światem przy użyciu armii aligatorów.

*~*~*

Gaius Baltar tęsknił za czasami, gdy otaczały go tłumy ludzi udających jego przyjaciół. Ludzi, którzy w trudnej chwili zaoferowaliby by mu pocieszenie w swoich ramionach (nie, żeby narzekał na kij, skądże znowu) i z zainteresowaniem wysłuchaliby jego narzekań na podły upór Gaety. Ludzi, którzy mogliby mu doradzić w kwestii małżeństwa - i którzy na jego oświadczyny zareagowaliby entuzjazmem i natychmiastową chęcią wyznaczenia daty.

W tej chwili nawet jego własna osobista asystentka, Ósemka imieniem Sadie, była bardziej zainteresowana admirałem przedszkolankiem Agathonem niż samym Gaiusem.

- Nie wiem, naprawdę, czemu Gaeta nie chce się zgodzić na ślub - powiedziała Sadie, wysłuchawszy z kamienną twarzą kolejnej porcji Gaiusowych wyznań. - Ale tu masz grafik na najbliższy miesiąc, wpisałam ci wesele Thrace i Capriki, żebyś nie zapomniał.

- Dzięki - mruknął ponuro Gaius. - Też się wybierasz?

- Oczywiście - przytaknęła Sadie gorąco. - Przecież tam będzie Helo.

Los zdecydowanie się na niego uwziął.

W skrzynce Gaius znalazł kolejny list od fanatyczki. Nie poprawiło mu to humoru.

- Co za podły świat - powiedział, wchodząc w progi mieszkania. Gaeta nawet nie udawał współczucia; był maszyną bez serca i człowiekiem z żelaza. Gaius nie wiedział, czemu zawsze wiąże się z takimi okrutnymi, nieznającymi litości jednostkami.

- Jeżeli zaczniesz mi go czytać na głos, to wystawię walizki za drzwi - ostrzegł Feliks.

Gaius zatrzasnął za sobą drzwi studia. Zamierzał produktywnie wykorzystać swoje cierpienie.

Cóż innego mu pozostało?

*~*~*

Helo przebudził się z koszmaru, w którym dowiedział się, że Athena zginęła dwa lata temu i została podmieniona na inną Ósemkę, która podszywała się pod nią tak umiejętnie, że nawet nie zauważył.

Oczywiście, dzwonił telefon. Helo spojrzał z nadzieją na żonę, ale Athena albo rzeczywiście spała smacznie, albo symulowała celem uniknięcia rozmowy z Karą.

- Nie zapomnę ci tego - oznajmił do jej pleców, po czym sięgnął po słuchawkę. - Jest trzecia w nocy - stwierdził.

- Wcale że nie, bo czwarta - odpowiedziała Kara. - Obudziłam cię?

- Coś się stało? - Helo nie miał ochoty na puste pogawędki. Odczuwał za to przemożną chęć złapania jeszcze chociaż z godziny snu, zanim najmłodsze Agathoniątko zacznie budzić się na wczesne śniadanie.

- Czy planujesz mieć więcej dzieci? - zapytała Kara. Gdzieś w tle Helo usłyszał pełne zgrozy „Teraz to już naprawdę cię pojebało” Capriki.

- Musiałabyś zapytać Atheny - powiedział ostrożnie Helo.

- Dzieci nie z Atheną - uściśliła Kara.

Helo nie zdążył zastanowić się nad odpowiedzią, kiedy Athena, nagle zupełnie przytomna, usiadła gwałtownie w pościeli i odebrała mu słuchawkę.

- Kara? Cześć - rzuciła gniewnie. - Powiedz tej suce, która by to tym razem nie była, że JA rodzę wszystkie dzieci Helo. Ja. Jasne?

Helo nie dosłyszał odpowiedzi Kary, ale Athena nieco złagodniała.

- Nie warto tracić czasu na inne Ósemki - powiedziała pocieszającym tonem. - To dobranoc.

*~*~*

Kiedy Kara odłożyła słuchawkę, Caprica leżała z głową ukrytą w poduszkach.

- Popierdoliło cię - stwierdziła. - Dziecko z Helo? Z Helo?! Przecież Athena by cię zabiła.

- E tam, nie dałabym się jej.

- Poza tym, Helo i ty, to by było takie… nie wiem… nienaturalne.

Kara powstrzymała się od komentarza na temat naturalności jakichkolwiek związków z Tighem.

- Sama kiedyś stwierdziłaś, że Helo jest najbardziej normalną ze znanych nam osób - zauważyła.

- Mogłabym się kłócić na temat genów i wychowania, ale, na miłość boską, nie o czwartej nad ranem - oznajmiła Caprica spod poduszek.

- Wolałabyś, żebym zapytała Baltara?

- Nawet na ten temat nie żartuj.

- Jest wybitnie inteligentny i ma świetne włosy…

- Ten temat zupełnie nie jest śmieszny.

- Wcale że tak.

- Uduszę cię poduszką, jeżeli tego trzeba, by cię uciszyć.

- Bylibyśmy wielką pojebaną rodziną!

Caprica wykonała manewr nogami i zepchnęła Karę z łóżka, po czym zrzuciła na nią kołdrę i poduszkę.

- Pokój Faith jest tam. Do zobaczenia rano.

Kara chichotała na podłodze. Caprica położyła swoją poduszkę na głowie, pal licho loki.

*~*~*

Sam Anders nie uważał się za jednostkę wybitnie inteligentną.

Co prawda, niezaprzeczalnie zdarzało się, że ludzie brali go za głupszego, niż był. Wiedział, że taki już jest los wyjątkowo pięknych i akceptował to. Nie brakowało mu wszak zdrowego rozsądku, spostrzegawczości ani wiedzy o świecie. Bywał nieco naiwny, ale to tylko dlatego, że miał kryształowy charakter i zapominał czasem, że większość ludzi jest podłymi egoistami.

Tak przynajmniej lubił to wszystko sobie tłumaczyć.

Czasami jednak miał wrażenie, że rzeczywiście bywa idiotą. Co prawda w tym konkretnym przypadku jego własna głupota była znacznie mniej rażąco niż głupota drugiej strony, mimo to jednak…

- Lee?

Lee wyszedł spod prysznica odziany w sam ręcznik. Sam dzielnie oparł się pokusie zrobienia tego, co byłoby w tej sytuacji najbardziej naturalne.

- Lee, jest pewien problem.

- Tak? - Lee rozwiązał ręcznik i zaczął się wycierać. Sam był rozdarty między trzema opcjami działania - przystąpieniem do ataku na byłego pana prezydenta, zaatakowaniem Lee za roznoszenie wody po mieszkaniu i wyznaniem prawdy na temat zaistniałego problemu.

Nawet kłótnia o kałużach wydawała się bardziej kusząca niż to ostatnie.

- Lee… Ślubu nie będzie.

Lee zamarł.

- Co?

- Ślub Kary i Capriki. Nie będzie go.

- Nie, słyszałem. Ale czemu?!

- Kara i ja nie wzięliśmy nigdy rozwodu.

na dobre i na lepsze, athena, trójka, kara, sam, gaeta, helo, laura roslin, faith, caprica six, lee, gaius, racetrack

Previous post
Up