Prompt:
niebo błękitne nad nami Fandom: poterrolandia.
Występują: Remus Lupin, Lilly Evans, James Potter, moja własna Maggie Gray, tytułowa Kałamarnica i Bohater Specjalny (:
Spoilery: nie
Słów: 1 492
Kałamarnica wieczorową porą...
- No. To teraz trzeba się tylko zastanowić, jak z tym wszystkim zmieścimy się w przedziale.
Lily Evans odgarnęła rudą grzywkę ze spoconego czoła. Tego, że pozwoliła Maggie obciąć sobie włosy, żałowała już od chwili, gdy pierwsze rude pasmo spadło na podłogę. Z przerażeniem zamknęła wtedy oczy, co zaowocowało jeszcze gorszym skutkiem. Kiedy je otworzyła, zobaczyła w lustrze rudzielca z zielonymi oczami i piegami na nosie. Jednak zamiast długich loków zebranych w kitka miała na głowie strzechę długości kilku centymetrów, w której każdy włos sterczał w inną stronę. A czoło przykrywała gruba, prosta grzywka. Szok był tym większy, że dziewczyna nigdy jeszcze w swoim szesnastoletnim życiu nie miała grzywki.
Lily nie umiała się długo gniewać na Maggie. Na każdego innego, owszem, ale na jedną Maggie - nigdy. Dlatego teraz, kilka godzin po tym nieszczęsnym zabiegu kosmetycznym, mogły w miarę spokojnie pakować kufry przed powrotem do domów.
- Właściwie... - Maggie zanurkowała pod wysokie łóżko, by sprawdzić czy nic tam nie zostawiła. - Właściwie to one odrosną przez wakacje. Trochę... - Kiedy wynurzyła się z zaczerwienioną twarzą, oberwała zieloną poduszką.
Lily stała tyłem, chowała różdżkę do kieszeni spodni.
- Nie zaczynaj. - Pogroziła współlokatorce palcem. - Idę na błonia.
Trzasnęła drzwiami. Maggie zasępiła się - chyba jednak Lily była na nią trochę zła. Normalnie zabrałaby ją ze sobą.
Maggie! - pacnęła się w czoło otwartą dłonią. - Ona się umówiła!
Olśniona tą myślą, nie zastanawiając się ani chwili, wyszła z pokoju, starając się nie robić hałasu. Lily z kimś się umawia i jej, Maggie, o tym nie mówi?! Coś tu nie gra.
Remus Lupin siedział na parapecie w pokoju wspólnym. Patrzył na spokojną taflę jeziora, połyskującą w świetle czerwcowego słońca i kontury wzgórz, które łagodnie rysowały się na tle jasnoróżowego nieba.
Jego kufer już od wczorajszego wieczora stał pod łóżkiem, gotowy do wyruszenia w drogę. Spieszyło mu się do domu, bo im szybciej się tam znajdzie, tym szybciej zacznie się włóczęga po pokrytych mchem i wrzosami walijskich górach. Remus lubił poczucie wolności, jakie dawała wędrówka z wiatrem, wyzwalało morze rozbijające się o strome wzniesienia...
Nagle usłyszał trzask zamykanych drzwi i szybkie kroki na schodach. Po chwili w pokoju wspólnym pojawiła się Lily Evans. Na widok Remusa zatrzymała się gwałtownie, gdyż ten uważnie się jej przyglądał. A do tej pory nie robił tego zbyt często, właściwie - nigdy.
Wreszcie odezwał się, burząc głęboką i pełną napięcia ciszę panującą w pokoju.
- Obcięłaś włosy. - Powiedział. - W dłuższych było ci lepiej - zawyrokował nie bez drwiących nutek w głosie.
Twarz Lily w ciągu kilku sekund przeszła istną rewolucję: od łagodnego zaskoczenia, przez wyraźne zastanowienie, aż do nieskrywanego oburzenia. Kilka razy otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć - Remus nie był specjalnie ciekawy jej słów, dlatego ponownie spojrzał za okno - Lily machnęła więc ręką i wyszła z pokoju.
Lupin powrócił myślami do wrzosów i morza, ale widocznie nie dany mu był dzisiaj spokój. Najpierw dziwnie podekscytowany James miotał się po sypialni całe popołudnie. Na delikatną aluzję zareagował nad wyraz gwałtownie, dlatego też Remus wyemigrował na jakiś czas. Zamierzał pójść na błonia, ale coś zatrzymał go tutaj, i tutaj już został.
Teraz jego uwagę odwróciła burza czarnych loków, miotająca się po pokoju. Istota odziana w ciemne ubranie przerzucała poduszki na kanapach, mamrocząc pod nosem przekleństwa znajomym, trochę zachrypniętym głosem.
- Maggie?
Istota podskoczyła, zrzucając serwetkę ze stołu. Na podłogę posypały się też liczne "pierdoły", jak Syriusz nazywał to, co gryfońska brać zostawiała zazwyczaj na stołach.
- Może to pytanie zabrzmi niepoważnie i zadane zostanie niepotrzebnie, ale - co ty, na Morganę, wyprawiasz,?
- No... Ja tak jakby gdzieś zgubiłam różdżkę.
- Tutaj? Mogę cię zapewnić, że przez ostatnie dwie godziny się tu nie kręciłaś.
- Eee... - Maggie podrapała się niepewnie za uchem, który to widok rozśmieszył Remusa. Dziewczyna powtarzała gest typowy dla Syriusza.
- Bardzo zabawne, Lupin - mruknęła bez entuzjazmu, po czym znów oddała się energicznym poszukiwaniom.
Remus niechętnie sięgnął po swoją różdżkę. Zależało mu na odrobinie spokoju. Może jak pomoże tej biednej dziewoi, opatrzność i nad nim się ulituje?
- Accio różdżka.
Jednak nic się wydarzyło. Remus wzruszył ramionami.
- Nie ma jej tu. Możesz już iść.
Maggie obdarzyła go nieżyczliwym spojrzeniem.
- Naprawdę nie wiem, czemu tak się starasz, żeby wszyscy cię lubili.
Po chwili trzasnęły drzwi i Lupin został sam.
- Remusie, czyżbyś w jej głosie słyszał ironię? - zapytał sam siebie, ponownie wzruszył ramionami i również opuścił pokój wspólny w nadziei, że może na błoniach nie będzie tak tłoczno.
Kiedy otworzył drzwi wyjściowe, przystanął na chwilę zaintrygowany.
Maggie już na korytarzu podejrzewała, że zgubiła Lily. Kiedy wydostała się z zamku, miała pewność.
- Pozostają ci teraz dwa wyjścia - monologowała, siedząc na wysokim murku i wymachując nogami. - Albo wrócisz do pustej sypialni, mijając po drodze wyjątkowo stetryczałego dziś Lupina, albo skorzystasz z ładnej pogody i pójdziesz na błonia.
Maggie zastanowiła się chwilę. Zdecydowanie, druga opcja była o wiele bardziej ekscytująca. Wszystko było bardziej ekscytujące od siedzenia w pustym pokoju.
- I jest nikła szansa, że czystym przypadkiem napatoczysz się na Lily i jej tajemniczego kochanka. Tak, to zdecydowanie lepszy pomysł!
Kiedy zeszła ze schodów, zatrzymała się na chwilę. Wydawało jej się, że słyszy za sobą jakieś kroki. Jednak kiedy się odwróciła schody były puste. Jeszcze dwa razy powtórzyła ten manewr, ale niczego podejrzanego nie zauważyła.
Ruszyła zatem dziarsko w stronę zachodzącego słońca i taplającej się w jeziorze kałamarnicy.
Remus uśmiechał się za każdym razem, kiedy dziewczyna odwracała się, nie widząc go, ukrytego za murowanym lwami. Jego wilkołacza przypadłość miała kilka zalet, może nie na tyle silnych, by przeważyć wady, ale jednak przydatnych. Na przykład umiał chodzić ciszej niż zwykły czarodziej.
Początkowo Lupin nie miał zamiaru jej śledzić. Ale kiedy dotarł za nią nad jezioro, dziewczyna niespodziewanie się odwróciła. Remus nie miał już gdzie się schować.
- Lupin!
- Gray, co za niespodzianka.
- Nie udawaj zaskoczonego, przecież za mną szedłeś i... - umilkła, pod pełnym politowania spojrzeniem chłopaka.
- Stetryczały? - zapytał, unosząc brew. - Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał.
Maggie spojrzała na czubki swoich tenisówek. Cholera, znów zapomniała je wyczyścić! Ale że Lily jej nie zwróciła uwagi?
Właśnie! Remus! On może wiedzieć, gdzie ona poszła! Trzeba go zapytać.
Toteż Maggie niezwłocznie to uczyniła.
Remus podszedł do brzegu jeziora. Obserwował macki kałamarnicy, wciągające pod wodę przerażonego kaczora*. Kałamarnica chciała się tylko bawić, a biedne ptaszysko umierało już pewnie na zawał serca.
- Lupin! Pytałam o coś!
- Słyszałem, ale nie interesuje mnie temat Evans, więc nie wiem, gdzie ona jest.
Przez chwilę patrzył jeszcze na migotliwą taflę jeziora, kiedy uparte brązowe oczy przyciągnęły jego spojrzenie.
- Nie lubisz jej.
Nie odpowiedział, uznał że stwierdzenie tego nie potrzebuje. I rzeczywiście, nie potrzebowało. Maggie nie potrzebowała współrozmówcy, sama sobie wystarczała w zupełności. Nie potrzebowała też słuchacza, wobec czego Remus miał już zamiar odejść, kiedy dostrzegł mackę kałamarnicy, obejmującą łydkę Maggie. Dziewczyna stała tuż nad wodą, wystarczyło jedno szarpnięcie, by wpadła do jeziora.
- Kaczor zdechł - oznajmił Lupin, przerywając monolog Maggie.
- Co?
Remus wskazał na ciało ptaka, unoszące się na powierzchni wody.
- Kaczor zdechł, a kałamarnica znalazła sobie nową zabawkę. Właśnie oplata twoją nogę.
Dziewczyna spojrzała w dół i wrzasnęła przerażona. Remus również się przestraszył. Jeśli ta dziewczyna zaraz zacznie skakać, wpadnie do wody. Jeśli wpadnie do wody, będzie musiał się za nią rzucić i ją uratować - bądź co bądź, był Gryfonem, a to zobowiązuje. A wody Remus Lupin za bardzo nie lubił, zwłaszcza zimnej, zwłaszcza w pobliżu kałamarnicy. Dlatego po krótkiej analizie, chwycił Maggie za rękę, strzelił w oślizgłą mackę fioletowym promieniem i odciągnął dziewczynę na bezpieczną odległość.
Wyrzuceni siłą impetu, upadli na trawę.
Remus szybko zmienił pozycję na siedzącą, jednak Maggie leżała z uśmiechem wpatrzona w niebo.
- Spójrz, jakie tutaj jest niebieskie! - krzyknęła zaskoczona.
Remus uniósł głowę. Rzeczywiście, niebo nad nimi było niebieskie, niby malowane akwarelą. Położył się obok Maggie. Leżeli tak milcząc, porażeni błękitem nieba tego ostatniego wieczoru.
Kto wie, czy nie leżeliby tak do rana, gdyby Lily Evans nie zauważyła czarnej czupryny przyjaciółki, rzucającej się w oczy w okolicy jeziora. Pociągnęła Jamesa za rękę i razem poszli w jej stronę. Kiedy Lily zauważyła, kto leży koło Maggie, natychmiast pożałowała swojej decyzji.
- Remus? - James również to zauważył. - I Gray? Tutaj?
- Móglbyś nie zadawać głupich pytań? - syknęła Lily, odgarniając grzywkę. - Powiedz im, że już późno.
- A dlaczego ja?
- James!
- No dobra, dobra...
Wracała do zamku w pewnej odległości za tamtą trójką. Jednym z powodów, dla których unikała Jamesa tak długo, był Remus Lupin. Nie znosili się. Czasem umieli się porozumieć, ale na ogół odzywali się do siebie sarkastycznymi uwagami. Lily bała się również jego oczu - zdawały się co prawda ukrywać jakąś tajemnicę, ale jednocześnie świdrowały ją na wylot.
Lily westchnęła. Jak dobrze, że nie zobaczy tego dziwaka przez dwa miesiące.
Z oddali dobiegł chlupot. Lily, James, Maggie i Remus odwrócili się, by zobaczyć, jak wielka kałamarnica podrzuca radośnie ciało kaczora. Na ten widok nie można było się nie uśmiechnąć.
* skojarzenia jak najbardziej słuszne.